Myśląc rodzina

31 grudnia 2023 roku

Spoglądamy dzisiaj uważnie na całą Świętą Rodzinę: Jezusa, Maryję i Józefa. Możemy sobie nawet wyobrazić, że oto w stajence betlejemskiej Matka Boża pozostaje skoncentrowana w pełni na Niemowlęciu, podczas gdy Jej Małżonek przy wejściu wita gości: pasterzy i mędrców. „Sławcie Pana, wzywajcie Jego imienia,/ głoście Jego dzieła wśród narodów./ Śpiewajcie i grajcie Mu psalmy,/ (…) zawsze szukajcie Jego oblicza” (Ps 105,1-2a.4b).

Obojga żydowskich Rodziców ożywiała nieskażona wiara na wzór Abrahama, praojca Narodu Wybranego (por. Rdz 15,6; Hbr 11,8), który był pewien, że Bóg „na wieki pamięta o swoim przymierzu” (Ps 105,8). Punktem kulminacyjnym tego przymierza zawartego między Bogiem i potomstwem Abrahamowym miały być oczywiście narodziny Zbawiciela świata; i oto właśnie w małżeństwie Maryi i Józefa, tworzącym pobożną rodzinę, Boże „Dziecię rosło i nabierało mocy, napełniając się mądrością” (Łk 2,40).

Świątecznie myślimy dzisiaj o każdej rodzinie, szczególnie o tych, w których uwidaczniają się jakieś symptomy kryzysu. Miłość małżeńska, wzmocniona niegdyś uroczystą przysięgą ślubną (i zamanifestowana na ogół wspaniałym przyjęciem weselnym), oznacza przecież zawsze pewne zadanie do wykonania, od którego nie ma już odwrotu i które pozostaje ciągle jakby niewyczerpane. I na tym właśnie ostatecznie polega wzniosłość instytucji małżeństwa, które musi trwać w wierności, uczciwości i nierozerwalności aż do śmierci męża lub żony.

Gotowi, aby wielbić

24 grudnia 2023 roku

Dziewica Maryja wspaniałomyślnie zgadza się wobec archanioła Gabriela na to, by z Ducha Świętego poczęła Syna Bożego (por. Łk 1,35): „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa twego” (Łk 1,38). W ten sposób urzeczywistnia się proroctwo Natana sprzed tysiąca lat, że Bóg wzbudzi Dawidowi „potomka” (2 Sm 7,12), którego „królestwo będzie trwać na wieki” (2 Sm 7,16); dla „Boga bowiem nie ma nic niemożliwego” (Łk 1,37).

W czwartą Niedzielę Adwentu słowami Psalmu 89 wyrażamy Bogu, „który jedynie jest mądry” (Rz 16,27), wdzięczność za spełnienie się tej obietnicy prorockiej w Jezusie Chrystusie: „O łaskach Pana będę śpiewał na wieki,/ Twą wierność będę
głosił moimi ustami/ przez wszystkie pokolenia./ Albowiem powiedziałeś:/ «Na wieki ugruntowana jest łaska»,/ utrwaliłeś swą wierność w niebiosach” (Ps 89,2-3).

Nasze życie religijne, poczęte sakramentalnie z Ducha Świętego w momencie chrztu, także powinno przebiegać w harmonii z wolą Boga, czyli „zgodnie z Ewangelią” (Rz 16,25). Niech zatem Zbawiciel odpuści nam teraz resztki nieprawości, byśmy z nieskrywaną radością oczekiwali Jego bliskich już narodzin, i to nie tylko w betlejemskim żłóbku, ale nade wszystko w naszych duszach. To przecież moje serce ma stać się niejako tym Dawidowym pałacem cedrowym (por. 2 Sm 7,2), w którym zamieszka na dłużej sam Bóg przychodzący z nieba, Opoka naszego zbawienia (por. Ps 89,27). Jak pisał Adam Mickiewicz (zm. 1855) w utworze Boże Narodzenie: „Wierzysz, że się Bóg zrodził w betlejemskim żłobie,/ Lecz biada ci, jeżeli nie zrodził się w tobie”.

Gotowi, aby się radować

17 grudnia 2023 roku

Jan Chrzciciel już wie, że w tłumie ludzi zgromadzonych wokół niego po drugiej stronie Jordanu znajduje się oczekiwany Mesjasz: „Pośród was stoi Ten, którego wy nie znacie, który po mnie idzie, a któremu ja nie jestem godzien odwiązać rzemyka u Jego sandałów” (J 1,27). W tej perspektywie dla Jana Chrzciciela wydaje się niestosowne, by siebie samego pojmować jako jednego z proroków (por. J 1,21); on jest raczej „głosem” (J 1,23), który radośnie oznajmia ludziom, że oto teraz właśnie
nadszedł już czas spełnienia się dawnych proroctw mesjańskich: „Ogromnie się weselę w Panu, dusza moja raduje się w Bogu moim, bo mnie przyodział w szaty zbawienia” (Iz 61,10).

Ta trzecia Niedziela Adwentu nieprzypadkowo nosi łacińską nazwę Gaudete! – Radujcie się! Jan Chrzciciel powoli jakby schodził z adwentowej sceny, zostawiając ją wyłącznie Maryi, noszącej już pod swym sercem Boże Dziecię. To dlatego właśnie zamiast jednego ze stu pięćdziesięciu psalmów Dawidowych usłyszymy dzisiaj (w ramach śpiewu międzylekcyjnego) Jej Magnificat: „Wielbi dusza moja Pana/ i raduje się duch mój w Bogu, Zbawicielu moim” (Łk 1,46). Maryja zapewnia nas, że miłosierdzie przychodzącego Syna Bożego urzeczywistniać się będzie „z pokolenia na pokolenie/ nad tymi, którzy się Go boją” (Łk 1,50).

W tę niedzielę stajemy wobec tak wzniosłej tajemnicy zbawczej w postawie szczerej wdzięczności, ale i niemałego lęku; wszak już niedługo objawi się chwała Pańska (por. Iz 61,11). Trwajmy w świętości: „taka jest bowiem wola Boża w Jezusie Chrystusie” (1 Tes 5,18).

Gotowi, aby się nawrócić

10 grudnia 2023 roku

„Przygotujcie drogę Panu, prostujcie dla Niego ścieżki” (Mk 1,3). Takie orędzie świętego Jana Chrzciciela, proroka symbolizującego wszystkich adwentowych rekolekcjonistów, ma nas „doprowadzić” (2 P 3,9) do „nawrócenia na odpuszczenie grzechów” (Mk 1,4). (Deutero-)Izajasz przyrównuje cały ten proces naszej wewnętrznej przemiany wręcz do nowego ukształtowania terenu: „Niech się podniosą wszystkie doliny, a wszystkie góry i pagórki obniżą; równiną niechaj się staną urwiska, a strome zbocza niziną” (Iz 40,4). W greckiej wersji Biblii, używanej w żydowskiej diasporze, ten werset brzmiał bodaj jeszcze bardziej sugestywnie: „Niech zostanie wyrównany każdy wybój, każda góra i wzniesienie – obniżone, wszystkie ostre zakręty mają zostać zaokrąglone, skalne pęknięcia – zatkane”.

A zatem, święty Janie Chrzcicielu, „podnieś mocno twój głos (…), podnieś głos, nie bój się! Powiedz: (…) Oto Pan Bóg przychodzi z mocą” (Iz 40,9-10). Wprawdzie nadchodzącemu Mesjaszowi nie jesteśmy godni „rozwiązać rzemyka u Jego sandałów” (Mk 1,7), to jednak On, niczym łagodny Pasterz (por. Iz 40,11), na pewno chce nas „szczęściem obdarzyć” (Ps 85,13), skoro „sprawiedliwość (…) kroczy przed Nim,/ a śladami Jego kroków zbawienie” (Ps 85,14). Przygotujmy więc drogę Panu,
prostujmy dla Niego ścieżki!

Dzisiejsza niedziela stanowi dla nas sposobność także do duchowego jakby zanurzenia się w oczyszczających wodach Jordanu. Niech Bóg, którego „ramię dzierży władzę” (Iz 40,10), odpuści nam grzechy, byśmy trwali już „bez plamy i skazy” (2 P 3,14). Oby łaska przychodzącego Boga spotkała się i niejako ucałowała, według sugestii Psalmu 85, z odnowioną ludzką wiernością (por. Ps 85,11); wszak „zaprawdę, bliskie jest Jego zbawienie/ dla tych, którzy Mu cześć oddają,/ i chwała zamieszka w naszej ziemi” (Ps 85,10).

PS. Od dziś do wtorku (10-12 grudnia) prowadzę rekolekcje adwentowe w „Parafii Kapucyńskiej” w Łomży.

Gotowi, aby czuwać

3 grudnia 2023 roku

Adwent, który rozpoczął się dzisiaj, jest czasem usilnego błagania Boga, by zbawczo nawiedził ziemię, „dzieło rąk swoich” (por. Iz 64,7); dlatego wołamy modlitewnymi słowami proroka: „Obyś rozdarł niebiosa i zstąpił” (Iz 63,19).

Podczas tych pierwszych dni Adwentu będziemy myśleć bardziej o powtórnym przyjściu Chrystusa u kresu dziejów, ale dzięki temu oczekiwanie na narodziny Jezusa w Betlejem nabierze znacznie większej powagi: „Czuwajcie, bo nie wiecie,
kiedy pan domu przyjdzie: z wieczora czy o północy, czy o pianiu kogutów, czy rankiem” (Mk 13,35). Te cztery pory nocy symbolizują cztery zasadnicze etapy ludzkiego życia na ziemi: dzieciństwo („z wieczora”), młodość („o północy”), dorosłość („o pianiu kogutów”) i starość („rankiem”).

W żadnym okresie nie wolno nam stłumić w sobie żaru religijności, polegającej przecież na świadomej i dynamicznej więzi z Chrystusem, od którego pochodzą łaska i pokój (por. 1 Kor 1,3). Wiemy jednak, że niejednokrotnie przypominaliśmy raczej opadłe liście (por. Iz 64,5), niesione przez wicher (por. Iz 64,5) z dala od Bożych dróg (por. Iz 63,17); doświadczaliśmy wówczas jakby uwięzienia „w mocy naszej winy” (Iz 64,6). Tym bardziej więc musimy wołać dzisiaj, na progu Adwentu, do Zbawiciela: „Wzbudź swą potęgę/ i przyjdź nam z pomocą” (Ps 80,3). Ze swej strony natomiast obiecujemy naszemu Ojcu w niebie (por. Iz 64,7): „Już więcej nie odwrócimy się od Ciebie,/ daj nam nowe życie, a będziemy Cię chwalili” (Ps 80,19).

Ta pierwsza adwentowa Msza Święta stanowi jakby intensywny kurs czuwania, wszak Bóg tutaj przykuwa naszą uwagę niezgłębioną mądrością swojego słowa i niewyczerpaną miłością swojej ofiary krzyżowej. Pod względem duchowym „nie doznajemy tedy braku żadnej łaski” (1 Kor 1,7), a więc naprawdę doświadczamy już zbawczego przyjścia Pana. Niech więc On tylko teraz odpuści nam grzechy, byśmy stali się znowu „bez zarzutu” (1 Kor 1,8), gotowi na „objawienie się Pana naszego,
Jezusa Chrystusa” (1 Kor 1,7).

Królewskie zadanie

26 listopada 2023 roku

Wczoraj, 25 listopada, minęło 228 lat, od kiedy nie mamy już w Polsce legalnego króla; wtedy właśnie, w 1795 roku, w Grodnie, ostatecznie abdykował król Stanisław August Poniatowski (zm. 1798), a Rzeczpospolita Obojga Narodów na sto dwadzieścia trzy lata utraciła niepodległość. Jednakże przez osiem stuleci naród polski ucieleśniał się w królu, który podczas intronizacji otrzymywał insygnia: koronę i berło, ewentualnie jabłko i miecz. Była m.in. dynastia Piastów i Jagiellonów, a potem królowie elekcyjni. Blisko 30 królów (dokładnie 29; wśród królów Polski byli Czesi, Węgrzy, Szwedzi, Niemcy i Francuz), począwszy od Bolesława Chrobrego w 1025 roku, zostało uroczyście koronowanych przez arcybiskupa gnieźnieńskiego lub później prymasa, na ogół w katedrze na Wawelu w Krakowie, niektórzy w Gnieźnie lub Warszawie. Na początku XVII wieku Rzeczpospolita Obojga Narodów, czyli zespolenie Polski z Litwą za pośrednictwem unii lubelskiej (1569), cieszyła się największym obszarem w historii, i to nie wskutek militarnych podbojów, ale właśnie na mocy pokojowych traktatów – obszar naszego kraju obejmował wówczas, pod rządami króla Zygmunta III Wazy (zm. 1632), który aż stolicę musiał przesunąć bardziej ku centrum, do Warszawy, prawie milion km kwadr., czyli ponad 3x tyle co dzisiaj, sięgając na wschód aż poza Smoleńsk.

Rzecz charakterystyczna, że chociaż mieliśmy wielu znakomitych królów, to jednak jak dotąd jedyną osobą kanonizowaną z tego kręgu pozostaje królowa Jadwiga Andegaweńska, żyjąca w ostatnich dekadach XIV wieku (zm. 1399). Być może trzeba do pewnego stopnia zgodzić się ze słynną tezą Johna Actona (zm. 1902; właśc. John Emerich Edward Dalberg-Acton), dziewiętnastowiecznego brytyjskiego filozofa politycznego, który twierdził, że Każda władza deprawuje, a władza absolutna deprawuje absolutnie. Wielcy ludzie są prawie zawsze złymi ludźmi (Power tends to corrupt, and absolute power corrupts absolutely. Great men are almost always bad men…). A jednak królowa Jadwiga była inna…

Urodziła się w zamku położonym na brzegu Dunaju, czyli w dzisiejszym  Budapeszcie, w lutym 1374 roku, jako córka Ludwika Węgierskiego, spokrewnionego z francuskimi Andegawenami, który jednocześnie był królem Polski po bezpotomnej śmierci ostatniego z Piastów – a mianowicie Kazimierza Wielkiego (zm. 1370). Jej babcia to Polka, córka króla Władysława Łokietka, Elżbieta. Od wczesnych lat Jadwiga uczyła się na dworze historii i geografii, gramatyki i retoryki, śpiewu i tańca, haftu i kultury osobistej, jak również języków: łacińskiego, niemieckiego, węgierskiego, polskiego i prawdopodobnie włoskiego. Była urodziwa i inteligentna. I oto nagle zmarł jej ojciec, a to oznaczało, że musi dotrzeć do Krakowa i objąć tron polski. W październiku 1384 roku, po ukończeniu przed paru miesiącami zaledwie 10 lat, została koronowana nie tyle na królową (żona króla), ile po prostu na króla Polski. W następnym roku doszło do małżeństwa z księciem litewskim Jagiełłą (zm. 1434), który trzy dni wcześniej na chrzcie otrzymał imię Władysław (II) – i rozpoczęła się w Polsce dynastia jagiellońska. Jadwiga zmarła w wieku zaledwie 25 lat, w wyniku komplikacji po urodzeniu córki; ta córka pozostawała przy życiu przez trzy tygodnie, królowa widziała jej śmierć, a potem sama odeszła do nieba cztery dni później. W czasie pogrzebu płakał po niej ponoć nawet Smok Wawelski (tak się żartuje), a lud od samego początku traktował ją jako świętą i pielgrzymował do katedry, by modlić się przy jej relikwiach, zaznając także cudów.

Kiedy święty Jan Paweł II kanonizował królową Jadwigę w Krakowie, swoją homilię rozpoczął słowami: „Długo czekałaś, Jadwigo, na ten uroczysty dzień. Prawie sześćset lat minęło od twej śmierci w młodym wieku. Umiłowana przez naród cały (…)”. Potem papież zauważył, że najgłębszym rysem jej krótkiego życia, a zarazem miarą królewskiej wielkości, był „duch służby” na rzecz powierzonego jej ludu. Bo dokładnie na tym polega polityka –  na służbie dobru wspólnemu poszczególnych obywateli i całego społeczeństwa. Jadwiga fundowała kościoły, szkoły i szpitale. Nawet swoje berło oddała Akademii Krakowskiej, dzisiaj jest to prestiżowy Uniwersytet Jagielloński, a sama posługiwała się berłem drewnianym. Gdy pewnego razu dworzanie królewscy w jakiejś wsi zabrali chłopom bydło, pokrzywdzeni udali się z płaczem do Jagiełły. Na prośbę żony król tak na zimno kazał zwrócić zagrabione mienie. Ale Jadwiga wówczas rzekła: „Zwróciłeś królu dobytek, a kto im łzy zwróci?”

Skąd królowa Jadwiga, zwana Panią Wawelską, czerpała taką moc ducha? Przekazy mówią, że młoda królowa codziennie wysłuchiwała Mszy Świętej; wtedy używano czasownika wysłuchać, a nie uczestniczyć we Mszy Świętej. W katedrze krakowskiej był czarny krucyfiks – crucifiksus po łacinie znaczy: do krzyża przybity, Chrystus ukrzyżowany. Jan Paweł II wyjaśniał: „Nieraz klękałaś u stóp wawelskiego krucyfiksu, aby uczyć się takiej ofiarnej miłości od Chrystusa samego. I nauczyłaś się jej. Potrafiłaś swoim życiem dowieść, że miłość jest największa. (…) Twoja głęboka mądrość i szeroka aktywność płynęły z kontemplacji – z osobistej więzi z Ukrzyżowanym”. Kiedy Jadwiga spędzała czas przed tym właśnie Czarnym Krucyfiksem, Jezus jej podpowiadał: Fac, quod vides – Czyń, co widzisz! Na tym krzyżu widziała ona Chrystusa, który umierał za innych. Był w koronie cierniowej na głowie; wcześniej dano Mu do ręki także trzcinę jako berło, a potem miecz przebił Mu bok. Korona, berło i miecz – to insygnia królewskie, insygnia koronacyjne. Nasze polskie insygnia koronacyjne Prusacy stopili po trzecim zaborze, został tylko miecz Szczerbiec z epoki piastowskiej. Ale przecież w życiu ziemskim „nie królewskie insygnia – jak dopowiedział Jan Paweł II – ale siła ducha, głębia umysłu i wrażliwość serca” dają niekwestionowany królewski autorytet.

W dzisiejszą uroczystość wpatrujemy się właśnie w Chrystusa Króla Wszechświata, którego pewnym odblaskiem w polskich dziejach politycznych była właśnie królowa Jadwiga. Jezus pochodził z królewskiego rodu Dawida, z pokolenia Judy (Hbr 7,14), bo takie pochodzenie miała Jego Matka Maryja i prawny ojciec Józef. To dlatego wołano do Jezusa „Synu Dawida!”  Ale istota Jego królewskości polegała na miłości. Nic więc dziwnego, że w pierwszym czytaniu mszalnym i psalmie został On zobrazowany wprost w kategoriach pasterskich. Również Król z Ewangelii to Pasterz, który oddziela owce od kozłów. A podstawę tego oddzielenia stanowi ich konkretna miłość do innych ludzi. To jest, oczywiście, opis Sądu Ostatecznego.  Prawdziwe bowiem królowanie Jezusa ujawni się przy końcu świata, gdy jako „ostatni wróg zostanie pokonana śmierć”, a Bóg stanie się „wszystkim we wszystkich”. Wtedy Chrystus zasiądzie na swym tronie pełnym chwały i zgromadzą się przed Nim wszystkie narody. Taki Sędzia postawi owce po swojej prawej, a kozły po swojej lewej stronie. Wobec tych pierwszych Król stanie się jakby adwokatem, wobec tych drugich jakby prokuratorem. Jedni i drudzy zdziwią się nieco, że wartość ich ziemskiego życia została sprowadzona do prostej miłości bliźniego, przezroczystej jednocześnie na samego Boga: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z (…) braci moich najmniejszych, Mnie uczyniliście”, a „wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tego i Mnie nie uczyniliście”. Bóg, który jest miłością, ludzi także sądzi z miłości.

A mogłoby się nam, Drodzy!, wydawać, że królewskość to jakaś potężna siła i zewnętrzny splendor, a tu się okazuje, że królewskość to prosta służba codzienna ludziom. U kresu dziejów ci „znajdujący się po prawej stronie” otrzymają najprawdziwsze korony królewskie, czyli aureole świętości. Oni już na chrzcie zostali namaszczeni świętym olejem, by przynależeć duchowo do królewskiego rodu Jezusa, ale teraz odbywa się ich uroczysta koronacja w niebie. Błogosławiony człowiek, który tam przybywa w imię Pańskie! I błogosławione królestwo, które w ten sposób nadchodzi!

Fac quod vides (Czyń co widzisz) – mówił Jezus do królowej Jadwigi. I do nas mówi dziś to samo, gdy przed oczami naszej duszy ujawniają się obrazy Sądu Ostatecznego, szczególnie tych ludzi, którzy znajdują się po prawej stronie. „Byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić…” I tak dalej. I tak dalej. Prosta, czysta Ewangelia. Nasze królewskie zadanie. Amen.

Talent człowieczeństwa

19 listopada 2023 roku

Jezusowa przypowieść o talentach, których wartość w ówczesnym systemie finansowym była ogromna (jeden talent obejmował ponad trzydzieści kilogramów srebra), przypomina nam, że nie przychodzimy na ten świat z niczym – każdy z nas otrzymuje od Stwórcy jakieś wrodzone talenty. I nie tyle liczba tych talentów – pięć, dwa czy jeden (por. Mt 25,15) – jest tutaj najważniejsza, ile raczej nasza umiejętność wykorzystania ich ku pożytkowi ludzi i na chwałę Boga. Zdaniem Jezusa, „sługa dobry i wierny” (Mt 25,21.23) to ten, kto pomnaża otrzymane talenty, natomiast „sługa zły i gnuśny” (Mt 25,26) to ten, kto „ukrywa swój talent w ziemi” (Mt 25,25).

Czasami talent odnosi się do jakiejś bardzo rzadkiej, aczkolwiek zewnętrznie atrakcyjnej, zdolności. Nie wolno nam jednak wówczas nikomu czegoś takiego zazdrościć, ale mamy tym bardziej jeszcze doceniać nasze, na pozór zwyczajne, talenty; wśród nich wyróżnia się przecież zawsze ten talent najważniejszy, który faktycznie „przewyższa perły” (Prz 31,10), a mianowicie talent do bycia człowiekiem na miarę wyciśniętego w nas Bożego podobieństwa. Ten talent, właściwie wykorzystany na ziemi, sprawi, że w niebie doświadczymy niemal „nadmiaru” (Mt 25,29) wszelkiego utalentowania, bo nasze szczęśliwe tam życie zostanie całkowicie zanurzone w nieskończonej mocy Bożej. „Tak będzie błogosławiony człowiek,/ który służy Panu” (Ps 128,4).

Przeprośmy więc dzisiaj Boga za wszelkie nasze narzekania, że niby poskąpił nam niektórych talentów. Niech Jego światło rozproszy wszelkie tego typu gnuśne i złe myśli, byśmy na co dzień z wdzięcznością pomnażali te talenty, które akurat otrzymaliśmy, nade wszystko dar człowieczeństwa, stając się w ten sposób owymi sługami dobrymi i wiernymi; wszak „szczęśliwy człowiek, który służy Panu/ i chodzi Jego drogami” (Ps 128,1).

Oliwa roztropności

12 listopada 2023 roku

Z oliwnymi lampami w rękach (por. Mt 25,1), jak te dziesięć panien z Jezusowej przypowieści, czekamy przez całe nasze życie ziemskie na Oblubieńca, który nadejdzie, by zapoczątkować ucztę weselną trwającą już na wieki (por. Mt 25,10). To oczywiście sam Jezus jest tym Panem Młodym, który poślubił Kościół, swą oblubienicę, gdy za nas „umarł i zmartwychwstał” (1 Tes 4,14). On teraz wyraźnie ostrzega nas, by Jego ociągające się powtórne przyjście nie zaskoczyło niektórych: „Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny” (Mt 25,13).

Niedzielna Eucharystia antycypuje tę eschatologiczną ucztę weselną, stąd w naszych sercach już teraz słyszymy wołanie: „Oto pan młody idzie, wyjdźcie mu na spotkanie” (Mt 25,6). Czy mamy zatem odpowiedni zapas „oliwy w swoich naczyniach” (Mt 25,4), niezbędny do podtrzymania światła naszych lamp (por. Mt 25,8)?

Czy mamy po prostu „zapas” nagromadzonej przez lata miłości Boga i bliźniego, religijnego żaru i pasji życia? Nasza roztropność, czyli mądrość wspaniała i niewiędnąca (por. Mdr 6,12), polega właśnie na tym, że czujnie i tęsknie wypatrujemy Oblubieńca, będącego naszym celem ostatecznym: „Boże, mój Boże, szukam Ciebie/ i pragnie Ciebie moja dusza./ Ciało moje tęskni za Tobą,/
jak zeschła ziemia łaknąca wody” (Ps 63,2).

Niech zatem teraz Bóg odpuści nam grzechy życiowej nieroztropności, by nie zamknęły się przed nami drzwi sali weselnej (por. Mt 25,10) i do naszych serc nie dobiegł przytłumiony i zawiedziony głos: „Zaprawdę, powiadam wam, nie znam was” (Mt 25,12). Oby ogarnęło nas przebaczające miłosierdzie tego wiecznego Oblubieńca, którego „łaska jest cenniejsza od życia” (Ps 63,4). Oto, Panie, „wpatruję się w Ciebie w świątyni/, by ujrzeć Twoją potęgę i chwałę./ (…) Moja dusza syci się obficie,/ a usta Cię wielbią radosnymi wargami” (Ps 63,3.6).

Pokora versus obłuda

5 listopada 2023 roku

W kontekście listopadowej zadumy nad głębszym wymiarem naszej egzystencji Jezus w ostrych słowach krytykuje obłudników, którzy „wszystkie swe uczynki spełniają w tym celu, żeby się ludziom pokazać” (Mt 23,5). A przecież każdy z nas niegdyś stanie na sądzie przed wszystkowiedzącym Bogiem i usłyszy wyrok według schematu: „Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony” (Mt 23,12).

Ta niedziela jest nade wszystko przestrogą dla duchownych, szczególnie tych, którym brakuje świadectwa prawego życia. „Jesteście lekceważeni i macie małe znaczenie wśród całego ludu – woła do nich prorok Malachiasz – ponieważ nie trzymacie się moich dróg” (Ml 2,9). Wzorem zatem niech nam będzie pokorna służba świętego Pawła Apostoła i jego współpracowników u zarania chrześcijaństwa, którzy przyznawali się wiernym świeckim w Tesalonice: „Stanęliśmy pośród was pełni skromności, jak matka troskliwie opiekująca się swoimi dziećmi. Będąc tak pełni życzliwości dla was, chcieliśmy wam dać nie tylko Bożą Ewangelię, ale nadto dusze nasze, tak bowiem staliście się nam drodzy” (1 Tes 2,7-8).

Jednocześnie ta niedziela uczy dojrzałej pokory także wiernych świeckich, którzy powinni zawsze w duchownych dostrzegać apostołów Chrystusa, przyjmując ich nauczanie „nie jako słowo ludzkie, ale jako to, czym jest naprawdę – jako słowo Boga” (1 Tes 2,13). Nawet bowiem gdyby duchowni byli nie do końca godni, to jednak Jezus wyraźnie zobowiązuje wiernych świeckich: „Czyńcie i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie” (Mt 23,3).

PS. „Panie, moje serce się nie pyszni/ i nie patrzą wyniośle moje oczy” (Ps 131,1).

Bóg i bliźni

29 października 2023 roku

Powoli zaczyna ogarniać ludzi listopadowa zaduma nad sensem doczesności w perspektywie nadziei na życie wieczne. I właśnie w takim kontekście Jezus mówi nam o „największym i pierwszym przykazaniu”, które brzmi: „Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem” (Mt 22,37). Miłość wiecznego Boga stanowi kres duchowych możliwości człowieka, gdyż poza Bogiem nie ma już niczego dalszego, głębszego czy wyższego: „Miłuję Cię, Panie,/ Mocy moja,/ Panie, Opoko moja i Twierdzo,/ mój Wybawicielu./ Boże, Skało moja, na którą się chronię,/ Tarczo moja, Mocy zbawienia mego i moja Obrono” (Ps 18,2-3).

W antycypowanym już tu na ziemi zjednoczeniu z wiecznym Bogiem znajduje się niezawodne lekarstwo na chorobę naszego przemijania. „Niech żyje Pan, niech będzie błogosławiona moja Opoka,/ niech będzie wywyższony mój Bóg i Zbawca” (Ps 18,47). Trzeba tylko pamiętać, że tę miłość Boga hartujemy na ziemi konkretnie poprzez miłość do ludzi i w ten sposób przykazanie miłości Boga zlewa się jakby w jedno z przykazaniem miłości bliźniego: „Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego” (Mt 22,38).

Dlatego musimy prosić Boga o obfitą „łaskę” (Ps 18,51), byśmy w miłości codziennej „okazali się wzorem dla wszystkich” (1 Tes 1,7). A świadomi wielu dotychczasowych niedociągnięć na tym polu, powinniśmy błagać Boga o litość (por. Wj 22,26) i zachowanie od „nadchodzącego gniewu” (1 Tes 1,10).

Chrześcijański obywatel

22 października 2023 roku

„Oddajcie cezarowi to, co należy do cezara, a Bogu to, co należy do Boga” (Mt 22,21). Ta złota myśl Jezusa oznacza, że istnieje w naszym życiu sfera sacrum i sfera profanum, czyli to, co święte, i to, co świeckie. Nie wolno nam więc ani sakralizować rzeczywistości doczesnej, ani profanować rzeczywistości nadprzyrodzonej; obie muszą się jednak harmonijnie przenikać i wzajemnie warunkować.

Tylko Bóg jest Panem „i nie ma innego” (Iz 45,5.6), aczkolwiek wędrujemy do Niego poprzez ten przemijający świat, politycznie zorganizowany na ogół według zasad demokracji. Święty Jan Paweł II przypomniał niegdyś w polskim parlamencie (1999), że autonomia polityczna nie może być jednak nigdy rozumiana jako niezależność od zasad etycznych; przecież wtedy byłaby „tylko ułudą” (Ps 96,5).

Mamy być zatem jednocześnie i obywatelami oddanymi służbie demokratycznemu państwu, i dobrymi katolikami oddanymi służbie Bogu. „Głoście Jego chwałę wśród wszystkich narodów,/ rozgłaszajcie Jego cuda pośród wszystkich ludów” (Ps 96,3).

Szata godowa

15 października 2023 roku

Znajdujemy się dzisiaj na godach weselnych królewskiego syna (por. Mt 22,2). Wielu zaproszonych w ogóle nie przybyło do sali biesiadnej, zasłaniając się rzekomo pilnością swoich świeckich obowiązków (por. Mt 22,5), mimo że dwukrotnie usłyszeli wezwanie: „Oto przygotowałem (…) ucztę (…). Przyjdźcie!” (Mt 22,4). W końcu jednak „sala weselna zapełniła się biesiadnikami” (Mt 22,10), ale zasadniczo dlatego, że sprowadzono do niej tych, którzy mieszkali z dala od głównych dróg i pierwotnie słudzy dworscy nie dotarli do nich z zaproszeniem (por. Mt 22,9).

Za chwilę sam król przejdzie się wśród gości, spoglądając na odzienia ich dusz – naszych dusz (por. Mt 22,11). Oby nikomu z nas nie powiedział: „Przyjacielu, jakże tu wszedłeś, nie mając stroju weselnego?” (Mt 22,12).

Podczas niedzielnej Najświętszej Eucharystii jesteśmy właśnie biesiadnikami zgromadzonymi wokół Chrystusa jako królewskiego Oblubieńca Kościoła. To sam Bóg dla nas ten stół zastawił „po brzegi” (Ps 23,5), bo pragnie zaspokoić wspaniale, według swego bogactwa, każdą naszą potrzebę (por. Flp 4,19). Niech więc nam także przebaczy wszelkie przejawy lekceważenia Jego ustawicznych wezwań do świętości (por. Mt 22,5), wszak ta szata godowa oznacza nade wszystko doskonałą miłość pochodzącą z głębokiej wiary i czystego serca.

Obyśmy i my faktycznie oniemieli, jak ten bohater z Jezusowej przypowieści (por. Mt 22,12), ale już nie ze strachu i wstydu, tylko z zachwytu nad obfitością Bożego miłosierdzia wobec ludzi (por. Flp 4,12). „Oto nasz Bóg, Ten, któremu zaufaliśmy, że nas wybawi; oto Pan, w którym złożyliśmy naszą ufność; cieszmy się i radujmy z Jego zbawienia!” (Iz 25,9).

Niegodziwi dzierżawcy winnicy

8 października 2023 roku

Jezusowa przypowieść o dzierżawcach winnicy, którzy celem zawładnięcia całą posiadłością zabijają w końcu nawet syna samego gospodarza (por. Mt 21,37-39), odnosi się do naszych grzechów; to one właśnie doprowadziły do śmierci Syna Bożego na Kalwarii. Dlatego błagajmy Boga: „Już więcej nie odwrócimy się od Ciebie,/ daj nam nowe życie, a będziemy Cię chwalili./ Odnów nas, Panie, Boże Zastępów,/ i rozjaśnij nad nami swoje oblicze,/ a będziemy zbawieni” (Ps 80,19-20).

Przeciw, a nawet za?

1 pażdziernika 2023 roku

W przypowieści o dwóch synach Jezus ukazuje nam, że w życiu chrześcijańskim liczą się nie tyle same intencje, ile raczej faktyczne czyny. Pierwszy syn chętnie zaakceptował prośbę ojca, by udać się do pracy w winnicy, ale ostatecznie nie poszedł; drugi zaś z początku odmówił, ale potem zreflektował się i poszedł (por. Mt 21,28-30). Bóg nie jest zatem aż tak pamiętliwy, by nie wybaczyć człowiekowi złej intencji, jeśli ten „odstąpi od bezbożności” (Ez 18,27).

Denar wieczności

24 września 2023 roku

W momencie naszych narodzin Bóg zaprosił nas do pracy w swojej winnicy, którą jest ten wielki i piękny świat, umawiając się z nami o denara za trud całego życia doczesnego (por. Mt 20,2). Sprawujmy się zatem „w sposób godny Ewangelii Chrystusowej” (Flp 1,27), byśmy pod wieczór naszej ziemskiej egzystencji (por. Mt 20,8) okazali się dobrymi robotnikami winnicy Pańskiej. Tak naprawdę, to sam wieczny Bóg jest tym obiecanym nam denarem sprawiedliwego wynagrodzenia, a więc On już nie jest w stanie dać nam wyższej zapłaty (por. Mt 20,10). Nie zazdrośćmy tylko nigdy tym, którzy, być może mniej trudząc się od nas w winnicy, otrzymają na koniec z Jego łaskawości taką samą nagrodę (por. Mt 20,13-15). Przecież „Pan jest sprawiedliwy na wszystkich swych drogach/ i łaskawy we wszystkich
swoich dziełach” (Ps 145,17).

Siedemdziesiąt siedem razy

17 września 2023 roku

„Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat zawini względem mnie?” (Mt 18,21) – zapytał Jezusa nie kto inny, jak sam Szymon Piotr, nieco przerażony [rzypuszczeniem, że być może „aż siedem razy” (Mt 18,21). I w odpowiedzi usłyszał, pewnie skonsternowany jeszcze bardziej: „Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy” (Mt 18,22), a dosłownie 70 x 7, czyli po prostu zawsze.

My, chrześcijanie, niejednokrotnie znajdujemy się w sytuacji tego sługi z Jezusowej przypowieści, zwanego nielitościwym dłużnikiem, który winien był swemu panu o wiele więcej pieniędzy (dziesięć tysięcy talentów), niż sam pożyczył jednemu ze współsług (sto denarów); pan okazał mu na jego usilną prośbę litość, darując zupełnie ten wielki dług, natomiast on zaraz potem nie potrafił darować małego długu swemu współsłudze (por. Mt 18,23-30).

Eucharystia to szkoła „łaski i zmiłowania” (Ps 103,4). Niech więc tutaj kształtuje się nasza wyobraźnia miłosierdzia; wszak my „i w życiu, i w śmierci” (Rz 14,8) należymy do Chrystusa, który „nie postępuje z nami według naszych grzechów/ ani według win naszych nam nie odpłaca” (Ps 103,10); bo „jak odległy jest wschód od zachodu,/ tak daleko odsuwa od nas nasze winy” (Ps 103,12). Bądźmy tylko i my później równie
litościwi dla bliźnich, ilekroć zawinią wobec nas, byśmy potrafili przebaczyć im nawet siedemdziesiąt siedem razy z rzędu!

Grzeszących upominać

10 września 2023 roku

Jezus uczy nas odpowiedzialności za zbawienie drugiego człowieka: „Gdy brat twój zgrzeszy przeciw tobie, idź i upomnij go” (Mt 18,15). W ten sposób wypełniamy pierwszy spośród uczynków miłosierdzia wobec duszy: Grzeszących upominać.

Upomnienie braterskie ma zawsze dokonywać się w miłości, bo ona jest „doskonałym wypełnieniem Prawa” (Rz 13,10). Takie działanie bezpośrednio potępia grzech, ale nie grzesznika; jego właśnie duchowo podnosi ku nawróceniu. Miłość ze swej natury, nawet ta stanowcza, nigdy „nie wyrządza zła bliźniemu” (Rz 13,10); jest ona podobna do dobrego pasterza, który z radością odnajduje zaginioną owcę, bierze ją na ramiona i dźwiga do owczarni. I wtedy naprawdę jesteśmy wspólnotą Pana, odpowiedzialną za siebie nawzajem, „owcami w Jego ręku” (Ps 95,7).

Ofiara jako posłuszeństwo woli Bożej

3 września 2023 roku

„Oto wpatruję się w Ciebie w świątyni,/ by ujrzeć Twą potęgę i chwałę” (Ps 63,3). Każdej niedzieli, jak ten prorok Jeremiasz, pozwalamy się na nowo uwieść Bożej miłości (por. Jr 20,7), która trawi nasze serca niczym niemożliwy do stłumienia ogień
(por. Jr 20,9). Ta niedzielna godzina spędzona w kościele jest naszym czasem wydzielonym wyłącznie dla Pana, by Go „wielbić radosnymi wargami” (Ps 63,6); wszak bez Boga jesteśmy jak „zeschła ziemia łaknąca wody” (Ps 63,2).

Ale jest to jednocześnie także święta godzina przeznaczona dla nas, byśmy uczyli się „rozpoznawać, jaka jest wola Boża” (Rz 12,2), starając się potem, już w życiu codziennym, czynić tylko to, „co jest dobre, co Bogu miłe i co doskonałe” (Rz 12,2). Niech prawica Pańska wspiera nas nieustannie (por. Ps 63,9), a szczególnie w tych momentach, w których nie radzimy sobie z ciężarem krzyża naszej egzystencji (por. Mt 16,24).

Podczas Eucharystii, uobecniającej śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa (por. Mt 16,21), sięgamy do najgłębszego źródła miłości, czyli samego Boga, ofiarującego się zbawczo za nas na ołtarzach świata. „Boże, mój Boże” (Ps 63,2), uchroń mnie przed szkodzeniem sobie na duszy (por. Mt 16,26) wskutek ulegania pokusie myślenia „po ludzku”, zamiast „po Bożemu” (por. Mt 16,23); spraw, bym wielbił Ciebie swoim nienagannym postępowaniem (por. Mt 16,27) „przez całe me życie” (Ps 63,5).

Wiara jak skała

27 sierpnia 2023 roku

Pod Cezareą Filipową Jezus przeprowadza uczniom jakby egzamin wstępny na ich dalszy, znacznie poważniejszy, etap duchowej formacji, naznaczonej już odtąd wyraźniej teologią Jego krzyża. Mają oni odpowiedzieć na dwa pytania: „Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego?” (Mt 16,13) i „Za kogo wy Mnie uważacie?” (Mt 16,15). Na tle czysto zewnętrznych opinii środowiska, że Jezus jest być może „jednym z proroków” (Mt 16.14), odpowiedź Szymona Piotra wybrzmiewa tonem niezachwianej i entuzjastycznej wiary: „Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego” (Mt 16,16).

Jezus następnie wyjaśnia Szymonowi Piotrowi, że u źródeł jego wyznania znajduje się Boża łaska, bowiem wiara zawsze jest odpowiedzią człowieka na impuls pochodzący z góry, od Boga samego: „Nie objawiły ci tego ciało i krew, lecz Ojciec mój, który jest w niebie” (Mt 16,17). Tak naprawdę, to Bóg pierwszy nam uwierzył, skoro nas stworzył i odkupił, my natomiast tylko odpowiednio reagujemy na Jego niezmierzoną miłość, przyjmując z wdzięcznością ofertę zbawienia (por. Rz 11,35).

Odnówmy zatem dzisiaj uroczyście, wraz z Szymonem Piotrem, czyli tą skałą, na której został zbudowany Kościół (por. Mt 16,18), naszą chrześcijańską wiarę, być może nieco zwierzałą wskutek nadmiaru obowiązków dnia codziennego: „Będę Cię
sławił, Panie, z całego serca (…)/ pokłon Ci oddam w Twoim świętym przybytku” (Ps 138,1-2). Niech Bóg pomnoży moc naszych dusz (por. Ps 138,3), byśmy „wśród zmienności świata” wznosili nasze serca tam, „gdzie są prawdziwe radości” (kolekta), czyli owo „miejsce pewne” (Iz 22,23). „Panie, Twa łaska trwa na wieki,/ nie porzucaj dzieła rąk swoich” (Ps 138,8).

Zawstydzająca wiara poganki

20 sierpnia 2023 roku

Podążamy dzisiaj wraz z Jezusem w pogańskie okolice Tyru i Sydonu (por. Mt 15,21), aby zawstydzić się wielkością wiary pewnej bezimiennej Kananejki (por. Mt 15,22). Ta kobieta, padając Jezusowi do nóg (por. Mt 15,25), nie zawahała się – mimo że nie była Żydówką – poprosić Go, przedstawiciela przecież Narodu Wybranego, o uzdrowienie swej córki, nękanej przez złego ducha (por. Mt 15,22). Inteligentnie podjęła dialog z Jezusem, sugerując Mu w sposób niezwykle urokliwy, że poganom, tak jak szczeniętom, należą się przynajmniej jakieś „okruchy” (Mt 15,27) Bożej łaskawości, spadające ze stołu zastawionego intencjonalnie dla „dzieci” Izraela (Mt 15,26).

Wyproszony przez Kananejkę cud uzdrowienia (por. Mt 15,28) możliwy był, jak to ocenił sam Jezus, dzięki jej wierze: „O niewiasto, wielka jest twoja wiara” (Mt 15,28). Niech więc ta wielka wiara poganki stanie się dla nas wręcz „krzykiem” (por. Mt 15,23) mobilizującym do duchowego „współzawodnictwa” (Rz 11,14), byśmy potrafili jeszcze bardziej „miłować imię Pana” (Iz 56,6).

Obyśmy „dostąpili miłosierdzia” (Rz 11,31), które rozciąga się z nieba aż „na krańce ziemi” (Ps 67,8), ogarniając „wszystkie narody” (Ps 67,3). „Niech Bóg się zmiłuje nad nami i nam błogosławi; niech nam ukaże pogodne oblicze” (Ps 67,2).

Szmer łagodnego powiewu

13 sierpnia 2023 roku

Każdej niedzieli słyszymy w naszych sumieniach – niczym Eliasz przebywający w grocie na zboczu góry Horeb – wyraźny głos Boga: „Wyjdź, aby stanąć na górze wobec Pana!” (1 Krl 19,11). Parafialna świątynia jest właśnie taką górą, gdzie co tydzień wznosimy oczy ku niebu, by poprzez modlitwę podobną do „szmeru łagodnego powiewu” (1 Krl 19,12) uobecniał się w nas „Ten, który jest ponad wszystkim, Bóg błogosławiony na wieki” (Rz 9,5).

I nawet jeśli czasami nasza codzienność przypomina doświadczenie Apostołów z dzisiejszej Ewangelii, którzy w lodzi miotanej falami docierają nocą przy przeciwnym wietrze do dalekiego brzegu, (por. Mt 14,24), to jednak Bóg naprawdę
pozostaje pośród nas realnie obecny: „Odwagi! (…) Nie bójcie się!” (Mt 14,27).

Poprośmy Go zatem teraz o przebaczenie grzechów i obfitą łaskę, byśmy nie ulękli się – jak ten Piotr, stąpający po tafli jeziora – „na widok silnego wiatru” (Mt 14,30), okazując się faktycznie chrześcijanami „małej wiary” (Mt 14,31). Złóżmy nadzieję w Panu, bo „zaprawdę, bliskie jest Jego zbawienie/ dla tych, którzy Mu cześć oddają” (Ps 85,10). A gdy już Jezus przyjdzie w Komunii Świętej, by nas „szczęściem obdarzyć” (Ps 85,13), tak jak niegdyś dotarł po wodzie do Apostołów zatrwożonych w łodzi, niech wówczas nasze usta wypowiedzą tonem adoracyjnym: „Prawdziwie jesteś Synem Bożym” (Mt 14,33). I niech wtedy w głębi naszych dusz – jak ujmie to poetycko Psalmista – „łaska i wierność spotkają się z sobą,/ ucałują się sprawiedliwość i pokój” (Ps 85,11).

Światło na górze

6 sierpnia 2023 roku

Na „górze wysokiej” (Mt 17,1) Jezus przemienił się w obecności trzech swoich uczniów: „Twarz Jego zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak światło” (Mt 17,2). Jeden spośród tych uczniów, Szymon Piotr, wyjaśnia: „Kiedy z Nim razem byliśmy na górze świętej” (2 P 1,18), to staliśmy się „naocznymi świadkami Jego wielkości” (2 P 1,16). Jezus bowiem wobec wybranych świadków rozjaśnił do granic możliwości swoją Boską tożsamość, którą uwiarygodnił także Jego Ojciec, Bóg Izraela: „To jest mój Syn umiłowany” (Mt 17,5).

W wielkanocny poranek (por. Mt 17,9) uczniowie znowu zobaczą Chrystusa w całym splendorze Jego Boskiego majestatu i już do końca swych dni będą przy Nim duchowo „trwali jak przy lampie, która świeci w ciemnym miejscu, aż dzień zaświta” (2 P 1,19). Bądźmy i my na co dzień posłuszni Jezusowi (por. Mt 17,5), bo wówczas w tej ostatniej godzinie, gdy „sąd zasiądzie i otworzą księgi” (Dn 7,10), zdamy bez problemów egzamin z przebiegu całego życia ziemskiego, przeznaczonego od samego początku do chwały nieba.

Niech zatem jaśniejący blask przemienionego Jezusa rozprasza nieustannie naszą grzechową „ciemność” (por Ps 97,2), byśmy pozostawali na co dzień bez lęku (por. Mt 17,7), osłonięci „obłokiem” (Ps 97,2) Bożego miłosierdzia. „Pan króluje, wesel się ziemio,/ radujcie się, liczne wyspy!” (Ps 97,1).

Skarb i perła

30 lipca 2023 roku

Jezus w prostych przypowieściach przyrównuje królestwo niebieskie, czyli nasze zbawienie, do „skarbu ukrytego w roli” (Mt 14,44) i „pięknej perły” (Mt 13,45); by pozyskać taki skarb czy taką perłę, bohaterowie Jezusowych przypowieści „sprzedali wszystko, co mieli” (Mt 13,44.46).

Przesłanie dzisiejszej Ewangelii jest zatem niezwykle czytelne: przyjaźń z Bogiem stanowi naszą najcenniejszą i najpiękniejszą wartość. Życiowa mądrość chrześcijanina polega właśnie na tym, że potrafi on „dobrze używać rzeczy przemijających i nieustannie ubiegać się o dobra wieczne” (kolekta).

Prośmy Boga – jak ten młody król Salomon – nade wszystko o „serce mądre” (1 Krl 3,9.12), byśmy nie zagubili się w morzu (por. Mt 13,47) rozmaitych wartości, na których można oprzeć swoje życie ziemskie. Ostatecznie to przecież wieczny Bóg jest „naszym działem” (por. Ps 119,57) i On „z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra” (Rz 8,28).

Chwast w zbożu

23 lipca 2023 roku

Chwast w zbożu to sugestywny obraz przenikania się dobra i zła w świecie. Jezus za pomocą tak prostej przypowieści poucza nas, że od Boga pochodzi tylko dobro, natomiast zło jest dziełem szatana i naszej z nim współpracy (por. Mt 13,37-39).

Bóg jednak pozostaje cierpliwy w oczekiwaniu na triumf dobra w ludzkim życiu, nie wykorzeniając gwałtownie istniejącego zła: „Pozwólcie obojgu róść aż do żniwa; w czasie żniwa powiem żeńcom: Zbierzcie najpierw chwast i powiążcie w snopki na spalenie; pszenicę zaś zwieźcie do mego spichlerza” (Mt 13,30).

Tak naprawdę granica między dobrem i złem przebiega w naszych duszach; tam jest i pszenica, i chwast (dzikie zboże/życica roczna/odurzająca (Lolium temulentum/ jakby kąkol). W naszym zatroskaniu o jak najobfitsze kłosy dobra wspiera nas jednak nieustannie Duch Święty, który, wezwany na modlitwie, spieszy „z pomocą naszej słabości” (Rz 8,26). Otwierajmy się na Jego działanie choćby przez zwykłą tylko chęć podejmowania ciągłej poprawy (por. Mdr 12,19), bo wtedy nasze ewentualne przewinienia osądzone zostaną „łagodnie” (Mdr 12, 18). Bóg, który z natury jest „dobry i łaskawy” (Ps 86,5), pozostaje przecież – jak to ujął Psalmista – także „do gniewu nieskory” (Ps 86,15).

Niech więc niedzielne spotkanie z tak cierpliwym Bogiem wleje w nas „wielką nadzieję” (Mdr 12,19), że niegdyś „jaśnieć będziemy jak słońce w królestwie Ojca” (Mt 13,43). Boże, pełen „łaski i miłosierdzia” (Ps 86,15), „wejrzyj na mnie/ i zmiłuj się nade mną” (Ps 86,16).

Przypowieść o… żniwach

16 lipca 2023 roku

„Jezus wyszedł z domu i usiadł nad jeziorem” (Mt 13,1) – taki jest pierwszy, jakby dominujący, obraz, który wyłania się z dzisiejszej Ewangelii.

Nietrudno domyślić się, że Zbawiciel chciał najzwyczajniej w świecie odpocząć, tym bardziej, że malownicze otoczenie Jeziora Galilejskiego stanowiło w tym względzie miejsce wręcz idealne. Ale wokół Jezusa niemal od razu zebrały się „tłumy tak wielkie, że wszedł do łodzi i usiadł, a cały lud stał na brzegu” (Mt 13,2). Zmienił się zatem zasadniczy obraz dzisiejszej Ewangelii: oto teraz Jezus naucza ze środka jeziora, dając wytchnienie zmęczonym ludziom.

Trzeba zgodzić się z Psalmistą, że faktycznie na tym jeziorze „strumień Boży wezbrał wodami” (Ps 65,10); ludzie bowiem bardziej odpoczywają, słuchając uważnie nauki Jezusa, niż korzystając beztrosko z letniego uroku jeziora.

Słowo płynące od Boga nie może pozostawać w nas bezowocne (por. Iz 55,10-11), nawet jeśli napotyka serca, które nie przypominają „ziemi żyznej” (Mt 13,8), lecz raczej „drogę” (Mt 13,4), „grunt skalisty” (Mt 13,5) czy nawet skrawek roli ukryty „między cierniami” (Mt 13,7). Jednakże słowo Boże także podczas trwających wakacji czy urlopów musi prowadzić nas do wydawania w odpowiednim czasie plonu,
przynajmniej tego „trzydziestokrotnego” (Mt 13,8).

Niech zatem udział w niedzielnej Eucharystii będzie dla nas takim pobytem na brzegu Jeziora Galilejskiego, gdzie nauka Jezusa okaże się nie tylko pełna orzeźwiającej „rosy” (Ps 65,13), ale również zakorzeni się głębiej w naszych duszach, a potem wzejdzie i zaowocuje w życiu codziennym „stokrotnie” (Mt 13,8), ugruntowując nadzieję (por. Rz 8,20), że niegdyś otrzymamy już na wieki „chwałę dzieci Bożych” (Rz 8,21).

Ukojenie

9 lipca 2023 roku

„Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście – mówi Jezus w Ewangelii – a Ja was pokrzepię” (Mt 11,28).

Utrudzenie całotygodniową pracą to nasze „jarzmo” (Mt 11,30), a obciążenie rozmaitymi zmartwieniami – to z kolei nasze „brzemię” (Mt 11,30). Przychodzimy zatem do Jezusa w nadziei, że u Niego naprawdę znajdziemy „ukojenie dla dusz naszych” (Mt 11, 29). On „każdego dnia” (Ps 145,2) chce udzielać nam swojego ożywiającego Ducha, by wspomniane jarzmo stawało się lekkie, a wspomniane brzemię – słodkie (por. Mt 11,30). Przecież – jak zapewnia Psalmista – „Pan podtrzymuje wszystkich, którzy upadają,/ i podnosi wszystkich zgnębionych” (Ps 145,14).

A zatem radujmy się wielce (por. Za 9,9), bo jakże odmładzające duchowo może być to nasze niedzielne spotkanie ze sprawiedliwym, zwycięskim i pokornym Bogiem, który chce napełniać ludzkie serca swoim pokojem (por. Za 9,9). I niech ten dar Bożego pokoju rozprzestrzenia się aż po krańce ziemi (por. Za 9,10), by wszyscy ludzie postępowali „według Ducha”, a „nie według ciała” (Rz 8,9), tworząc w ten sposób cywilizację wartości ewangelijnych, sięgającą „od morza do morza” (Za 9,10).

Wynagrodzenie za okazywane dobro

2 lipca 2023 roku

„Kto was przyjmuje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, przyjmuje Tego, który Mnie posłał” (Mt 10,40). Te słowa Jezusa są dla nas wezwaniem, byśmy jako chrześcijanie ujawniali w sobie wobec innych ludzi, nawet tych zupełnie obcych, spotykanych gdzieś przypadkowo na wakacyjno-urlopowych szlakach, jak najwięcej Bożego Ducha. W ten sposób owocować będzie w nas to „nowe życie” (Rz 6,4), które otrzymaliśmy niegdyś na chrzcie świętym w wyniku sakramentalnego „zanurzenia w Chrystusa Jezusa” (por. Rz 6,3).

Bezimienna Szunemitka dlatego tak wzorcowo gościła w swoim domu proroka Elizeusza, bo jawił się on jej wiarygodnie jako „święty mąż Boży” (2 Krl 4,9). I za tę swoją bezinteresowną gościnność została obdarowana przez Boga upragnionymi narodzinami syna, nagrodą sprawiedliwych przepowiedzianą przez proroka (por. 2 Krl 4,16); wszak – jak zapewnia Jezus w Ewangelii – „kto przyjmuje proroka jako proroka, nagrodę proroka otrzyma. Kto przyjmuje sprawiedliwego jako sprawiedliwego, nagrodę sprawiedliwego otrzyma” (Mt 10,41).

Potrzeba świadectwa

25 czerwca 2023 roku

Na początku kalendarzowego lata, kiedy częściej niż zwykle przemieszczamy się w nowe miejsca, Jezus domaga się od nas chrześcijańskiego świadectwa: „Do każdego (…), kto się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie” (Mt 10,32).

Nic więc dziwnego, że potrzebujemy w naszej codzienności Bożego wsparcia, wyproszonego szczególnie na modlitwie. „Panie, modlę się do ciebie/ w czas łaski, o Boże./ Wysłuchaj mnie w Twojej wielkiej dobroci,/ w Twojej zbawczej wierności” (Ps 69,14). Naśladujemy w ten sposób postawę ufności proroka Jeremiasza, który przyznał: „Panie Zastępów, (…) Tobie powierzyłem swą sprawę” (Jr 20,12).

Niech nasze serca na nowo ożyją (por. Ps 69,33), byśmy mogli nie tylko z radością wysławiać Pana (por. Jr 20,13), ale nade wszystko świadczyć o Jego zbawczej dobroci szczególnie wobec tych, nad którymi rozpanoszyła się śmierć duchowa (por. Rz 5,14).

Być uczniem

18 czerwca 2023 roku

W perspektywie kończącego się roku szkolnego Ewangelia przypomina nam o pierwszych uczniach Jezusa, od których w ogóle zaczęło się chrześcijaństwo; już za Jego życia stali się oni Apostołami, czyli posłańcami wyruszającymi do ludzi, by głosić im bliskość królestwa niebieskiego (por. Mt 10,7).

Oto imiona tych dwunastu Apostołów: Szymon zwany Piotrem i jego brat Andrzej, Jakub i Jan, czyli druga para braci, Filip i Bartłomiej, Tomasz i Mateusz, jeszcze jeden Jakub i jeszcze jeden Szymon, wreszcie Tadeusz i Judasz (por. Mt 10,2-4). Ten ostatni akurat nie zdał do kolejnej klasy (zastąpi go potem Maciej), ale pozostali otrzymali świadectwa z wyróżnieniem.

My wszyscy, usprawiedliwieni przez krew Chrystusa (por. Rz 5,9), mamy także być Jego „świętym ludem” (Wj 19,6). Dlatego gromadząc się na niedzielnej Eucharystii, wstępujemy duchowo jak ten Mojżesz „na górę do Boga” (Wj 19,3), by otrzymać z nieba wręcz „skrzydła orle” (Wj 19,4), dzięki którym nasze życie odzyska swoją lekkość, dynamizm i świeżość. „Służcie Panu z weselem (…)/ Chwalcie i błogosławcie Jego imię./ Albowiem Pan jest dobry,/ Jego łaska trwa na wieki,/ a Jego wierność przez pokolenia” (Ps 100,2.4-5).

Miłosierdzie jako nadzieja

11 czerwca 2023 roku

W Kafarnaum Jezus do grona Dwunastu swoich uczniów powołuje celnika Mateusza (por. Mt 9,9), który następnie z tej okazji urządza uroczystą ucztę, m.in. dla swoich kolegów po fachu, czyli wielu celników (por. Mt 9,10). Decyzja Jezusa, by zasiąść za stołem w domu tego powszechnie pogardzanego poborcy podatków (por. Mt 9,10), wzbudza zaniepokojenie faryzeuszy, którzy z samej swojej istoty opowiadali się za radykalnym odseparowywaniem się ludzi pobożnych od publicznych grzeszników (por. Mt 9,11). Jednakże Jezus wyjaśnia ze spokojem: „Nie przyszedłem, aby powołać sprawiedliwych, ale grzeszników” (Mt 9,13).

Ta niejako nadwyżka miłosierdzia ze strony Chrystusa w stosunku do tych, którzy „źle się mają” (Mt 9,12), wynika z faktu, że On sam zostanie przecież niebawem „wydany za nasze grzechy i wskrzeszony z martwych dla naszego usprawiedliwienia” (Rz 4,25). Ukrzyżowany i zmartwychwstały Pan pozostaje zatem
dla wszystkich ludzi bez wyjątku ostatecznym źródłem uzdrawiającej miłości, która nigdy nie przekreśla grzesznika, lecz stara się go duchowo ożywić, na wzór deszczu, „co nasyca ziemię” (Oz 6, 3) „od wschodu do zachodu” (Ps 50,1).

Miłosierdzie Boże stanowi jakby „nadzieję wbrew nadziei” (Rz 4,18), że kiedyś całe stworzenie zostanie w sposób nieodwracalny uwolnione od wszelkiego zła (por. Ps 50,15).

Adoracja w przestrzeni codzienności

8 czerwca 2023 roku

Przychodzimy dzisiaj do kościoła, by nie tylko uczestniczyć w uroczystej liturgii Mszy Świętej, ale także po to, by zabrać Chrystusa utajonego w Najświętszym Sakramencie na ulice parafii, niejako w przestrzeń życia codziennego. „Chwal, Jeruzalem, Pana,/ wysławiaj twego Boga, Syjonie” (Ps 147,12).

Najświętszy Sakrament nie oznacza zwykłej manny (por. Pwt 8,3), przywracającej Żydom podążającym do Ziemi Obiecanej siły czysto fizyczne, ale jest „Chlebem żywym” (J 6,51), udzielającym nam już w doczesności zadatku „życia wiecznego”
(J 6,54). Owocowanie Eucharystii wynika bowiem z ożywczego zjednoczenia chrześcijanina ze swoim Zbawicielem: „Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim” (J 6,56).

Nie sposób jednocześnie nie zauważyć, że dzięki regularnie przeżywanej Eucharystii stajemy się także coraz dojrzalszą wspólnotą parafialną: „Wszyscy bowiem bierzemy z tego samego chleba” (1 Kor 10,16). Pielgrzymując zatem przez ziemię do wieczności, my sami mamy nieustanne stawać się dla siebie nawzajem dobrzy jak chleb leżący na stole, z którego każdy może kęs dla siebie ukroić.

Przeprośmy dzisiaj Boga szczególnie za wszystkie opuszczenia niedzielnej Eucharystii, za brak odpowiedniego skupienia podczas świętej liturgii i za jakiekolwiek niepotrzebne zniecierpliwienie związane z samym tylko przebywaniem w kościele; niech miłosierny Bóg przebaczy nam te grzechy, byśmy mogli godnie świętować wzniosłą uroczystość Jego Najświętszego Ciała i Krwi.

Rzut oka w głębiny Boskości

4 czerwca 2023 roku

W uroczystość Trójcy Przenajświętszej, przychodzimy przed oblicze Boga, by na wzór Mojżesza „skłonić [Mu] się aż do ziemi i oddać pokłon” (Wj 34,8). Jest to naprawdę „Bóg miłości i pokoju” (2 Kor 13,11); jeden Bóg, ale we wspólnocie Trzech Osób, czyli mówiąc językiem teologicznym: Bóg trynitarny. Wypowiadamy uroczyście Jego święte Imię: Bóg Ojciec, Syn Boży i Duch Święty (por. 2 Kor 13,13). Zaiste, „błogosławione jest imię Twoje/ pełne chwały i świętości,/ uwielbione i wywyższone na wieki” (Dn 3,52).

Majestat Boga wyraźnie ujawnił się już w dziele stworzenia świata, ale jeszcze bardziej chwalebnie zajaśniał w dziele odkupienia człowieka. „Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił – zapewnia w Ewangelii Jezus uczonego żydowskiego o imieniu Nikodem – ale po to, by świat został przez Niego zbawiony” (J 3,17); Duch Święty uobecnia i pieczętuje to zbawienie w naszych duszach. Chwalebny jesteś, wiekuisty Boże!

Niech zatem Bóg w Trójcy Świętej Jedyny, który jest „miłosierny i łagodny, nieskory do gniewu, bogaty w łaskę i wierność” (Wj 34,6), sprawi, że ogarnie nas „obłok” (Wj 34,5) Jego niezmierzonej chwały.

Przybądź, Duchu Święty!

28 maja 2023 roku

Oto „nadszedł dzień Pięćdziesiątnicy” (Dz 2,1), w grece biblijnej pentekoste – pięćdziesiątnica. Jak niegdyś Apostołowie w „sali na górze” (Dz 1,13), tak my dzisiaj oczekujemy na wylanie Ducha Świętego. On zstąpi na pewno, chociaż raczej ani nie usłyszymy „z nieba szumu” (Dz 2,2), ani nie zobaczymy nad sobą płomyków „ognia” (Dz 2,3), ani nie „zaczniemy mówić obcymi językami” (Dz 2,4). On jednak zadziała na pewno, bo św. Paweł wyraża natchnione przekonanie wiary, że „wszystkim objawia się Duch dla wspólnego dobra” (1 Kor 12,7).

Nasze serca tak bardzo potrzebują Bożego pokoju (por. J 20,19.21), wynikającego z tego właśnie „napojenia jednym Duchem” (1 Kor 12,13). Wtedy także będziemy mogli odnawiać oblicze ziemi (por. Ps 104,30).

A zatem wołajmy: „Przybądź, Duchu Święty,/ Ześlij z nieba wzięty/ Światła Twego strumień. (…)/ Obmyj, co nieświęte,/ Oschłym wlej zachętę,/ Ulecz serca ranę./ (…) Daj Twoim wierzącym,/ W Tobie ufającym,/ Siedmiorakie dary./ Daj zasługę męstwa,/ Daj wieniec zwycięstwa,/ Daj szczęście bez miary” (sekwencja).

Wniebowstąpienie Pańskie

21 maja 2023 roku

Dzisiaj, wraz z uczniami Jezusa, wpatrujemy się w niebo (por. Dz 1,11), dokąd On wstępuje po czterdziestu dniach od momentu swojego zmartwychwstania (por. Dz 1,3). Według Psalmisty, całe to wydarzenie dokonuje się „wśród radosnych okrzyków” (Ps 47,6), bo już niebawem obecność Chrystusa nie będzie ograniczona jedynie do małego obszaru Ziemi Świętej, lecz obejmie cały świat: „Bóg króluje nad narodami,/ Bóg zasiada na swym świętym tronie” (Ps 47,9).

Uczniowie Jezusa, po otrzymaniu Ducha Świętego, mają iść i głosić Ewangelię „aż po krańce ziemi” (Dz 1,8). Oni teraz widzieć będą Chrystusa „światłymi oczami serca” (Ef 1,18), to znaczy swoją niezachwianą wiarą, bo On sakramentalnie pozostanie obecny w historii ludzkości „aż do skończenia świata” (Mt 28,20).

Dzisiejsza Eucharystia jest takim uroczystym „hymnem” (por. Ps 47,8) wyśpiewywanym Głowie Kościoła, czyli wstępującemu do nieba Chrystusowi, którego widzialne Ciało stanowimy właśnie my, chrześcijanie (por. Ef 1,22-23). On odtąd także przez nasze świadectwo życia chce zbawczo oddziaływać w świecie i dlatego mówi do nas: „Idźcie więc i nauczajcie” (Mt 28,19).

Wielkanoc

9 kwietnia 2023 roku

„Zachowaj mnie, Boże, bo uciekam się do Ciebie (…)./ Błogosławię Pana (…)./ On jest po mojej prawicy, nic mną nie zachwieje (…)./ Ty ścieżkę życia mi ukażesz, pełnię radości przy Tobie/ i wieczne szczęście po Twojej prawicy” (Ps 16,1.7.8.11).

Kalwaria

2 kwietnia 2023 roku

W tę niedzielę duchowni na ogół nie głoszą homilii. Nie z lenistwa, rzecz jasna, tylko z pokory. Dzisiaj milczenie jest głosem! Donośnym głosem! Spodziewanym głosem! Oczywiście, chodzi tu o kontemplacyjne milczenie, które wynika z zapierającego dech w piersiach wpatrywania się w ukrzyżowanego Jezusa. „Posłuchajcie, wszystkie rodziny narodów, i popatrzcie – wołał Meliton z Sardes pod koniec II wieku: Niesłychanego dokonano mordu w samym sercu Jerozolimy, w mieście Prawa, w mieście Hebrajczyków, w mieście proroków, w mieście uważanym za sprawiedliwe. A kto został zabity? I kto jest mordercą? Wstydzę się mówić, a mówić muszę. Gdyby mordu dokonano w nocy, gdyby zabito ofiarę na miejscu odludnym, łatwo byłoby przemilczeć. Teraz jednak pośrodku ulicy i miasta, w samym sercu miasta, na oczach
wszystkich Sprawiedliwy został niesprawiedliwie zamordowany” (Homilia paschalna, nr 94).

Kościół odczytuje dzisiaj swoim wiernym Mękę naszego Pana Jezusa Chrystusa według świętego Mateusza i dlatego wiemy dokładnie, kto występował przeciwko Jezusowi i dlaczego doszło do Jego ukrzyżowania. Judasz, Kajfasz, Piłat – przesuwają się przed oczami naszej wyobraźni jak nocne cienie. Złowrogie cienie. Jakże szybko płynął czas od momentu namaszczenia Jezusa w Betanii aż po Jego złożenie do grobu w Jerozolimie! Jakże nieoczekiwanie i nagle zmieniły się nastroje ludu, od uroczystego Hosanna po straszne „Na krzyż z Nim!” (Mt 27,22.23).

Tak naprawdę to ludzkie grzechy, nasze grzechy, moje grzechy, warunkowały ten niesłychany splot wydarzeń, wywołując nieszczęście przewyższające wręcz wszelkie kosmiczne katastrofy. I wydaje się nam, że ten mrok, który „od godziny szóstej ogarnął całą ziemię aż do godziny dziewiątej” (Mt 27,45 ), trwa nadal. „Powiesili Tego, co ziemię zawiesił – ubolewał dalej biskup Meliton z Sardes – przebodli Tego, co niebo rozpostarł; przybili do drzewa Tego, co wszystko utwierdził. Panem jest, a Go znieważyli, Bogiem jest, a Go zabili” (nr 96).

Dlatego w poczuciu winy, z wielkim przejęciem, klęczymy dzisiaj przez kilkadziesiąt sekund po stwierdzeniu Jego zgonu, by powtórzyć w głębi duszy wyznanie setnika: „Prawdziwie, ten był Synem Bożym” (Mt 27,54). Prawdziwie! Z perspektywy dwudziestu wieków, a więc niejako „z daleka” (por. Mt 27,55), wpatrujemy się na wzór tych kobiet pod krzyżem w Jego boskie Oblicze. Nasze mocniej bijące serca wyczuwają Jego miłującą bliskość. Nie oparł się cierpieniu (por. Iz 50, 5), „nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi” (Flp 2, 6-7). A wszystko dla nas i dla naszego zbawienia! Zaiste, wielka to tajemnica naszej wiary.

Pieczara

26 marca 2023 roku

Dokonane przez Jezusa w Betanii, niedaleko Jeruzalem, wskrzeszenie Łazarza, który był bratem Marii i Marty, symbolizuje nasze duchowe ożywienie, mające stanowić najwspanialszy owoc dobiegającego powoli końca okresu Wielkiego Postu.

W Środę Popielcową obiecywaliśmy Bogu postępować „nie według ciała, lecz według Ducha” (Rz 8,9), ale nasze grzechy, choćby tylko te powszednie, sprawiały, że obumierało w nas Boże życie; a jeśli przydarzyły się nam również grzechy ciężkie, to znaczy, że marnieliśmy na podobieństwo zwłok Łazarza złożonych do grobu, zamkniętego potem wielkim kamieniem.

„Usuńcie kamień!” (J 11,39) – mówi do nas Jezus w dzisiejszej Ewangelii. Tym kamieniem może być choćby nasze niespieszenie się z nawróceniem, czyli jakiś marazm wewnętrzny, po prostu bezmyślna zgoda na śmierć duchową. Usuwając więc taki kamień (na przykład z pomocą świętych rekolekcji), pozwalamy Bogu „wydobyć nas z grobów” (por. Ez 37,12) i „udzielić nam Jego ducha, byśmy ożyli” (por. Ez 37,14).

Już tylko dwa tygodnie dzielą chrześcijan od wielkanocnego poranka; oby nie okazało się, że w dzisiejszej Ewangelii Jezus, ogarnięty głębokim wzruszeniem (por. J 11,33), płacze faktycznie nad naszą śmiercią duchową, to jest nad naszymi grzechami, a nie nad zmarłym Łazarzem (por. J 11,35). Teraz naprawdę już wielkopostny zegar wybija godzinę zero: mamy pospieszyć się z nawróceniem; wszak „jeśli zachowasz pamięć o grzechach, Panie,/ Panie, któż się ostoi?/ Ale Ty udzielasz przebaczenia,/aby Ci służono z bojaźnią” (Ps 130,3-4).

Jedynie w Jezusie, gotowym do podjęcia męki i śmierci krzyżowej, znajduje się dla nas „łaska, u Niego obfite odkupienie” (Ps 130,7).

Sadzawka

19 marca 2023 roku

Dokonane przez Jezusa przy sadzawce Siloam cudowne uzdrowienie człowieka niewidomego od urodzenia (por. J 9,6-8) symbolizuje proces poszerzania się zasięgu wzroku naszej wiary; wiara jest przecież zarówno duchowym postrzeganiem niewidzialnej rzeczywistości nadprzyrodzonej, jak i spoglądaniem na rzeczywistość doczesną niejako oczami Boga.

Po urodzeniu, przez pewien czas, trwaliśmy w duchowej ciemności, ale wskutek sakramentalnego obmycia wodą chrzcielną staliśmy się „dziećmi światłości” (Ef 5,8); potem jeszcze biskup podczas udzielania sakramentu bierzmowania namaścił nas „olejem” (por. Ps 23,5), by Boża „dobroć i łaska szły za nami przez wszystkie dni życia” (Ps 23,6).

I oto teraz, pośrodku liturgicznego okresu Wielkiego Postu, Bóg przestrzega nas przed jakimkolwiek udziałem „w bezowocnych uczynkach ciemności” (Ef 5,11). Jeśli zatem nasze życie ostatnio ogarniała grzechowa ciemność, to niech ją teraz rozproszy Bóg, patrzący uważnie, ale i miłosiernie, w nasze serca (por. 1 Sm 16,7).

Ta IV niedziela Wielkiego Postu zwana po łacinie Laetare (Raduj się!), musi wybrzmiewać w naszych sercach radosnym psalmem zawierzenia, czyli jaśniejącej wiary: „Chociażbym przechodził przez ciemną dolinę,/ zła się nie ulęknę” (Ps 23,4), bo „Pan jest moim pasterzem” (Ps 23,1).

Studnia

12 marca 2023 roku

Jezus, zmęczony drogą, siedzi w porze południowej przy studni w miasteczku samarytańskim Sychar (por. J 4,5-6) – taki jest właśnie dominujący obraz biblijny tej trzeciej Niedzieli Wielkiego Postu. Kiedy przychodzi do Jezusa pewna kobieta z Samarii, czyli po prostu Samarytanka, wywiązuje się między nimi rozmowa o wodzie żywej.

Zwykła woda, nawet ta głębinowa, po którą przybyła Samarytanka, tylko na pewien czas zaspokaja ludzkie pragnienie (por. J 4,13); dlatego Jezus obiecuje dać swojej rozmówczyni wodę ze „źródła tryskającego ku życiu wiecznemu” (J 4,14). W efekcie Samarytanka odkrywa w Jezusie najpierw proroka (por. J 4,19), potem Mesjasza (por. J 4,25-26), wreszcie Zbawiciela świata, którego z niespotykanym wręcz entuzjazmem zaczyna głosić w swoim środowisku (por. J 4,41).

Woda żywa jest symbolem zbawczej łaski wysłużonej ludziom przez miłosiernego Chrystusa, który „umarł za nas jako za grzeszników” (Rz 5,6). To dlatego właśnie pozostajemy w postawie wdzięczności, a nie szemrania wobec
Boga – jak to działo się w przypadku Izraelitów w Refidim podczas ich wędrówki do Ziemi Obiecanej (por. Wj 17,3), bo nam podczas ziemskiej drogi do nieba nie grozi żadne niezaspokojone pragnienie Bożej łaskawości; my szemrać możemy, a nawet powinniśmy, tylko na swoją grzeszność. A zatem: „Wznośmy okrzyki ku chwale Opoki naszego zbawienia./ Stańmy przed obliczem Jego z uwielbieniem” (Ps 95,1-2).

Góra

5 marca 2023 roku

Z pustyni, na której tydzień temu Jezus odparł wszystkie trzy pokusy szatana, wspinamy się dzisiaj na „wysoką górę” (Mt 17,1), którą pobożność chrześcijańska utożsamia z Taborem, rozciągającym się majestatycznie nad zieloną równiną Galilei.
Tam właśnie Jezus ujawnia blask swego Bóstwa, niełatwy do opisania nawet przez natchnionego ewangelistę (por. Mt 17,2). Z perspektywy obecnych na górze trzech uczniów, Szymona Piotra, Jakuba Większego i Jana, jest to „widzenie” Chrystusa
jakby już powstałego z martwych (por. Mt 17,9), otoczonego przez Mojżesza i Eliasza (por. Mt 17,3), dwóch bohaterów wiary Starego Testamentu.

Gdy z obłoku świetlanego odzywa się głos Boga Izraela, poświadczający, że Jezus jest Jego umiłowanym Synem, którego trzeba słuchać (por. Mt 17,5), uczniowie, „upadając na twarz” (Mt 17,6), rozpoczynają świętą adorację. Parafialny kościół jest dzisiaj takim szczytem góry Tabor, zanurzonym w obłoku Bożej obecności, gdzie trwamy na podobnej adoracji. Oby towarzyszyła nam taka fascynacja, jaka stała się udziałem Szymona Piotra: „Panie, dobrze, że tu jesteśmy” (Mt 17,4).

W tym jasnym jak słońce świetle Chrystusa my sami także musimy zaznać duchowej, wielkopostnej przemiany. Trzeba, byśmy dostrzegli, w całej naszej pokorze, wszystkie swoje grzechy i odsunęli je tak daleko, jak długa była owa droga Abrahama (por. Rdz 12,4), gdy „w trudach i przeciwnościach” (2 Tm 1,8) docierał z Ur chaldejskiego poprzez Charan do Ziemi Świętej, miejsca późniejszych wydarzeń paschalnych. Panie, „niech nas ogarnie Twoja łaska,/ według nadziei pokładanej
w Tobie” (Ps 33,22).

Pustynia

26 lutego 2023 roku

„Stwórz, Boże, we mnie serce czyste/ i odnów we mnie moc ducha” (Ps 51,12) – ten werset najsłynniejszego poetyckiego tekstu pokutnego, odzwierciedla nasze chrześcijańskie nastawienie na progu Wielkiego Postu. Przez „czterdzieści dni i czterdzieści nocy” (Mt 4,2), a więc na wzór samego Jezusa, który tyle właśnie czasu miał przebywać na pustyni przed swoją misją publiczną (por. Mt 4,1), pragniemy z większą determinacją niż kiedykolwiek dotąd trwać w posłuszeństwie woli Bożej. Wprawdzie dziedziczymy skutek grzechu naszych prarodziców z raju (por. Rdz 3,6), czyli ową tajemniczą skłonność do nieposłuszeństwa, to jednak wiemy jednocześnie, że dzięki krzyżowi Chrystusa spływa na nas jeszcze obficiej Boża łaska (por. Rz 5,15), umożliwiająca przezwyciężanie tej złej skłonności i odparcie także wszystkich innych grzechów.

Niech zatem w okresie rozpoczętego kilka dni temu Wielkiego Postu Bóg ukształtuje nas wewnętrznie jakby od nowa (por. Rdz 2,7), niech tchnie w nas więcej swojego Ducha (por. Rdz 2,7), niech pomoże nam skuteczniej demaskować i odpierać wszelkie podstępy kusiciela: „Idź precz, szatanie! Jest bowiem napisane: Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz” (Mt 4,10).


Popielec

22 lutego 2023 roku

Uczestniczyłem w Eucharystii w kaplicy szpitalnej, wraz z grupą ponad stu osób. Przyjąłem popiół. Rozpoczynam wiekopostną drogę.

Woda i ogień

12 lutego 2023 roku

Życie chrześcijanina składa się z ciągłych wyborów między „ogniem i wodą” (por. Syr 15,16), czyli dobrem i złem. Dlatego też Jezus ukazuje nam dzisiaj samą głębię Bożych przykazań, po prostu ich ożywiającego ducha, przenikającego jakby skostniałą literę Prawa. Ujawniając „tajemnicę mądrości Bożej” (1 Kor 2,7), mówi On: Słyszeliście, że powiedziano przodkom: Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie zeznawaj fałszywie, A Ja wam powiadam: kto gniewa się na brata, już jakby go zabijał; kto pożądliwie patrzy na kobietę, już jakby z nią cudzołożył; a kto przysięga pochopnie, to już jakby przestał być naturalnie wiarygodny w oczach bliźniego (por. Mt 5,20-22a.27-28.33-34a.37).

Światło świata

5 lutego 2023 roku

Kilka dni temu, 2 lutego, podczas liturgii święta Ofiarowania Pańskiego, trzymaliśmy w naszych rękach gromnice, symbolizujące Chrystusa, będącego według słów Symeona „Światłem na oświecenie pogan” (Łk 2,32); te liczne świece, które rozbłysły
wówczas w naszym kościele, miały także coś z Pięćdziesiątnicy, z tamtych płomieni Ducha Świętego, działającego w nas intensywnie od momentu przyjęcia sakramentu bierzmowania.

I oto dzisiaj w Ewangelii Jezus dopomina się już od nas samych podobnego światła: „Wy jesteście światłem świata” (Mt 5,14). Czy zatem światło „mocy Bożej” (1 Kor 2,5) rzeczywiście „wschodzi jak zorza” (por. Iz 58,8) i „rozbłyska w ciemnościach” (por.
Iz 58,10) naszego życia codziennego, czyniąc z niego „świadectwo Boże” (1 Kor 2,1)?

Światło przy źródle

22 stycznia 2023 roku

W Warszawie ochrzciłem Jakuba, syna mojej siostrzenicy i jej męża.

Dla mnie była to także okazja do tego, by samemu skorzystać z „drugiego chrztu”, czyli sakramentu pokuty i pojednania.

Wiara słabnie?

15 stycznia 2023 roku

Opublikowano „Annuarium Statisticum Ecclesiae in Polonia” za rok 2021; wtedy były jeszcze pewne obostrzenia pandemiczne (połowa miejsc do zajęcia w świątyniach, nie licząc osób zaszczepionych).

Dominicantes w PL to 28,3 % (poprzednie badania za 2019 rok – 36,9 %), communicantes – 12,9 % (poprzednie – 16,7 %).

Diecezja Łomżyńska to: dominicantes – 34,9 % (było 44,7 %) i communicantes – 16,3 % (było 21,8 %). A zatem spadek wyraźny…

DŁ liczyła 526 księży inkardynowanych i 32 alumnów. Na katechezę uczęszczało 95,2 % uczniów.

W zestawieniach błędnie podana (wina Kanclerza lokalnej Kurii?) liczba parafii (175, w tym 4 zakonne); jest 183.

Chrzcielny rachunek sumienia

8 stycznia 2023 roku

Dorosły już Jezus, przyjmując chrzest od Jana Chrzciciela w rzece Jordan, zespala się spektakularnie z grzeszną ludzkością, którą chce zbawić. To jest Jego uroczysty ingres mesjański, poruszający wręcz podwoje nieba (por. Mt 3,16): bo oto Bóg Ojciec deklaruje swoje upodobanie w „Synu umiłowanym” (Mt 3,17) i ujawnia przeobfitość Ducha Świętego w Jego ludzkiej naturze; odtąd Jezus będzie prowadzony na ziemi niczym „za rękę” (Iz 42,6), by Jego dzieło zbawienia świata dokonało się zgodnie z wszystkimi świętymi proroctwami.

Nic więc dziwnego, że Szymon Piotr, nawracając pierwszych pogan w domu Korneliusza w Cezarei Nadmorskiej/Palestyńskiej, powie z wielkim wzruszeniem: „Wiecie, co działo się w całej Judei, począwszy od Galilei, po chrzcie, który głosił Jan. Znacie sprawę Jezusa z Nazaretu, którego Bóg namaścił Duchem Świętym i mocą. Dlatego, że Bóg był z Nim, przeszedł On, dobrze czyniąc” (Dz 10,37-38).

A czy my możemy o sobie powiedzieć, że od momentu chrztu świętego, kiedy Bóg zaczął być z nami, szliśmy przez życie dobrze czyniąc? Dzisiejsze Święto Chrztu Pańskiego to taka sposobność do zrobienia sobie rachunku sumienia z przebytej
dotąd chrześcijańskiej drogi; a Eucharystia to z kolei takie duchowe zanurzenie się w krystalicznie czystych wodach Jordanu, po prostu w samym Bogu, by móc z całą dojrzałością potwierdzić i odnowić w sobie zobowiązania płynące z pierwszego sakramentu chrześcijańskiego, przyjętego niegdyś w dzieciństwie na bazie wiary przecież nie naszej jeszcze, lecz Rodziców, Chrzestnych i wspólnoty parafialnej. „Oddajcie Panu chwałę i sławcie Jego potęgę” (Ps 29,1).

Cel Wcielenia…

25 grudnia 2022 roku

Jednym z najwcześniejszych sposobów rozumienia tajemnicy Wcielenia okazała się koncepcja „przedziwnej wymiany” (admirabile commercium), według której Syn Boży po to stał się człowiekiem, abyśmy my, ludzie, mogli stać się dziećmi Bożymi.

Św. Ireneusz z Lyonu (zm. ok. 200) w następujący sposób wyjaśniał, dlaczego Chrystus musiał być jednocześnie Bogiem i człowiekiem: „Gdyby to nie człowiek pokonał wroga ludzkości, wróg nie zostałby w pełni pokonany. Z drugiej strony, gdyby to nie Bóg dał nam zbawienie, nie otrzymalibyśmy go na trwałe” (Adversus haereses, 3,18,7).

W teorii „przedziwnej wymiany” chodzi zatem o to, że dzięki Bożej łasce ludzie mogą uczestniczyć w wiecznym życiu Trójcy Świętej, stają się „uczestnikiem Boskiej natury” (2 P 1,4).

Adwentowe oczekiwanie w napięciu (IV)

18 grudnia 2022 roku

Już niebawem (25 grudnia o północy) radować się będziemy z faktu, że oto Dziewica Maryja porodziła Syna, który otrzyma imię Emmanuel – Bóg z nami (por. Iz 7,14).

Zapalamy dzisiaj czwartą adwentową świecę, którą możemy nazwać światłem Bożej łaski (por. Rz 1,7). Skoro bowiem, jak usłyszymy w Ewangelii, zafrasowany Józef bierze do siebie (por. Mt 1,24) brzemienną za sprawą Ducha Świętego Maryję, swą Małżonkę (por. Mt 1,20), to muszą nas niepostrzeżenie ogarniać pierwsze promienie Wschodzącego Słońca, bo przecież Zbawca już żyje na ziemi, aczkolwiek jeszcze pod sercem Matki (por. Mt 1,21-23).

Psalmista podpowiada, że chrześcijanin, który chce niebawem pokłonić się szczerze w Betlejem Dzieciątku Jezus, musi być „rąk nieskalanych i czystego serca” (Ps 24,4); tylko taki bowiem człowiek „otrzyma błogosławieństwo od Pana/ i zapłatę od Boga, swego Zbawcy” (Ps 24,5).

Dlatego teraz, wzorem świętego Józefa, wyraźmy zgodę na to, by i w naszym życiu sprawy Boskie łączyły się harmonijnie ze sprawami ludzkimi.

Adwentowe oczekiwanie w napięciu (III)

11 grudnia 2022 roku

W tę trzecią Niedzielę Adwentu, zwaną po łacinie Gaudete – Radujcie się, wciąż nie opuszcza nas święty Jan Chrzciciel, wołający tym razem tak: „Idzie mocniejszy ode mnie, któremu nie jestem godzien rozwiązać rzemyka u sandałów” (Łk 3,16).

Zaprawdę, „Pan jest blisko!” (Flp 4,5) – i stąd właśnie wynika ta nasza wielka radość; przecież już niedługo z weselem czerpać będziemy łaski „ze zdrojów zbawienia” (Iz 12,3). Dlatego prorokowi znad Jordanu wtóruje Izajasz: „Oto Bóg jest moim zbawieniem!/ Jemu zaufam i bać się nie będę./ Pan jest moją pieśnią i mocą,/ i On stał się moim zbawieniem” (Iz 12,2).

Zapalamy dzisiaj trzecią adwentową świecę, tym razem nie fioletową lecz różową, którą możemy nazwać światłem mocy Bożej: „Pan, twój Bóg (…), Mocarz, który zbawia (…), odnowi cię swoją miłością” (So 3,17). Jakbyśmy słyszeli już kroki nadchodzącego Mesjasza, pełnego zbawczej łaskawości dla nas. A zatem: „Chwalcie Pana, wzywajcie Jego imienia! Ukażcie narodom Jego dzieła,/ Przypominajcie, że Jego imię jest chwalebne” (Iz 12,4).

Niech wody Jordanu obmyją nas teraz duchowo z grzechów, byśmy mogli godnie przedstawić Bogu nasze intencje „w modlitwie i błaganiu z dziękczynieniem” (Flp 4,6). Oby niezwykła moc Boża strzegła naszych „serc i myśli w Chrystusie Jezusie” (Flp 4,7) podczas całego bieżącego tygodnia: „Niech będzie znana wszystkim ludziom Wasza wyrozumiała łagodność: Pan jest blisko!” (Flp 4,5).

A zatem: Gaudete – Radujcie się!

Adwentowe oczekiwanie w napięciu (II)

4 grudnia 2022 roku

Na naszej adwentowej drodze pojawia się święty Jan Chrzciciel, który niegdyś nad Jordanem wzywał Izraelitów do nawrócenia; teraz nam się przedstawia jako Glos Wołającego, czyli głos samego Boga (por. Mt 3,3), brzmiący tak czysto i wyraźnie: „Wydajcie godny owoc nawrócenia” (Mt 3,8).

W Adwencie mamy pokazać Chrystusowi, że świat w tym sensie był godny Jego narodzin, że mieszkający tutaj ludzie zawsze potrafią odwrócić się od grzechów, by przyjąć łaskę uświęcającą. Niech już sama myśl o pojawieniu się Mesjasza pośród ludzi odmienia ich wszystkich, by faktycznie „za dni Jego zakwitła sprawiedliwość i wielki pokój” (por. Ps 72,7). Pozwólmy się przeniknąć „duchowi mądrości i rozumu, duchowi rady i męstwa, duchowi wiedzy i bojaźni Pańskiej” (Iz 11,1). Zatrzymajmy w sobie, „wzorem Chrystusa” (Rz 15,5), możliwie najwięcej Bożego Ducha.

A w najbliższym tygodniu niech nasza tęsknota za Świętami Narodzenia Pańskiego będzie „na kształt wód, które przepełniają morze” (Iz 11,9); wszak druga zapalona świeca adwentowa to światło nadziei, które powinno być podtrzymywane przez nasze intensywne pragnienie wypełnienia się zbawczych obietnic Boga względem grzesznej ludzkości.

Niech w płomieniu adwentowej świecy spali się jak plewy wszelki nasz grzech, by nasze dobre czyny okazały się ową czystą pszenicą godną Boskich spichlerzy (por. Mt 3,1

Adwentowe oczekiwanie w napięciu (I)

27 listopada 2022 roku

„Czuwajcie!” (Mt 24,42) – mówi do nas Jezus w Ewangelii. Adwent, który dzisiaj rozpoczynamy, jest czasem przygotowania na spotkanie z przychodzącym Panem; samo łacińskie słowo adventus znaczy właśnie przyjście. Do 16 grudnia myśleć będziemy bardziej o powtórnym przyjściu Chrystusa w chwale (czyli Paruzji), od 17 zaś grudnia o Jego pierwszym przyjściu na ziemię w uniżeniu betlejemskiej stajni.

Zapalamy dzisiaj pierwszą adwentową świecę, nazwijmy ją światłem pokoju, bowiem nie może opuścić nas nadzieja, że nastanie kiedyś taki okres w dziejach świata, że ludzie – jak przepowiadał prorok Izajasz – „nie będą się już więcej zaprawiać do wojny” (Iz 2,4).

W Adwencie mamy jednak z całą determinacją podjąć duchową walkę, dlatego też święty Paweł każe nam przyoblec „zbroję światła” i „żyć przyzwoicie jak w jasny dzień” (Rz 13,12-13). Rozświetlanie przez nasze dobre czyny adwentowej drogi dla przychodzącego Pana powinno ostatecznie zaowocować przede wszystkim pokojem serca (por. Ps 122,7); zatem „postępujmy w światłości Pańskiej!” (Iz 2,5).

Modlitwa pokorna

23 października 2022 roku

Na pozór wydawało się, że faryzeusz modlił się przykładnie: dziękował przecież Bogu za to, że został przez Niego uchroniony od poważnych uchybień Prawa; jednakże na dnie jego duszy kryła się pycha, zadufanie w sobie i pogarda bliźnimi: „Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie (…), albo jak i ten celnik” (Łk 18,11).

Tymczasem ten oto celnik (tak swoją drogą mający dotąd pewnie sporo grzechów na sumieniu) „stał z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi” (Łk 18,13).

I Jezus pochwalił pokorę celnika, którego modlitwa „przeniknęła obłoki” (Syr 35,17).

Dniem i nocą

16 października 2022 roku

„Wznoszę swe oczy ku górom:/ skąd nadejść ma dla mnie pomoc?/ Pomoc moja od Pana,/ który stworzył niebo i ziemię” (Ps 121,1-2).

Jezus zachęca do wytrwałej modlitwy, wręcz „dniem i nocą” (Łk 18,7).

Święty Janie Pawle II, módl się za nami!

Wielkie dzięki

9 października 2022 roku

„Wołaj z radości na cześć Pana, cała ziemio,/ cieszcie się, weselcie i grajcie” (Ps 98,4). Słowa Psalmu 98 brzmią jak intonacja wspaniałego hymnu dziękczynienia; wszak Eucharystia, w której każdej niedzieli uczestniczymy, oznacza dokładnie dziękczynienie. Wyrażamy najpierw dziękczynienie Bogu za to, że nam „okazał swoje zbawienie” (Ps 98,2). Byliśmy niegdyś poganami, oszpeceni grzechem pierworodnym jak ten Naaman trądem, ale Bóg obmył nas w wodach chrztu świętego, w tym chrześcijańskim Jordanie wypływającym z parafialnej chrzcielnicy, i obdarował łaską wiary (por. 2 Krl 5,14-17).

Każdej niedzieli przychodzimy do Jezusa jak ten Samarytanin, jeden z uzdrowionych dziesięciu trędowatych, i padamy Mu do stóp ze słowami wdzięczności (por. Łk 17,15-16).

Ziarnka gorczycy i różańca

2 października 2022 roku

Jezus w Ewangelii zapewnia, że gdybyśmy mieli wiarę jak ziarnko gorczycy, powiedzielibyśmy morwie: Wyrwij się z korzeniem i przesadź się w morze, a byłaby nam posłuszna (por. Łk 17,6).

A może w październiku tym minimum powinna być wiara jak paciorek różańca?

Wiara naprawdę może dokonywać rzeczy niezwykłych, wręcz nieprawdopodobnych, w życiu chrześcijanina; prorok Habakuk powie, że w ogóle „sprawiedliwy żyć będzie dzięki swej wierności” (Ha 2,4). Wiara daje nam moc, byśmy, nie wstydząc się Chrystusa i Jego Ewangelii (por. 2 Tm 1,8), przeżywali całą naszą ziemską egzystencję jako świadczenie bezinteresownej miłości bliźnim; kiedy bowiem czynimy dobro, sprawdzamy się i potwierdzamy jako ludzie Chrystusa, po prostu jako chrześcijanie, Jego słudzy: „wykonujemy to, co powinniśmy wykonać” (Łk 17,10).

Przepaść między dobrem i złem

25 września 2022 roku

Gdy jesień za oknami tak wyraziście odzwierciedla ziemskie przemijanie, Jezus opowiada przypowieść o bezimiennym bogaczu i biednym Łazarzu; bogacz „dzień w dzień ucztował wystawnie” (Łk 16,19), biedak zaś leżał u bramy jego pałacu „pokryty wrzodami” (Łk 16,20); jedynie psy dawały mu chwilowe ukojenie, liżąc bolące rany (por. Łk 16,21). Obydwaj, gdy skończyła się jesień ich życia, umarli; żebrak osiągnął niebo, bogacz natomiast został strącony do Otchłani (por. Łk 16,22-23). Teraz między nimi „zionie ogromna przepaść” (Łk 16,26), dokładnie tak wielka, jaka istnieje między dobrem i złem; z tym, że tu na ziemi dobro jeszcze walczy ze złem, mieszając się z nim, natomiast tam, w zaświatach, wszystko jest już rozstrzygnięte, a dobro oddzielone definitywnie od zła (por. Łk 16,23-26). „Biada beztroskim (…) i dufnym” (Am 6,1) – wtóruje niejako prorok Amos.

Bóg, który „króluje na wieki” (Ps 146,10), wszystkim ludziom „wymierza sprawiedliwość” (Ps 146,7). Dlatego w życiu ziemskim mamy walczyć nieustannie o wiarę i zdobywać wieczność niejako kawałek po kawałku (por. 1 Tm 6,12). Święty Paweł zachęca nas do takiej postawy niezwykle wymownie: „Ty, o człowiecze Boży, podążaj za sprawiedliwością, pobożnością, wiarą, miłością, wytrwałością, łagodnością” (1 Tm 6,11); mamy przecież niegdyś bez zarzutu stanąć przed Sędzią, „który zamieszkuje światłość niedostępną” (1 Tm 6,16).

Jedyny Pan

18 września 2022 roku

Skoro tylko Bóg jest naszym Panem, to żadne z dóbr ziemskich nie powinno nam Go przysłaniać, bo przecież nie sposób lojalnie „dwom panom służyć” (Łk 16,13), nie można „służyć Bogu i Mamonie” (Łk 16,13).

Miłosierdzie

11 września 2022 roku

„Będziemy ucztować i weselić się” (Łk 15,23) – mówi ojciec do starszego syna po tym, jak do domu wrócił ten młodszy syn, który w dalekich stronach roztrwonił odziedziczony majątek, żyjąc rozrzutnie (por. Łk 15,13). Głównym motywem zorganizowania radosnej uczty jest oczywiście trwający proces nawracania się obydwóch synów; młodszy z nich już przecież zrozumiał, że miłosierdzie ojca pozostaje zawsze nienaruszone (por. Łk 15,17-19), starszy zaś zaczął jakby powoli pojmować, że miłosierdzie nigdy nie koliduje ze sprawiedliwością (por.
Łk 15,31-32). Bóg nie cieszy się przecież z grzesznika jako takiego, lecz właśnie z nawracającego się grzesznika: „Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia” (Łk 15,7).

Jesteśmy zagrożeni grzechem, ale jednocześnie pełni ufności w Boże miłosierdzie: „Zmiłuj się nade mną, Boże, w łaskawości swojej,/ w ogromie swej litości zgładź moją nieprawość./ Obmyj mnie zupełnie z mojej winy/ i oczyść mnie z grzechu mojego” (Ps 51,3-4). Mamy świadomość, że mógłby zapłonąć gniew Boga wobec swojego ludu (por. Wj 32,11), ale w tym samym czasie ożywia nas nadzieja, że On nie gardzi „pokornym i skruszonym sercem” (Ps 51,19). Tak oto można streścić całą teologię Bożego miłosierdzia: „Chrystus Jezus przyszedł na świat zbawić grzeszników” (1 Tm 1,15).

Sam Bóg Ojciec wybiega nam na spotkanie, wzrusza się głęboko, rzuca się nam na szyję i całuje nas (por. Łk 15,20), a potem jeszcze każe przynieść najlepszą szatę, nakłada nam także pierścień na rękę i sandały na nogi (por. Łk 15,22); są to niezwykle czytelne znaki odzyskanej nobilitacji, biorące się z „obfitej łaski naszego Pana” (1 Tm 1,14). Stąd nasza największa prośba: „Stwórz, Boże, we mnie serce czyste/ i odnów we mnie moc ducha./ Nie odrzucaj mnie od swego oblicza/ i nie odbieraj mi świętego ducha swego” (Ps 51,12-13).

Znowu do szkoły

4 września 2022 roku

W kontekście niedawno rozpoczętego roku szkolnego Jezus zachęca nas do stawania się coraz lepszymi Jego uczniami. „Nikt z was – mówi w Ewangelii – jeśli nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem” (Łk 14,33). Święty Paweł z kolei powie o sobie, że jest wręcz „więźniem Chrystusa Jezusa” (Flm 9). Chodzi tu zatem o konieczność takiego przylgnięcia do Boga, by jedynie w Nim dostrzegać prawdziwe bogactwo, a wszystko inne cenić w sposób względny, nie być więźniem doczesności. Przez całe bowiem życie, o którym u jego kresu powiemy, że trwało chyba jak „wczorajszy dzień, który minął” (Ps 90,4), uczyć się mamy tego, co miłe Bogu (por. Mdr 9,18). Trzeba nam tak „liczyć dni nasze, byśmy zdobyli mądrość serca” (Ps 90,12). Ta mądrość serca, która niejednokrotnie idzie wbrew wygodnej logice ziemskiej, każe nam także brać swój codzienny krzyż i nieść go w zjednoczeniu ze Zbawicielem. „Kto nie dźwiga swego krzyża, a idzie za Mną – przekonuje Jezus – ten nie może być moim uczniem” (Łk 14,27).

Wiara jako pokorna służba

28 sierpnia 2022 roku

Jezus nie tyle wpaja nam dzisiaj zasady savoir-vivre`u dotyczące wybierania miejsc przy stole, ile raczej ukazuje samą istotę Ewangelii: „Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony” (Łk 14,11). Nie wolno nam nigdy ignorować bliźniego, wręcz przeciwnie: my mamy w naszych braciach i siostrach dostrzegać zawsze Oblicze samego Chrystusa. „Gdy wydajesz obiad albo wieczerzę – poucza Jezus, stosując w pełni świadomie wymowną hiperbolę (czyli retoryczną przesadnię) – nie zapraszaj swoich przyjaciół ani braci, ani krewnych, ani zamożnych sąsiadów, aby cię i oni nawzajem nie zaprosili, i miałbyś odpłatę. Lecz kiedy urządzasz przyjęcie, zaproś ubogich, ułomnych, chromych i niewidomych. A będziesz szczęśliwy, ponieważ nie mają czym tobie się odwdzięczyć; odpłatę bowiem otrzymasz przy zmartwychwstaniu sprawiedliwych” (Łk 14,12-14).

Wiara jako ciasne drzwi

21 sierpnia 2022 roku

„Usiłujcie wejść przez ciasne drzwi; gdyż wielu, powiadam wam, będzie chciało wejść, a nie zdołają. Skoro Pan domu wstanie i drzwi zamknie, wówczas, stojąc na dworze, zaczniecie kołatać do drzwi i wołać: «Panie, otwórz nam!», lecz On wam odpowie: «Nie wiem, skąd jesteście». Wtedy zaczniecie mówić: «Przecież jadaliśmy i piliśmy z Tobą, i na ulicach naszych nauczałeś». Lecz On rzecze: «Powiadam wam, nie wiem, skąd jesteście. Odstąpcie ode Mnie wszyscy, którzy dopuszczacie się niesprawiedliwości». Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów, gdy ujrzycie Abrahama, Izaaka i Jakuba, i wszystkich proroków w królestwie Bożym, a siebie samych precz wyrzuconych” (Łk 13,24-28).

Tak oto ostatni mogą stać się pierwszymi, a pierwsi – ostatnimi (por. Łk 13,30).

Wiara jako ogień

14 sierpnia 2022 roku

„Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę, ażeby już zapłonął” (Łk 12,49). Jezus myśli w ten sposób o miłości Bożej, która jak iskra zapalać powinna ludzkie serca, ogarniając coraz szersze przestrzenie świata. Taki proces może oczywiście doprowadzić do rozłamów, i to nawet w rodzinach, bo miłość Boża niejednokrotnie napotka także sprzeciw, wynikający ze skutków grzechu pierworodnego w ludziach: „pięcioro będzie podzielonych w jednym domu: troje stanie przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu” (Łk 12,52). Nie wolno nam jednak nigdy załamywać się na duchu (por. Hbr 12,3), lecz na wzór Jezusa znosić pokornie „wrogość wobec siebie” (Hbr 12,3), żywiąc zawsze nadzieję, że ostatecznie dobro zwycięży nad złem. „Patrzmy na Jezusa, który nam w wierze przewodzi i ją wydoskonala. On to zamiast radości, którą Mu obiecywano, przecierpiał krzyż, nie bacząc na [jego] hańbę, i zasiadł po prawicy na tronie Boga” (Hbr 12,2).

Wiara jako widzenie

7 sierpnia 2022 roku

„Wiara jest poręką tych dóbr, których się spodziewamy, dowodem tych rzeczywistości, których nie widzimy” (Hbr 11,1) – tak właśnie brzmi najbardziej popularna definicja wiary, zaczerpnięta z Listu do Hebrajczyków. Wierzący oznaczają ludzi, którzy nie zawężają rzeczywistości tylko do tego, co można poznać pięcioma zmysłami: wzrokiem, słuchem, dotykiem, smakiem i powonieniem. Nieprzypadkowo mówi się w teologii o „szóstym zmyśle”, tym mianowicie, który pozwala niezawodnie „wyczuć”, gdzie jest prawdziwy cel życia człowieka: „Dusza nasza oczekuje Pana,/ On jest naszą pomocą i tarczą” (Ps 33,20). Dlatego autentyczni chrześcijanie traktują siebie „jako obcych i gości na tej ziemi” (Hbr 11,13), szukając ojczyzny niebieskiej, tak jak niegdyś Izrael „wyczekiwał ocalenia sprawiedliwych” (Mdr 18,7).

Jeszcze jedno małe triduum paschalne

3-5 sierpnia 2022 roku

Od 3 sierpnia, czyli urodzin i dnia święceń kapłańskich błogosławionego Stefana Wyszyńskiego, byłem w szpitalu w Ostrołęce, oddział urazowo-ortopedyczny. Najpierw Ogrójec modlitwy wstawienniczej. Zabieg w czwartek od 15.00. Najwięcej bólu cały piątek. Potem jakby powstawanie do nowego życia. Od poniedziałku jestem już w domu. Cenne doświadczenia.

Ulotność i trwałość

31 lipca 2022 roku

W samym środku lata, gdy być może niektórym z nas marzy się jakaś beztroska, spotykamy Koheleta, czyli Eklezjastesa, który woła: „Marność nad marnościami – wszystko jest marnością” (Koh 1,2). Ten żydowski mędrzec, układający poetyckie strofy, nie jest jednak pesymistą, on tylko zwraca uwagę na prawdę o przemijalności świata, w którym ludzkie „serce nie zazna spokoju” (Koh 2,23). Bowiem, jak dopowiada święty Paweł, istotą doczesnego życia chrześcijanina pozostaje „szukanie tego, co w górze, gdzie przebywa Chrystus, zasiadający po prawicy Boga” (Kol 3,1). Na tym właśnie polega ostatecznie „mądrość serca” (Ps 90,12), która każe nam „liczyć dni nasze” (Ps 90,12) jedynie miarą zdobywanego bogactwa u Boga (por. Łk 12,21). Jezus w Ewangelii przestrzega: „Nawet gdy ktoś ma wszystkiego w nadmiarze, to jego życie nie zależy od jego mienia” (Łk 12,15). Koncentracja na dobrach ziemskich może stać się „bałwochwalstwem” (Kol 3,5), które pociągać nas będzie nie wzwyż, lecz kierować coraz bardziej w dół (por. Kol 3,2).

Doliczyć do zera?

24 lipca 2022 roku

Gdy występki mieszkańców Sodomy i Gomory były „bardzo ciężkie” (Rdz 18,20), Bóg postanowił dokonać zagłady miast. Abraham więc podjął modlitwę o podtrzymanie przy życiu grzeszników: „Czy zamierzasz wygubić sprawiedliwych wespół z bezbożnymi? Może w tym mieście jest pięćdziesięciu sprawiedliwych; czy także zniszczysz to miasto i nie przebaczysz mu przez wzgląd na owych pięćdziesięciu sprawiedliwych, którzy w nim mieszkają?” (Rdz 18,23-24). Kiedy Bóg obiecał przebaczenie wszystkim ze względu na tych właśnie pięćdziesięciu, Abraham zorientował się, że być może nie znajdzie aż tylu; począł więc niejako targować się z Bogiem: a jeśli znajdę tylko czterdziestu pięciu? A może czterdziestu? A może trzydziestu? A może dwudziestu? A może jedynie dziesięciu? „Nie zniszczę przez wzgląd na tych dziesięciu” (Rdz 18,32). Wraz z tym odliczaniem Abraham coraz bardziej poznawał Boże miłosierdzie, a jednak bał się już doliczyć do jednego, jakby uważając, że ma ono swoją nieprzekraczalną granicę. A może powinien nawet doliczyć do zera?

Plurale tantum

17 lipca 2022 roku

Dzisiejsza liturgia podpowiada nam, byśmy nieustannie, niezależnie od pór roku, troszczyli się o wewnętrzną harmonię między duchem i ciałem; a to oznacza, że rzetelnej pracy w dni powszednie powinno towarzyszyć absolutne powstrzymywanie się od niej w niedzielę, by móc bez przeszkód udać się do kościoła na Eucharystię i w ten sposób odetchnąć Bogiem. W tygodniu bardziej naśladujemy Martę, która w Betanii „uwijała się około rozmaitych posług” (Łk 10,40), natomiast w niedzielę naśladujemy bardziej posługę Marii, która „usiadłszy u nóg Pana, słuchała Jego słowa” (Łk 10,39). Jezus nie potępił skarżącej się na nadmiar pracy Marty, ale stwierdził jedynie, że Maria wybrała „najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona” (Łk 10,42). Ewangelia przypomina nam, że w niebie będziemy już trwać tylko w zupełnie pozbawionej zmęczenia kontemplacji Boga; tu na ziemi zaś nasze działanie musi harmonijnie przeplatać się z modlitwą, abyśmy stawali się „doskonali w Chrystusie” (Kol 1,28), „postępując nienagannie” i „działając sprawiedliwie” (Ps 15,2). Na ziemi jednak potrzeba i czynu, i kontemplacji. Plurale tantum, tylko liczba mnoga, potrzeba bowiem tych dwóch rzeczy KOMPLEMENTARNIE.

Bliźni to zauważony człowiek w potrzebie

10 lipca 2022 roku

Wędrujemy dzisiaj duchowo z Jeruzalem do Jerycha; droga prowadzi w dół, więc prawie nie czujemy zmęczenia. Nagle jednak napadają nas jacyś zbójcy, zadają rany i na pół umarłych zostawiają przy drodze (por. Łk 10,30). W głębi naszych serc wypowiadamy modlitewne słowa psalmu: „Wysłuchaj mnie, Panie, bo miłość Twoja jest łaskawa,/ spojrzyj na mnie w ogromie swego miłosierdzia./ Jestem nędzny i pełen cierpienia,/ niech pomoc Twa, Boże, mnie strzeże” (Ps 69,17.30). Przechodzi tą drogą kapłan, dostrzega nas i mija (por. Łk 10,31); tak samo lewita: dostrzega nas i mija (por. Łk 10,32); pewnie obydwaj spieszą do świątyni na służbę, wszak trzeba Boga miłować „całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem” (Łk 10,27). Wreszcie przechodzi obok nas jakiś obcy, a konkretnie jest to Samarytanin: wzrusza się głęboko, opatruje rany i zawozi nas na resztę kuracji do przytulnej gospody (por. Łk 10,33-35).

W permanentnym stanie misji

3 lipca 2022 roku

Jezus wysyła siedemdziesięciu dwóch uczniów z misją jakby pre-ewangelizacyjną; mają bowiem oni udać się do tych miejscowości, w których On sam zamierza później gościć (por.
Łk 10,1). Teoretycznie, może się wydawać, że uczniowie są jeszcze słabi i ich nieudolne dokonania Jezus będzie musiał jedynie korygować, uzupełniać czy pogłębiać. Praktycznie jednak w sercach uczniów już teraz rodzi się to, co jest najbardziej istotne w procesie ewangelizacji – odświeżająca radość ducha wynikająca niejako z uchwycenia „Ręki Pana” (por. Iz 66,14), po prostu z doświadczania Jego bliskości: „Gdy wejdziecie do jakiegoś domu, najpierw mówcie: Pokój temu domowi. (…) Uzdrawiajcie chorych, którzy tam są, i mówcie im: Przybliżyło się do was królestwo Boże” (Łk 10,5.9). To właśnie dzięki gorliwości całych pokoleń chrześcijan sam Bóg przez wieki dokonywał na ziemi „dzieł zadziwiających” (Ps 66,3.5), realizując „nowe stworzenie” (Ga 6,15), przepełnione już dogłębnie Jego „pokojem i miłosierdziem” (Ga 6,16).

Nie marnować powołania

26 czerwca 2022 roku

Na progu okresu wakacyjno-urlopowego Jezus przypomina nam o konieczności trwania przy Nim, nawet za cenę utraty pewnych dóbr ziemskich. Trzej kandydaci na uczniów Jezusa z dzisiejszej Ewangelii chcieli pójść za Nim, ale nie zdawali sobie sprawy z tego, że będą musieli wpierw zostawić dom i rodzinę, a nawet zrezygnować z uczestniczenia w pogrzebie ojca (por. Łk 9,57-62). A przecież ostatecznie to Pan jest naszym „dziedzictwem i przeznaczeniem”, który ludzki „los zabezpiecza”
(Ps 16,5); nie ma więc dla człowieka godniejszego miejsca w życiu jak bycie przy Jezusie, Jego naśladowanie. Jesteśmy wezwani, by „postępować według ducha” (Ga 5,16), bo tylko wtedy – jak ten Eliasz czy Elizeusz (por. 1 Krl 19,21), Jakub czy Jan – odczujemy „pełnię radości” (Ps 16,11) w Bogu, który pozostaje zawsze miłosierny i cierpliwy (por. Łk 9,52-55).

Bogiem jesteś!

19 czerwca 2022 roku

Podczas niedzielnej Eucharystii, a szczególnie w czerwcu, kontemplujemy Jezusa z przebitym sercem (por. Za 12,10), które jest dla nas wytryskającym źródłem Bożej miłości (por. Za 13,1): „Oto wpatruję się w Ciebie w świątyni,/ by ujrzeć Twą potęgę i chwałę./ Twoja łaska jest cenniejsza od życia,/ więc sławić Cię będą moje wargi” (Ps 63,3-4). Nasza wiara musi nieustannie wzrastać, by Jezus nie stał się dla nas jedynie jakimś jednym z dawnych, aktualnie już rzekomo zupełnie nieznaczących, proroków (por. Łk 9,19), ale pozostawał Wcielonym Synem Bożym, moim Zbawicielem. Na mocy tajemnicy Wcielenia został On przecież zabity, a potem, trzeciego dnia, zmartwychwstał (por. Łk 9,22), abyśmy mogli osiągnąć pełnię człowieczeństwa, czyli nasze doskonałe zjednoczenie z Bogiem, stanowiące jedyny cel życia ludzkiego na ziemi: „Boże, mój Boże, szukam Ciebie/ i pragnie Ciebie moja dusza” (Ps 63,2).

Chwała Trójcy Świętej

5 czerwca 2022 roku

W niedzielę Trójcy Przenajświętszej wielbimy uroczyście tajemnicę wewnętrznego życia Boga, który jest jeden, ale trwa w Trzech odrębnych Osobach, czyli we wspólnocie – jako Bóg trynitarny. Nie sposób zatem nie zawołać dzisiaj w zachwycie: Jak jest przedziwne imię Twoje, Panie! Wylany na Kościół obficie Duch Święty każe nam klękać przed Jezusem zmartwychwstałym i uwielbiać Boga Ojca za skuteczny plan zbawienia świata. Bóg w Trójcy Świętej Jedyny charakteryzuje się nie tylko niezwykłą mądrością stwórczą, ale także fascynującą miłością zbawczą; On jest po prostu samą mądrością (por. Prz 8,22-31) i samą miłością (por. Rz 5,5). Niech zatem będzie błogosławiony i Bóg Ojciec, i Syn Boży, i Duch Święty! Alleluja!

Przetarty szlak

29 maja 2022 roku

Wraz z Wniebowstąpieniem, które dzisiaj uroczyście obchodzimy, zamyka się księga ziemskiej biografii Jezusa (por. Dz 1,1). On jednak pozostaje ze swoim ludem na sposób sakramentalny, bo rozpoczyna się przecież historia Kościoła, czyli nowa księga miłosiernych dokonań Boga wobec kolejnych generacji chrześcijan; ta księga zostanie zamknięta dopiero podczas powtórnego przyjścia Chrystusa na ziemię przy końcu świata (por. Dz 1,11).

Niech więc nas ogarnie teraz błogosławieństwo wstępującego do nieba Jezusa (por. Łk 24,50), abyśmy za tydzień zostali przyobleczeni „mocą z wysoka”, czyli darami Ducha Świętego (por. Łk 24,49). Wędrujmy zatem przez ziemię do nieba taką właśnie „drogą nową” (Hbr 10,20), mając „serce prawe”, „wiarę pełną” i „trzymając się niewzruszenie nadziei” (Hbr 10,22-23). Głośmy światu „nawrócenie i odpuszczenie grzechów” (Łk 24,47), które rozpoczęło się w Jerozolimie i ma dotrzeć „aż po krańce ziemi” (Dz 1,8). Alleluja!

Nowy rodzaj obecności

22 maja 2022 roku

Jezus informuje Apostołów, że zbliża się chwila Jego Wniebowstąpienia; nie powinni się oni jednak smucić, bo przecież jako Zmartwychwstały Pan zostanie ze swoim Kościołem w mocy Ducha Świętego na chwałę Boga Ojca aż do końca świata: „Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On (…) przypomni wszystko, co (…) wam powiedziałem” (J 14,26). Alleluja!

Miłość wzajemna

15 maja 2022 roku

„Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem” (J 13,34). W tych słowach Jezusa wyraża się specyfika i wzniosłość chrześcijaństwa jako religii łączącej wiarygodnie doczesność z wiecznością, czyli rzeczywistość przemijającą z owym apokaliptycznym „niebem nowym i ziemią nową” (Ap 21,1). Chrystusowe zmartwychwstanie otworzyło przecież przed ludźmi „podwoje” (Dz 14,27) takiego świata, w którym nie ma już „ani żałoby, ni krzyku, ni trudu” (Ap 21,4); „oto czynię wszystko nowe” (Ap 21,5). Miłość bliźniego stanowi do takiego właśnie świata najpewniejszą drogę: „Po tym wszyscy poznają – wyjaśnia dalej Jezus – żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali” (J 13,35). Alleluja!

Baranek jest Pasterzem

8 maja 2022 roku

Chrystus, oczywiście, nie przestaje być Barankiem Paschalnym, jednak jest także, zwłaszcza z perspektywy już popaschalnej, naszym Pasterzem; dlatego liturgiczna kolekta mszalna zachęca wiernych do „podążania za zwycięskim Pasterzem”. On – jak sam zapewnia w Ewangelii – stanowi jedno z Ojcem (por. J 10,30), zna swoją trzodę dogłębnie (por. J 10,27) i chroni ją przed zaginięciem na wieki (por. J 10,28). Oby naszego Dobrego Pasterza w każdą niedzielę otaczały tak wielkie tłumy, jak w niegdyś Antiochii Pizydyjskiej, gdy „w szabat zebrało się niemal całe miasto” (Dz 13,44). Alleluja!

Czy miłujesz Mnie więcej?

1 maja 2022 roku

Jeśli tylko na Bożej miłości oprzemy całe nasze życie, to wtedy naprawdę będziemy obfitować w pomyślność, przypominającą cudowny połów (stu pięćdziesięciu trzech) ryb na Jeziorze Tyberiadzkim (por. J 21,11). Alleluja!

Wiara rozumna

24 kwietnia 2022 roku

Wierzy się nie tylko sercem, ale i umysłem. Tego uczy Tomasz.

Od jutra do środy będę przebywał na kardiologii w Białymstoku. Stosowny czas na refleksję.

Chrystos woskres!

17-24 kwietnia 2022 roku

Znowu w kościołach zabrzmiały dzwony radosnym Alleluja; znowu słyszymy dobrze znane nam orędzie: Chrystus zmartwychwstał! Prawdziwie zmartwychwstał! Każdego roku, niby tak samo, przygotowujemy się do świąt wielkanocnych, a jednak zawsze towarzyszy nam przeczucie, że tym razem doświadczymy czegoś zupełnie nowego, bo odsłoni się przed nami kolejny aspekt tej tajemniczej mozaiki, jaką jest ostateczny triumf życia nad śmiercią. Dzisiaj, w Wielkanoc, oczy naszej wiary sięgają najdalej, jak to tylko możliwe, tam, gdzie rozciąga się świat bez grzechu, bez cierpienia i bez śmierci; świat, w którym trwa zmartwychwstały, promienny Pan, noszący na sobie ślady okrutnej męki krzyżowej. 

„Wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno, Maria Magdalena udała się do grobu” (J 20,1). Ciemność stanowiła tło dla tych wszystkich wydarzeń, których doświadczyli bliscy i przyjaciele Jezusa w Wielki Piątek: okrutność świata władzy, Annaszów, Kajfaszów i Piłatów; jak łatwo i jednocześnie tragicznie jest osądzać pochopnie, nie znając wszystkich motywów; jak łatwo jest wyrokować powierzchownie, bez zbadania sprawy dogłębnie. Takie zachowania i nam już się zdarzyły, nie raz i nie dwa, aczkolwiek zawsze tracił na tym jakiś inny człowiek;  natomiast władze żydowskie i rzymskie doprowadziły do skazania na śmierć Syna Bożego, który stał się człowiekiem. Jednak u podstaw ich decyzji leżały także i moje grzechy, moje słabości, moje zdrady i niewierności, moje zaniedbania i zniechęcenia, MOJA CIEMNOŚĆ. W Wielki Piątek świat jakby się zatrzymał, stanął na rozstaju dróg, nie dając znaku, dokąd pójdzie dalej. Uczniowie Jezusa, prości rybacy z Galilei, znaleźli się w potężnym kryzysie tożsamości: A może daliśmy się zwieść Jego słowom i teraz, gdy tylko minie święto Paschy żydowskiej, czeka nas podobny los? A może JEDNAK nie przegraliśmy jeszcze do końca, skoro nauczał On z takim autorytetem, imponował swoją świętością, spełniał proroctwa i czynił cuda? Jakby z oddali dobiegał nas Jego głos, ale cichnął i  ginął w ciemności: „Syn Człowieczy zostanie wydany arcykapłanom i uczonym w Piśmie. Oni skażą Go na śmierć, (…) [ale] po trzech dniach zmartwychwstanie” (Mk 10,33-34). Tylko, co to znaczy „zmartwychwstanie”? Wtedy, nawet sama myśl o zmartwychwstaniu była jeszcze CIEMNOŚCIĄ…

Jest w Piśmie Świętym taka księga, którą niektórzy się trochę gorszą, a wielcy święci, choćby mistycy zjednoczeni z Bogiem, cenili ją niezwykle, a nawet odmawiali w godzinie śmierci, Pieśń nad Pieśniami. W rozdziale trzecim Bohaterka księgi wyznaje: „Nocą szukałam umiłowanego mej duszy, szukałam go, lecz nie znalazłam. Wstanę, po mieście chodzić będę, wśród ulic i placów, szukać będę ukochanego mej duszy. Szukałam go, lecz nie znalazłam. Spotkali mnie strażnicy, którzy obchodzą miasto. Czyście widzieli miłego mej duszy?” (Pnp 3,1-2). To jest właśnie sytuacja Marii Magdaleny i jej współtowarzyszek, a także innych uczniów Jezusa, u kresu tamtej nocy: „Zabrano Pana z grobu i nie wiemy gdzie Go położono!” (J 20,2) Czy ktoś wie, gdzie jest Ukrzyżowany? Czyście widzieli Miłego mej duszy?

Już wschodzi słońce… Przedziera się przez ciemność i rozświetla ziemię. Już łaska Boża działa, na razie rodzi się tylko przeczucie, raczej chyba jeszcze nie wiara, ale przeczucie, aczkolwiek z każdym uderzeniem serca coraz mocniejsze: A może On jednak zmartwychwstał, jak zapowiadał? I dziwna rzecz, gdy kolejne promienie słońca spadają na ziemię, znika również lęk i strach. Szymon Piotr i „umiłowany uczeń” co tchu biegną do Jezusowego grobu: „Biegli obydwaj razem, lecz ów drugi uczeń wyprzedził Piotra i przybył pierwszy do grobu. A kiedy się nachylił, zobaczył leżące płótna, jednakże nie wszedł do środka” (J 20,4-5). Jakby nie chciał, by posądzono go potem, że naruszył ślady niezwykłego wydarzenia, potrzebował świadka, zaczekał na Piotra. Dopiero właśnie Piotr, wchodząc do grobu, widzi leżące płótna (20,6) i chustę, w które owinięte było ciało Ukrzyżowanego przed pogrzebem (por. J 20,7). Wówczas do grobu wchodzi także i umiłowany uczeń: „Ujrzał i uwierzył” (J 20,8). Ewangelista komentuje: „Dotąd bowiem nie rozumieli jeszcze Pisma, które mówi, że On ma powstać z martwych” (J 20,9). Dotąd nie rozumieli, ale teraz w tych promieniach wschodzącego słońca już zaczęli rozumieć. Całun w pustym grobie był nierozwinięty. Gdyby ktoś chciał przenieść ciało Ukrzyżowanego, musiałaby uczynić to albo razem z tymi płótnami, albo je rozwinąć; tymczasem płótna są nierozwinięte, a w nich nie ma Ciała! Umiłowany uczeń zaczął więc w głębi serca powtarzać słowa Jezusa, że Syn Człowieczy miał być wydany w ręce ludzi, że miał być skazany na śmierć, ale po trzech dniach miał zmartwychwstać; i że oto teraz tak właśnie się stało! Zmartwychwstał! Naprawdę zmartwychwstał!

Trzeciego dnia rzeczywiście wszystko się zmieniło! Ci zalęknieni i na pozór przegrani ludzie jakby sami zmartwychwstają. Odtąd stają się Apostołami – posłańcami: odważnymi, przedsiębiorczymi i gotowymi zawojować dla Chrystusa cały świat, a nawet – gdy będzie trzeba – oddać życie. Oni niebawem także ujrzeli Zmartwychwstałego, jak czytamy w starożytnym wyznaniu wiary: Chrystus ukazał się Kefasowi, a potem Dwunastu! Rzecz charakterystyczna, ale gdy księga Dziejów Apostolskich opisuje pierwsze dni, tygodnie i miesiące życia młodego Kościoła, to okazuje się, że Apostołowie mówią prawie wyłącznie o jednym wydarzeniu z życia Jezusa, właśnie o zmartwychwstaniu; jakby wtedy nie było innego interesującego tematu; bo właśnie ta akurat prawda tak bardzo zdominowała ich umysły i serca, że wszystko inne było po prostu drugorzędne. Myśleli o jednym i mówili o jednym: o Chrystusowym powstaniu z martwych. Nawet Szymon Piotr, przemawiając znacznie później, w dalekiej Cezarei, po opuszczeniu Jerozolimy, gdy już teoretycznie powinien ochłonąć, tyle samo miejsca w swej mowie poświęca jednemu wydarzeniu zmartwychwstania Chrystusa, co całej działalności publicznej Jezusa. O zmartwychwstaniu mówi tak: „Bóg wskrzesił Go trzeciego dnia i pozwolił Mu ukazać się nie całemu ludowi, ale nam, wybranym uprzednio przez Boga na świadków, którzy z Nim jedliśmy i piliśmy po Jego zmartwychwstaniu” (Dz 10,40-41). A całe życie Jezusa streszcza tak: „Znacie sprawę Jezusa z Nazaretu, którego Bóg namaścił Duchem Świętym i mocą. Dlatego że Bóg był z Nim, przeszedł On, dobrze czyniąc i uzdrawiając wszystkich, którzy byli pod władzą diabła” (Dz 10,38).

Kościół pieczołowicie zabezpieczył pamięć o tych, którzy widzieli Zmartwychwstałego. W Jerozolimie ułożono jedno z najstarszych wyznań wiary, które św. Paweł, także świadek zmartwychwstałego Chrystusa, zawarł w swoim pierwszym liście do Koryntian: „Chrystus umarł – zgodnie z Pismem – za nasze grzechy, został pogrzebany, zmartwychwstał trzeciego dnia, zgodnie z Pismem; i ukazał się Kefasowi, a potem Dwunastu. Później zjawił się więcej niż pięciuset braciom równocześnie; większość z nich żyje dotąd, niektórzy zaś pomarli. Potem ukazał się Jakubowi, później wszystkim apostołom. W końcu, już po wszystkich, ukazał się także i mnie” (1 Kor 15,3-8). Z biegiem czasu odkryto, że na tej liście – oprócz Marii Magdaleny i jej współtowarzyszek – brakuje jeszcze uczniów z Emaus. Jednakże to przeoczenie jest jednocześnie znakiem, jak bardzo starano się nie naruszyć prawdy paschalnej: lepiej było pominąć niektórych, niż ich wymyślać. Zatem Wielkanoc przemawia do nas najczystszym źródłem Bożej prawdy: Jezus naprawdę zmartwychwstał!      To dlatego uczniowie po ukazaniu się Zmartwychwstałego Jezusa wołają z niepohamowanym entuzjazmem: „Widzieliśmy Pana!” (J 20,25). Przed zmartwychwstaniem człowieczeństwo Jezusa jakby przysłaniało jeszcze znacząco Jego Bóstwo, teraz zaś ciemność ustąpiła zupełnie, rozbłysło światło, ukazała się Boża chwała. „Pan mój i Bóg mój!” (J 20,28).

Cały tegoroczny Wielki Post upływał nam w cieniu wojny toczącej się tak blisko naszej wschodniej granicy, agresji Rosji na Ukrainę. Post, modlitwa i jałmużna miały kolor niebiesko-żółty. Być może teraz gości w naszych sercach rozczarowanie, podobne do tego, jakie przeżywali przez kilka godzin w tamtą pierwszą Niedzielę Wielkanocną uczniowie wracający z Jerozolimy do Emaus: „A myśmy się spodziewali, że On przyniesie królewski pokój!” Ten pokój miał oznaczać zwycięskie dla Ukrainy i świata zakończenie wojny. Tymczasem wojna trwa, odsłaniając niejako swoje coraz bardziej okrutne oblicze… Jeszcze raz okazało się, że chociaż nieustannie powinniśmy wierzyć w cud, to jednak nie jesteśmy w stanie podyktować nigdy Bogu, co On ma robić. Wtedy to przecież my byśmy byli panami świata, a nie On. Podczas wielkopiątkowej trzynastej stacji Drogi Krzyżowej w rzymskim Koloseum, kiedy krzyż niosły Rosjanka z Ukrainką, rozważanie brzmiało tak: „W obliczu śmierci cisza jest bardziej wymowna od słów. Zatrzymajmy się zatem w modlitewnej ciszy i niech każdy w sercu modli się o pokój na świecie”. A zatem mamy dalej modlić się o pokój. Inspiracją niech będzie dodane w tym roku przez Episkopat Polski do wielkopiątkowej modlitwy wiernych wezwanie „za Ukrainę”, które brzmiało: „Módlmy się za naród ukraiński, doświadczający rosyjskiej napaści wojennej, za uchodźców i ofiary śmiercionośnych ataków, niech Bóg i Pan powstrzyma przemoc, gwałt i zniszczenie, aby zapanował upragniony pokój”. Jak wiadomo, Ukraińcy są w większości wyznania prawosławnego albo greckokatolickiego, a to znaczy, że u nich Wielkanoc przypadnie za tydzień, 24 kwietnia. Wtedy właśnie pozdrawiać się będą słowami: „Chrystos woskres! Woistinu Woskres!” Chrystus zmartwychwstał! Zaiste zmartwychwstał!” Może więc do tego czasu wspólnie wymodlimy cud pokoju, wszak u nas to będzie Niedziela Miłosierdzia Bożego?

W łomżyńskiej katedrze młody ksiądz skonstruował Grób Pański w formie zbombardowanego ukraińskiego mieszkania. Ciało Jezusa leży w otoczeniu gruzów, a więc porozrzucanych cegieł, kawałka muru, nadpalonych belek i łusek pocisków. Budowane groby Pańskie w świątyniach podpowiadają nam intencję modlitw, wciąż mamy prosić Boga o pokój dla Ukrainy i świata. I Wielkanoc wzmacnia w nas nadzieję, że dobro na pewno ostatecznie zwycięży. Drugim, obok pustego grobu, znakiem paschalnego zwycięstwa Chrystusa jest Jego figura na ołtarzu. Kim On jest? To młody wojownik, z uniesioną w geście zwycięstwa prawą ręką. Chociaż został zraniony na rękach, nogach i boku, to przecież ostatecznie odniósł zwycięstwo nad grzechem, śmiercią i szatanem. Święty Paweł zapewnia nas: „Wasze życie ukryte jest z Chrystusem w Bogu” (Kol 3,3). W Jego zwycięstwie jest niezawodna nadzieja na nasze zwycięstwo! I to jest ten pokój, który daje nie świat, ale sam Bóg. Pokój wzmocnionej nadziei…    

Wielkanoc to nasza Pascha z Chrystusem, to jest jakby znowu „pierwszy dzień” w naszym życiu, nowy etap naszej chrześcijańskiej egzystencji, z tą właśnie odnowioą nadzieją! CIEMNOŚĆ ustępuje, a rozbłyska ŚWIATŁO… Pascha, czyli przejście, krok naprzód. Ilekroć bowiem z Bożą mocą udaje się nam pokonywać zło i pomnażać dobro, tylekroć ujawnia się w nas zwycięstwo Chrystusa Zmartwychwstałego; wtedy my sami stajemy się światłem świata, tym Bożym promieniem słońca, który pokonuje światową ciemność…

Czyście widzieli Miłego mej duszy? Za chwilę Go ujrzycie; za chwilę Go przyjmiecie w Komunii Świętej. Tego samego, którego ukrzyżowano, ale który potem, „dnia trzeciego”, zmartwychwstał i ukazał się ludziom jako zwycięski: „Prawica Pana wzniesiona wysoko” (Ps 118,16). Ten Jezus ukrzyżowany stał się teraz, po zmartwychwstaniu, „kamieniem węgielnym” (Ps 118,22) w konstrukcji nowego świata, opartej na niezawodnej nadziei, że dobro ostatecznie wygra ze złem. „Żył będę/ i głosił dzieła Pana” (Ps 118,17), bo Chrystus zmartwychwstał. Prawdziwie zmartwychwstał! Amen!

Niedziela Płaszczowa

10 kwietnia 2022 roku

Słali swe płaszcze przed Jezusem, który jechał na oślęciu. Zwierzę mogło być dumne, stąpając po takim dywanie. Ale to przecież wszystko było na cześć Mesjasza, nie oślęcia.

Mam być oślęciem mądrym.

Dwie prędkości

27 marca 2022 roku

Syn marnotrawny wraca do domu powłócząc nogami. Natomiast miłosierny Ojciec wybiega dynamicznie na jego spotkanie.

Grzech jest ciężarem, przebaczenie daje nam niejako skrzydła do lotu.

Cień Piłata

20 marca 2022 roku

Piłat zmasakrował Galilejczyków skladających krwawe ofiary w światyni. Brutalna zapowiedź jedności Ofiarnika z Ofiarą w Wielki Piątek?

Antycypacja Wielkanocy

13 marca 2022 roku

Na wysokiej górze trzej uczniowie zostają niejako przeniesieni w przyszłość. Widzą Jezusa w chwale zmartwychwstania i czują się szczęśliwi. Jakby antycypowali poranek wielkanocny.

Wszystko w naszym życiu nabierze sensu w perspektywie powstania z martwych przy końcu świata. Wtedy rozmaite komponenty naszej doczesności mogą ułożyć się w przepiękną całość rozświetlaną blaskiem Chrystusa zmartwychwstałego.

Trzy pokusy

6 marca 2022 roku

Pierwsza pokusa – by Bóg wykonywał wszystko za człowieka w sposób cudowny.

Druga pokusa – by Bóg zrezygnował ze swojej Boskości, stając się sługą zła.

Trzecia pokusa – by Bóg popisywał się swoją Boskością.

A mówią, że szatan/diabeł jest inteligentny…

Znowu Popielec

2 marca 2022 roku

Post, modlitwa i jałmużna. Jak powstrzymamy wojnę, będzie to oznaczało, że te uczynki były optymalne.

Wytrwałości w całym Wielkim Poście.

Wojna i pokój

27 lutego 2022 roku

Dobre serce wydaje dobro. Złe serce wydaje zło.

Sprawa wojny i pokoju na świecie rozgrywa się dzisiaj także w naszych sercach.

Niech one będą wypełnione modlitwą za Ukrainę.

Mount Everest

20 lutego 2022 roku

Jesteśmy dzisiaj podczas Eucharystii na szczycie Mount Everest chrześcijaństwa – nakazie miłości nieprzyjaciół.

Miłej niedzieli!

Wypłynąć na głębię

6 lutego 2022 roku

„Nawrócenie duszpasterskie” to inaczej troska o głębszą relację wiernych z Jezusem. To odwrócenie się od bezmyślności i powierzchowności w wierze, liturgii i praktyce życia.

Miłej niedzieli!

Wcielenia miłości

30 stycznia 2022 roku

Odkupienie ludzkości mogło się zrealizować ostatecznie przez zrzucenie Jezusa z urwiska nazaretańskiej góry. Dokonało się ono jednak faktycznie podczas Jego ukrzyżowania w Jerozolimie. W każdej postaci miłość ze strony Boga pozostawałaby i tak największa. Miłej niedzieli!

Gody zbawienia

16 stycznia 2022 roku

Zrobić wszystko, co każe Syn… Wtedy powołanie kapłańskie zachowa swój zbawczy smak… Życie będzie radosne jak gody weselne… Miłej niedzieli!

Narodzić się na nowo…

25 grudnia 2021 roku

Święta Narodzenia Pańskiego muszą wyznaczyć pewien przełom w naszym życiu, tak jak przyjście Syna Bożego do ludzi stało się punktem kulminacyjnym całych dziejów świata. Mamy wzmocnić wiarę, że Jezus naprawdę jest wśród nas obecny jako Emmanuel, Przedziwny Doradca, Bóg Mocny, Odwieczny Ojciec, Książę Pokoju (por. Iz 9,5). Gdy świat tak bardzo chce wyrugować Boga z ludzkiej egzystencji, ze społeczności, ze sfery publicznej, my, chrześcijanie, mamy coraz wyraźniej poświadczać Jego obecność wśród nas, przede wszystkim w naszym życiu zgodnym z Ewangelią. Tyle przecież będzie Boga w świecie, ile Go będzie w nas! Niech nasza codzienność rozbłyska Bożym światłem, którego żadna ciemność nie zdoła ogarnąć (por. J 1,5). Z Bogiem!

Adwentowe poruszenie…

19 grudnia 2021 roku

„A ty, Betlejem Efrata, najmniejsze jesteś wśród plemion judzkich! Z ciebie wyjdzie dla mnie Ten, który będzie władał w Izraelu, a pochodzenie Jego od początku, od dni wieczności” (Mi 5,1).

Tak właśnie w VIII wieku przed erą chrześcijańską prorok Micheasz zapowiadał narodziny Mesjasza w Dawidowym miasteczku Betlejem, zwanym pierwotnie Efrata.

W Ewangelii Maryja, która odwiedza swoją krewną Elżbietę, mieszkającą niedaleko Betlejem, nosi już pod swym sercem Dzieciątko Jezus; stąd tak uroczyste otrzymuje pozdrowienie od matki Jana Chrzciciela: „Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona” (Łk 1,42). W tym właśnie momencie dochodzi również do pierwszego spotkania Jezusa ze starszym od siebie o jakieś pół roku Janem Chrzcicielem, który teraz „poruszył się” w łonie Elżbiety (por. Łk 1,44); on za około trzydzieści lat poruszy profetycznie nad Jordanem cały naród żydowski, przygotowując go na czasy mesjańskie.

My duchowo już także jesteśmy prawie przygotowani na powitanie Jezusa. „Wzbudź swą potęgę/ i przyjdź nam z pomocą” (Ps 80,3). Niech zatem kończący się Adwent sprawi, że i my sami narodzimy się jakby ponownie, jeszcze bardziej z Bożego Ducha, który niech napełni nas swoim pokojem, i to na dłużej (por. Mi 1,4). Chryste, „już więcej nie odwrócimy się od Ciebie,/ daj nam nowe życie, a będziemy Cię chwalili” (Ps 80,19). Szczęść Boże.

Adwentowe rozradowanie…

12 grudnia 2021 roku

Ludzie, którzy otaczają nad Jordanem Jana Chrzciciela, snują domysły, że to być może on jest właśnie tym oczekiwanym od wieków Mesjaszem (por. Łk 3,15). „Ja was chrzczę wodą – zaprzecza jednak ogólnie tej insynuacji ostatni prorok Starego Testamentu; lecz idzie mocniejszy ode mnie, któremu nie jestem godzien rozwiązać rzemyka u sandałów. On będzie was chrzcił Duchem Świętym i ogniem” (Łk 3,16). Ale gdy Jan Chrzciciel udziela zebranym konkretnych wskazówek moralnych, to jakby już wtedy ukazywał się cień nadchodzącego Mesjasza, oddziałującego w pewien sposób na zebranych: „Nie bój się, Syjonie! Niech nie słabną twe ręce! Pan, twój Bóg, jest pośród ciebie. Mocarz, który zbawia, uniesie się weselem nad tobą, odnowi cię swoją miłością, wzniesie okrzyk radości” (So 3,16-17).

Określamy tę trzecią Niedzielę Adwentu łacińską nazwą Gaudete – Radujcie się! Jest to radość jeszcze antycypowana, czyli oparta na niezawodnej nadziei, że Mesjasz przyjdzie na pewno lada dzień: „Radujcie się! (…) Pan jest blisko” (Flp 4,4-5).

Dlatego i my także powinniśmy udać się duchowo nad Jordan i zapytać Jana Chrzciciela: „Cóż mamy czynić?” (Łk 3,10). Trzeba nam nade wszystko strzec „serc i myśli” (Flp 4,7), byśmy byli godni powitania przychodzącego Boga, niosącego wszystkim miłosierdzie. „Oto Bóg jest moim zbawieniem!/ Jemu zaufam i bać się nie będę./ Pan jest moją pieśnią i mocą” (Iz 12,2).

Niech ta niedziela wypełni się naszym modlitewnym „błaganiem z dziękczynieniem” (Flp 4,6): błaganiem o to, by Bóg miłościwie przebaczył nam grzechy, i dziękczynieniem za to, że Bóg chce oddalić od nas swoje karzące wyroki (por. So 3,15). „Chwalcie, Pana, wzywajcie Jego imienia!/ Ukażcie narodom Jego dzieła,/ przypominajcie, że Jego imię jest chwalebne” (Iz 12,4). Szczęść Boże.

Adwentowe zaangażowanie…

5 grudnia 2021 roku

Ewangelista Łukasz jakby wręcz z chirurgiczną precyzją naznacza konkretny moment w historii zbawienia: „Było to w piętnastym roku rządów Tyberiusza cezara. Gdy Poncjusz Piłat był namiestnikiem Judei, Herod tetrarchą Galilei (…); za najwyższych kapłanów Annasza i Kajfasza” (Łk 3,1-2).

O jakie więc ważne wydarzenie tu chodzi? Oczywiści o Boże wezwanie skierowane na pustyni do Jana Chrzciciela, by zaczął realizować swoje powołanie prorockie przed pojawieniem się Mesjasza. Obchodzi on zatem „całą okolicę nad Jordanem i głosi chrzest nawrócenia dla odpuszczenia grzechów” (Łk 3,3).

Głos tego proroka, naśladującego wyraźnie ton Izajaszowy, dociera także do nas: „Przygotujcie drogę Panu, prostujcie ścieżki dla Niego! Każda dolina zostanie wypełniona, każda góra i pagórek zrównane, drogi kręte staną się prostymi, a wyboiste drogami gładkimi! I wszyscy ludzie ujrzą zbawienie Boże” (Łk 3,4-6).

Ta druga Niedziela Adwentu każe nam wykonać konkrety ruch w kierunku przychodzącego Boga; nie tylko przygotować Mu duchową drogę do naszych serc, ale także niejako już wybiec tą przygotowaną drogą, by pozwolić się ogarnąć światłu Jego chwały (por. Ba 5,9). Skoro Bóg chce uczynić ludziom „wielkie rzeczy” (Ps 126,3), rodząc się w Betlejem jako jeden z nas, to wobec tak wzniosłej Jego inicjatywy zbawczej nie wolno nam pozostawać w bierności. Nasza codzienna miłość ma doskonalić się „coraz bardziej i bardziej” (Flp 1,9), abyśmy w końcu okazali się „czyści i bez zarzutu na dzień Chrystusa” (Flp 1,10).

Stańmy się duchowymi pielgrzymami do Betlejem; odłóżmy „szatę smutku i utrapienia” (Ba 5,1), a „przywdziejmy wspaniałe szaty chwały” (Ba 5,1), a nade wszystko „płaszcz sprawiedliwości” (Ba 5,2). Zechciejmy usłyszeć ten stanowczy głos Jana Chrzciciela i wykonajmy naszym życiem odpowiedni ruch w kierunku Bogu! „Odmień znowu nasz los, o Panie” (Ps 126,4). Szczęść Boże.

Adwentowe czuwanie…

28 listopada 2021 roku

„Oto nachodzą dni, kiedy wypełnię pomyślną zapowiedź”
(Jr 33,14) – woła do nas prorok Jeremiasz w imieniu samego Boga.

A o jaką pomyślną zapowiedź tu chodzi? „W owym czasie wzbudzę Dawidowi potomstwo sprawiedliwe” (Jr 33,15). Jeremiasz myśli zatem o narodzinach królewskiego Mesjasza i uformowaniu się Jego wyznawców, czyli właśnie o nas, chrześcijanach.

Rozpoczynamy dzisiaj liturgiczne przygotowanie do tak wielkiego wydarzenia w dziejach ludzkości, jakim było to, że Bóg stał się jednym z nas; bezcielesny Bóg wcielił się, przyjął naturę ludzką, aby wierzący w Niego zostali odkupieni z grzechu pierworodnego i innych przewinień.

Adwent oznacza naszą osobistą drogę duchową do Betlejem, gdzie Syn Boży ukaże się w postaci maleńkiego Dziecka, jako Syn Człowieczy. „Czuwajcie więc – mówi sam Jezus w Ewangelii – i módlcie się w każdym czasie, abyście mogli (…) stanąć przed Synem Człowieczym” (Łk 21,36).

Czuwać to po prostu, jak wyjaśnia święty Paweł, „spotęgować miłość (…) nawzajem do siebie” (1 Tes 3,12), utwierdzić serca „w nienagannej świętości wobec Boga” (1 Tes 3,13) i „stawać się coraz doskonalszymi” (1 Tes 4,1).

Niech Adwent okaże się punktem zwrotnym w naszym życiu religijnym: „Daj mi poznać Twoje drogi, Panie,/ naucz mnie chodzić Twoimi ścieżkami./ Prowadź mnie w prawdzie według swych pouczeń,/ Boże i Zbawco, w Tobie mam nadzieję” (Ps 25,4-5). Szczęść Boże.


Chrystus króluje!

21 listopada 2021 roku

Uroczystością Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata kończymy praktycznie rok liturgiczny w Kościele, czyli po prostu kolejny konkretny odcinek naszej drogi przez życie ziemskie do nieba. „Pan króluje, oblókł się w majestat,/ Pan odział się w potęgę i nią się przepasał” (Ps 93,1).

Poncjusz Piłat podczas procesu sądowego podpytywał Jezusa o Jego królestwo, przeczuwając, że ono musi być zupełnie inne od tego ziemskiego: „Królestwo moje – odpowiadał wówczas Jezus rzymskiemu prefektowi – nie jest z tego świata. Gdyby królestwo moje było z tego świata, słudzy moi biliby się, abym nie został wydany Żydom. Teraz zaś królestwo moje nie jest stąd” (J 18,36). Chrystusowe królestwo to oczywiście „królestwo prawdy i życia, królestwo świętości i łaski, królestwo sprawiedliwości, miłości i pokoju” (prefacja nr 49).

Panowanie Chrystusa „jest wiecznym panowaniem, które nie przeminie, a Jego królestwo nie ulegnie zagładzie” (Dn 7,14). My się po to rodzimy na ziemi, by przez całe życie dorastać do takiej właśnie rzeczywistości, starając się dzięki łasce Boga osiągnąć doskonałą miłość, niezbędną do zamieszkiwania wraz z Nim: „Twojemu domowi przystoi świętość/ po wszystkie dni, o Panie” (Ps 93,5).

Raczej nie zawsze rozpierała nas duma z duchowej przynależności do rzeczywistości będącej nie z tego świata. Ale tam właśnie, poza obłokami nieba (por. Dn 7,13), jest przecież ostateczne przeznaczenie „wszystkich narodów, ludów i języków” (Dn 7,14). Z Bogiem!

Sens strachu

14 listopada 2021 roku

„Słońce się zaćmi i księżyc nie da swego blasku. Gwiazdy będą spadać z nieba i moce na niebie zostaną wstrząśnięte” (Mk 13,25). Czyż więc Bóg nie zachowuje się jak terrorysta, którego celem jest wykreowanie w nas poczucia strachu?

Odwołanie się do katastrof kosmicznych charakteryzuje język apokaliptyczny. Apokalipsa to dosłownie po grecku (ἀποκάλυψις – apokalypsis) zdjęcie zasłony, czyli odsłonięcie, na ogół przyszłych i ostatecznych, czyli z łaciny eschatologicznych, losów świata. Już w pismach proroków znajduje się sporo motywów apokaliptycznych, przede wszystkim zapowiedzi jakiejś niespotykanej dotąd interwencji Boga w bieg historii, aby dobro definitywnie zatriumfowało nad złem. Zresztą, te słowa Jezusa o słońcu, księżycu i gwiazdach zaczerpnięte zostały prawie dokładnie z Księgi Izajasza (por. Iz 14,10).

W tamtym czasie w środowisku żydowskim powstało wiele apokalips; na ogół były to dzieła czysto ludzkie i konsekwentnie, z braku Bożego natchnienia, nie mogły wejść do kanonu biblijnego. Podobnie działo się także w sąsiednich kulturach, gdzie kultywowano choćby słynne Wyrocznie Sybilli, wieszczki z Erytrei. Jezus żył więc w czasach, kiedy panowała moda na język apokaliptyczny; niektórzy nawet sugerowali, że Jego wielki poprzednik, Jan Chrzciciel, był wizjonerem apokaliptycznym, skoro mówił tak często o Bożym sądzie, wzbudzając w ludziach grozę; Jan Chrzciciel wypełniał jednak faktycznie powołanie prorockie, odwołując się  czasami rzeczywiście do metafor apokaliptycznych.

Nic więc dziwnego, że w pewnym momencie sam Bóg wykorzystał apokaliptyczny sposób objawienia, aby odsłonić nieco tajemnicy związanej z przyszłością świata; tak powstała nie tylko Księga Daniela, należąca do Starego Testamentu, ale również Apokalipsa św. Jana, należąca do Nowego Testamentu. W obydwu tych natchnionych dziełach język apokaliptyczny ujawnił swoją niezwykłą ekspresję, stając się narzędziem służącym do opisania radykalnej przemiany świata wskutek potężnej interwencji Boga, mającej nastąpić w niedalekiej przyszłości.

Zdając sobie sprawę z samego gatunku literackiego apokalipsy, wiemy, że tego typu księgi trzeba interpretować nie tyle dosłownie, ile bardziej symbolicznie; to znaczy, trzeba przede wszystkim, przebijając się przez język tajemniczych symboli, wydobyć samo orędzie Boga; mówiąc jeszcze inaczej: trzeba jakby odsączyć z apokalipsy element ludzki, by ujawnił się ten element nadprzyrodzony.

Z całej zatem apokaliptycznej mowy Jezusa wyciągamy wniosek, że wraz z Jego Ofiarą krzyżową, a także wraz ze zniszczeniem niepotrzebnej już świątyni jerozolimskiej, gdzie składano ofiary z dóbr ziemskich, rozpoczęła się najnowsza i ostateczna epoka dziejów ludzkości, która zakończy się przyjściem Syna Człowieczego, wskrzeszeniem zmarłych, sądem ostatecznym i nastaniem nowej rzeczywistości, niepodlegającej już więcej złu. Na tym właśnie polega istota objawienia, którego udziela nam Bóg za pośrednictwem metafor apokaliptycznych, owych kosmicznych zjawisk czy wręcz katastrof dotyczących słońca, księżyca i gwiazd. Nasza codzienność to są właśnie czasy ostateczne. Żyjemy na styku przemijalności z wiecznością. Sąd nad nami już trwa. Z Bogiem!   

Narodowe Święto Niepodległości

11 listopada 2021 roku

„Pokój Tobie, Polsko, Ojczyzno moja!” – to słynne sło­wa świętego Jana Pawła II.

11 listopada 1918 roku, czyli sto trzy lata temu, odzyskaliśmy niepodległość, odradzając się jakby z popiołów po długim okresie rozbiorów. Ale świadomą częścią świata pozosta­jemy już przecież od ponad tysiąca lat, gdy na bazie przyjętego chrztu świętego przez księcia Mieszka I (966) wyłoniliśmy się z mro­ków pogańskiej prehistorii. Za tę chrześcijańską drogę narodu polskiego przez kolejne stulecia niech więc Bogu wybrzmiewa „pieśń chwały” (Iz 61,3): „Będę na wieki śpiewał o łasce Pana,/ moimi ustami Twą wierność będę głosił/ przez wszystkie poko­lenia” (Ps 89,2).

Słusznie pisał biskup Ignacy Krasicki (zm. 1801), że „świętą miłość kochanej ojczyzny” czują tylko „umysły poczciwe!” Tak, w okresie pokoju patriotyzmem jest przede wszystkim codzien­na prawość, pielęgnowana we wspólnocie osób tej samej ziemi, tej samej historii, tej samej kultury i tego samego języka, przy jednoczesnym roztropnym otwarciu się na obcych, szczególnie tych potrzebujących pomocy. W takim właśnie duchu trzeba odebrać słowa Jezusa z Ewangelii: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25,40).

W liturgii dzisiejszej wspominamy świętego Marcina z To­urs (zm. 397), który urodził się na początku IV wieku gdzieś na terenie Węgier, potem był rzymskim legionistą, by w końcu zostać biskupem w galijskim Tours. Kiedy upadło Cesarstwo Rzymskie, to właśnie Frankowie zaoferowali papieżowi poli­tyczną ochronę, a świętego Marcina traktowano niebawem jako duchowego patrona Francji, zwanej odtąd najstarszą córą Ko­ścioła. Czy jednak nie powinniśmy aktualnie odczytywać tego tajemniczego związku świętego Marcina z naszym Narodowym Świętem Niepodległości w kategoriach symbolicznego wezwa­nia, byśmy to my, Polacy, teraz pozostawali, pośród wielu naro­dów tak ostentacyjnie zobojętniałych na Chrystusa, najwierniej­szą córą Kościoła?

Zaniedbać, choćby tylko trochę, miłość Ojczyzny, to po prostu zanegować swoją źródłową tożsamość, niejako bezmyślnie wyrwać się z korzeniami i duchowo usychać. Z Bogiem!

Zaufanie na maksa

7 listopada 2021 roku

W świątyni jerozolimskiej, na Dziedzińcu Kobiet, znajdowały się skarbony, do których wrzucano pieniądze służące do utrzymania miejsca świętego. Jezus usiadł sobie naprzeciw takiej skarbony (por. Mk 12,41). Widział tych, którzy wrzucali drobne pieniądze (miedź; Mk 12,41), i widział tych, którzy wrzucali wiele (por. Mk 12,41).

Jak potem wyjaśni swoim uczniom: wszyscy oni wrzucali „z tego, co im zbywało” (Mk 12,44). Wreszcie przyszła wdowa, która wrzuciła „dwa pieniążki” (Mk 12,42), czyli dwie najlżejsze monety znajdujące się wówczas w obiegu, ćwierć asa (Mk 12,42), tj. jakieś 3 gramy miedzi, taki zupełny drobiazg, że aż polski tłumacz użył sformułowania jeden grosz. Ale Jezus dokładnie przejrzał jej umysł i serce: „Wrzuciła najwięcej ze wszystkich (…), wrzuciła wszystko, co miała na swe utrzymanie” (Mk 12,43-44).

I co się z nią dalej stało? Nie wiemy, ale możemy przynajmniej trzy scenariusze sobie wyobrazić.

Pierwszy: umarła z biedy i dostała się z racji swojej szczerej ufności wobec Boga do nieba.

Drugi: Jezus uczynił cud, podobny do tego cudu z czasów proroka Eliasza – oto każdego dnia ta wdowa znajdowała u siebie w domu owe dwa pieniążki, jej codzienne utrzymanie.

I trzeci: Bóg często działa przez nasze „cudowne” serca, umysły i ręce; może więc bogatsi ludzie zatroszczyli się dalej o tę wdowę?

Wszystkie scenariusze są ostatecznie pozytywne, a Jezusowi pewnie najbardziej podobałby się ten trzeci. W geście wdowy wrzucającej do skarbony całe swoje utrzymanie należy widzieć przede wszystkim jej głęboki akt religijny, całkowite oddanie się Bogu, ufne oczekiwanie na jakiś ruch z Jego strony. Z Bogiem!  

W blasku Bł. Stefana Wyszyńskiego

2 listopada 2021 roku

Przez ostatni tydzień przebywałem w lokalnym szpitalu im. Kardynała Stefana Wyszyńskiego.

Jestem pod ogromnym wrażeniem służby wszystkich pracowników oddziału kardiologii, od Pani Ordynator poczynając, poprzez Panią Lekarz Prowadzącą, aż do niezwykłych pielęgniarek, pielęgniarzy i salowych.

W ciągu tych siedmiu dni zrozumiałem, co to jest empatia, owa czuła bliskość, o której w odniesieniu do duszpasterzy Kościoła mówi od lat papież Franciszek.

Dziękuję więc Wam także za uleczenie mojej duszy!

Na pewno jeszcze do Was wrócę. Z Bogiem!

W drodze na szczyt

1 listopada 2021 roku

„Do Pana należy ziemia i wszystko, co ją napełnia,/ świat i jego mieszkańcy./ Albowiem On go na morzach osadził/ I utwierdził ponad rzekami” (Ps 24,1-2).

Nauka nie jest w stanie zgłębić momentu zaistnienia świata, ale jednocześnie zachwyca się niezwykłą precyzyjnością w organizacji kosmosu; przecież nawet jedno odchylenie od praw rządzących wszechświatem zakończyłoby się katastrofą. Żyjąc na naszej planecie, która obraca się i wokół własnej osi, i wokół słońca, jesteśmy ciągle jakoś dziwnie spokojni, że nic złego nam się nie przydarzy, że czuwa nad tym wszystkim Boża Opatrzność, że pozostajemy w Bożych rękach. A kiedy myślimy o momencie powstania naszego życia, wiemy, że tam była niezwykła miłość naszych rodziców, którzy samemu Stwórcy niejako powiedzieli „tak” – tak, naprawdę, świat jest piękny i warto, by nowy człowiek zaczął na nim żyć i nim się cieszyć… A przecież wiedziano wtedy, że ten, który się narodzi, będzie musiał kiedyś umrzeć… Piękno życia triumfowało jednak nad śmiercią…

„On otrzyma błogosławieństwo od Pana/ i zapłatę od Boga, swego Zbawcy./ Oto pokolenie tych, co go szukają,/ którzy szukają oblicza Boga Jakuba” (Ps 24,5-6).

Wieczne zjednoczenie z Bogiem Trójjedynym to pełnia szczęścia, czyli ludzkie spełnienie, negacja wszelkich braków. Niebo to po prostu zaprzeczenie tych braków, których doświadczamy tu na ziemi. W niebie nie ma śmierci, która tu nas ciągle zasmuca; w niebie nie ma cierpienia, które tu nas niejednokrotnie przytłacza; w niebie nie ma grzechu, który tu nam nieustannie zagraża; w niebie nie ma niepokoju serca, który tu zakrada się raz po raz i do nas samych, i do naszych rodzin, i do naszych środowisk… Wbrew pozorom, wiara w życie wieczne jest niezwykle mocno zakorzeniona nie tylko w ludzkiej duszy, ale także w kulturze społecznej, również tej zlaicyzowanej. Nawet gdy umierają ludzie niewierzący, to w przemówieniach pogrzebowych słyszy się często wątek, że przerwane życie TRWA NADAL w zaświatach: że np. aktor dalej TAM gra swoje role teatralne, że sportowiec dalej TAM rywalizuje o zwycięstwo, że dziennikarz dalej TAM przygotowuje swoje reportaże, itd. To są antropomorfizmy, czyli ludzkie wyobrażenia o Bożej wieczności, ale ich rdzeń jest czytelny: życie nasze zmienia się, ale się NIE KOŃCZY! A wczoraj jedna z ateistek przekonywała w mediach, że trzeba nawet kultywować Halloween, bo chodzi tu przecież o głęboko zakorzeniony w kulturze kontakt ze zmarłymi; a więc ta ateistka, negując istnienie Boga, wierzyła jednak w to, że zmarli naprawdę wciąż żyją; tylko ciekawe, kto podtrzymuje ich życie na wieki? Teza, że wysiłek wkładany w życie ziemskie nie zmarnuje się, ale zaowocuje po śmierci, należy do największych PEWNIKÓW ludzkości… To, że istnieje życie wieczne, nie pozostaje wcale mniej pewne, niż proste równanie matematyczne, iż dwa razy dwa jest cztery… My bez tej wieczności bylibyśmy po prostu niekompletni, niczym budowany na plaży przez chłopca z wielkim entuzjazmem zamek, ale z racji dziecięcego kaprysu pozostawiony w połowie jako niedokończony! Ten, który nas stworzył, nie jest kapryśnym dzieckiem! Punktem kulminacyjnym miłości Boga, który dał nam tchnienie, pozostaje łaska odkupienia i właśnie dar szczęśliwej wieczności, przebywania tam, gdzie dni nie przychodzą i nie odchodzą, lecz trwa wieczne TERAZ… TAM właśnie triumfuje ŻYCIE…

„Kto wstąpi na górę Pana,/ kto stanie w Jego świętym miejscu?/ Człowiek rąk nieskalanych i czystego serca,/ który nie skłonił swej duszy ku marnościom” (Ps 24,3-4).

Ta zwrotka mówi nam, jak żyć, aby osiągnąć święty szczyt. Świat jest tylko drogą, to Wieczność jest celem. Metafora „góry” jest tu  równie znacząca – musimy „wdrapywać się”, aby ujrzeć Boga takim, jakim jest (por. 1 J 3,2), czyli upodobnić się do Niego, mieć Jego cechy, po prostu nie odczuwać już żadnych braków, pozostając ludźmi, być jednak jak Bóg. Apokalipsa odwołuje się do „wielkiego ucisku” (Ap 7,14), z którego przyszli ci, którzy teraz „odziani są w białe szaty, a w rękach ich palmy” (Ap 7,9). Nasze życie ziemskie jest niewątpliwie trudem, jakimś zmaganiem, może nawet często nierówną walką z przeciwnościami, ale wszystko po to, aby ukształtowało się w nas prawdziwe człowieczeństwo, na podobieństwo samego Boga, którego jesteśmy obrazem – człowieczeństwo umożliwiające wieczne zjednoczenie z trzykroć świętym Bogiem. Nie może  z Bogiem zjednoczyć się grzesznik, dlatego tu na ziemi musimy do ideału świętości nieustannie dorastać, sprawdzać się, hartować, zasługiwać, czasami coś mniejszego przegrać, aby coś większego wygrać… Dobro w definitywnym rozrachunku zatriumfuje nad złem, bo na tym polega dzieło zbawcze Chrystusa… W przeciwnym razie oznaczałoby to, że Bóg ostatecznie przegrał: i jako Stwórca, i jako Zbawca… 

Dzisiaj Kościół  zaprasza nas do tego, byśmy w modlitewnej zadumie spojrzeli na ziemię niejako od tamtej strony, od strony wieczności, od strony całości istnienia, od strony nieba, od strony spełnionej historii, po prostu oczami Boga i Świętych. Przecież tym właśnie jest WIARA – spoglądaniem na codzienność w świetle Bożej wieczności. Święci, także ci anonimowi, których dziś czcimy w jednej uroczystości liturgicznej, żyli niegdyś tu, gdzie my teraz żyjemy, stąpali po tej samej ziemi, patrzyli na to samo niebo, przeżywali te same czy podobne trudności, a teraz tworzą grono zbawionych w niebie. Liczba „sto czterdzieści cztery tysiące” (Ap 7,4) ma tu charakter tylko symboliczny, ten „tłum” musi być naprawdę ogromny, skoro nikt go nie może policzyć (por. Ap 7,9). Niezliczona wspólnota świętych! Jakże oni są błogosławieni (por. Mt 5,3-12)! Jakże oni są szczęśliwi!

W tym podniosłym nastroju pierwszego listopada, oczami niezachwianej wiary w świętych obcowanie, ciała zmartwychwstanie i żywot wieczny, dostrzegamy wyraźniej, „jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi i rzeczywiście nimi jesteśmy (…); ale jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy; wiemy, że gdy się to objawi, będziemy do Niego podobni, bo ujrzymy Go takim, jakim jest” (1 J 3,1-2). Amen!  

Bóg i bliźni

31 października 2021 roku

Pytanie postawione przez uczonego w Piśmie, które z przykazań Tory jest najważniejsze, wcale nie pozostaje czysto akademickie w kontekście naszego życia. Czasami bowiem zarzuca się chrześcijanom, że ich pobożności, czyli miłości Boga, nie towarzyszy konkretna miłość bliźniego; z kolei ludzie, w których wiara osłabła czy wygasła, mogą, broniąc siebie, twierdzić, że wystarczy sama miłości bliźniego.

Jezus mówi jednak łącznie o miłości Boga i miłości bliźniego, jak o dwóch stronach tej samej monety, awersie i rewersie. Słuchaj, chrześcijaninie, jeśli chcesz być szczęśliwy, miłuj Boga z całego swego serca, umysłu i sił, a bliźniego swego nie tylko jak siebie samego, lecz na wzór Jezusa, jak On umiłował ciebie.

Oto jest właśnie nasze życiowe hasło, oto nasze JEDYNE ziemskie zadanie w drodze do nieba: miłować Boga i bliźniego. Niby dwa, a tak naprawdę jedno przykazanie. Miłość Boga i bliźniego. Tak właśnie wygląda najbardziej błyskotliwa i najprostsza synteza chrześcijańskiej moralności. I w konsekwencji, naprawdę, o nic już nie trzeba więcej pytać (por. Mk 12,34). Z Bogiem!

Wzrok wiary

24 października 2021 roku

Jerozolima znajdowała się od Jerycha w odległości 37 km, czyli jednego dnia marszu; Jerycho stanowiło na ogół ostatni nocleg dla pielgrzymów udających się z Galilei na przedmieścia Jerozolimy. Droga z Jerycha do Świętego Miasta wiodła pod górę, i to bardzo pod górę, skoro Jerycho znajdowało się ok. 260 metrów poniżej poziomu morza, a Jerozolima na wzgórzu o wysokości 580 metrów nad poziomem morza.

To właśnie przy takim wznoszącym się ku Jerozolimie szlaku siedział niewidomy człowiek, którego znamy z imienia – Bartymeusz, syn Tymeusza (Mk 10,46). Św. Augustyn (zm. 430) przypuszczał nawet, że obydwa zapamiętane imiona sugerują jakieś wyższe pochodzenie społeczne tego człowieka, który potem z racji utraty wzroku został żebrakiem (O zgodności ewangelistów, 2,65,125).

Nie mogąc pracować, egzystował on jakby poza nurtem normalnego życia, „przy drodze” (Mk 10,46). Nie był jednak zupełnie bierny, i to właśnie go ostatecznie uratowało. Być może okolica, która rodzi balsam (środek leczniczy) i obfituje w palmy (symbol mesjański), tworzyła klimat do wiary w możliwość nadprzyrodzonego uzdrowienia. Słyszał o Jezusie i już wiele o Nim wiedział. Jeśli potrafił wezwać dwukrotnie Jezusa tytułem „Syn Dawida” (Mk 10,47.49), to znaczy, że wierzył w Jego mesjanizm. A przecież w czasach mesjańskich niewidomi mieli wzrok odzyskiwać, w przekonaniu, że „Pan wybawił swój lud, Resztę Izraela” (Jr 31,7).

Gdy wielu nastawało na żebraka, aby umilkł, on jeszcze głośniej krzyczał: „Synu Dawida, ulituj się nade mną!” (Mk 10,48). W tym sensie Bartymeusz reprezentuje upadłą ludzkość, pozbawioną Bożego światła, która woła o zbawienie.

Jezus, oczywiście, usłyszał głos, przystanął i poprosił swoich bliskich, by przywołali do Niego niewidomego. Gdy ci zbliżają się do Bartymeusza, już przeczuwają, co za chwilę  może się stać: „Bądź dobrej myśli, wstań, woła cię (Mk 10,49). Niewidomy zrzucił z siebie żebraczy płaszcz i zerwał się na równe nogi w kierunku Jezusa (por. Mk 10,51). On już w tym momencie wiedział przez wiarę, że zostanie uzdrowiony.

Ale Jezus, jakby jeszcze wystawiając na próbę tę jego żywą wiarę, zapytał retorycznie: „Co chcesz, abym ci uczynił?” (Mk 10,51). Odpowiedź była aż nadto oczywista, przecież niewidomy od lat marzył tylko o jednym: „Rabbuni [Mój Mistrzu], żebym przejrzał (Mk 10,51); użyta forma czasownika, żebym znowu widział, wskazuje, że Bartymeusz niegdyś widział, nie jest więc niewidomym od urodzenia (por. także Mk 10,52).

Gdy usłyszał od Jezusa słowa: „Twoja wiara cię uzdrowiła” (Mk 10,52), niewątpliwie „wydawało mu się, że śni” (Ps 126,1). Trzeba zapytać: Jaka wiara uzdrowiła niewidomego? Czy tylko zwykłe przekonanie, że może być zdrowy i wrócić do swoich dawnych zajęć? Nie; tu chodziło o wiarę, że Jezus pozostaje jedynym sensem ludzkiego życia; przecież gdy Bartymeusz przejrzał, od razu poszedł za Jezusem drogą, wiążąc swój los z Tym, który jest ostatecznym źródłem i celem naszej egzystencji (por. Mk 10,52). Z Bogiem!

Pokusa władzy

17 października 2021 roku

W centrum niedzielnej Ewangelii znajdują się dwaj bracia, Jakub i Jan, synowie Zebedeusza, którzy ulegają pokusie kariery. Proszą oni mianowicie Jezusa, aby w Jego chwale otrzymali najbardziej zaszczytne miejsca: po prawej i lewej stronie (por. Mk 10,37). W mentalności semickiej zwroty „po prawej stronie” lub „po lewej stronie” oznaczały posiadanie prestiżowej władzy. Bracia, mówiąc o chwale, myśleli raczej o ziemskim królestwie, którego rychłego nadejścia oczekiwali.

Według Mateuszowej wersji Ewangelii, prośbę tę kieruje do Jezusa matka Jakuba i Jana, a nie oni sami (por. Mt 20,20-21). Prawdopodobnie więc myśl o karierze zrodziła się w rodzinie i wynikała z dotychczasowych wysokich pozycji obydwu braci w gronie Dwunastu. Jakub i Jan tworzyli wraz Piotrem wąską grupę uczniów Jezusa obecnych w kluczowych wydarzeniach Jego życia, choćby w scenie Przemienienia na wysokiej górze (por. Mk 9,2).

Nie ulega wątpliwości, że bracia zdawali sobie sprawę z tego, że ich prośba ma w dużym stopniu egoistyczny charakter; przedstawili ją zatem w dość okrężny sposób. Najpierw zapytali ogólnie Jezusa, czy uczyni im to, o co Go poproszą (por. Mk 10,35). Dopiero potem, gdy Jezus wyraził gotowość spełnienia ich prośby, licząc na ich szlachetne intencje, odkryli przed Nim dokładnie swoje pragnienia (por. Mk 10,37).

Zachowanie braci wywołało gwałtowną reakcję pozostałych uczniów: „Gdy usłyszało to dziesięciu pozostałych, poczęli oburzać się na Jakuba i Jana” (Mk 10,41). Niewykluczone, że tych dziesięciu mogło także mieć podobne ambicje, a bracia wyprzedzili ich tylko w realizacji tych zamiarów.

Jezus stara się jak najłagodniej zwrócić uwagę Jakuba i Jana na to, że każda władza musi być służbą, która może kosztować nawet utratę zdrowia czy wręcz życia: „Nie wiecie o co prosicie. Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić, albo przyjąć chrzest, którym Ja mam być ochrzczony?” (Mk 10,38). Św. Jan Chryzostom (zm. 407) wyjaśniał w starożytności: „Chrystus określił swój krzyż kielichem, a śmierć chrztem. Nazwał swój krzyż kielichem dlatego, że podjął go chętnie, a śmierć chrztem dlatego, że nią oczyścił świat” (Homilia o prośbie synów Zebedeusza, 8,35).

Bracia odpowiadają jakby jednym tchem, ale chyba zbyt pochopnie: „Możemy” (Mk 10,39). I wówczas Jezus wyjaśnia wszystkim uczniom znowu z łagodnością: „Kto by między wami chciał się stać wielkim, niech będzie sługą waszym. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem wszystkich. Bo i Syn Człowieczy nie przyszedł, aby mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie jako okup za wielu” (Mk 10,43-45). Jezus wyraźnie sugeruje, że dążenie do władzy, pojmowanej jako panowanie nad innymi, stanowi domenę narodów, czyli ma pogański charakter (por. Mk 10,42). Władza natomiast Jezusa opiera się na Jego „współczuciu naszym słabościom” (Hbr 4,15), ponieważ Jezus został „poddany próbie pod każdym względem podobnie jak my – z wyjątkiem grzechu” (Hbr 4,15).         

Jakub i Jan przeżyli niedługo potem swoją wewnętrzną przemianę. Pociągnięci stylem życia Jezusa sami stali się pokorni i oddani ludziom. Jakub jako pierwszy z Apostołów poniósł śmierć męczeńską, i to zaledwie nieco ponad dziesięć lat po ukrzyżowaniu Jezusa (por. Dz 12,1-2); Jan z kolei, wprawdzie sam umarł śmiercią naturalną w sędziwym wieku, jako ostatni z kręgu Dwunastu, ale doświadczył cierpienia wielu chrześcijan podczas niejednego prześladowania Kościoła.

Jakub i Jan, czyli ten pierwszy w śmierci i ten ostatni, niczym klamrą, spinają dzieje i świadectwo dwunastu najbliższych uczniów Jezusa. Z Bogiem!

Bogactwo wiary

10 października 2021 roku

Oto do Jezusa „przybiega” (Mk 10,17) pewien człowiek; musi być czymś zaniepokojony, skoro z takim dynamizmem przed Jezusem „pada na kolana” (γονυπετήσας; Mk 10,17). Nurtuje go pytanie: „Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?” (Mk 10,17).

Wszystko wskazuje na to, że ten człowiek jest na swój sposób szczęśliwy, boi się tylko, by tego szczęścia nie utracić na wieki; i na tym właśnie polega jego zafrasowanie. Można chyba jeszcze domyślać się, że chciałby on, aby życie wieczne wyglądało dokładnie tak samo, jak jego dostatnie życie ziemskie, z tą tylko różnicą, by już nie miało końca.

Zwrot, którym tytułuje Jezusa, nie wydaje się do końca szczery, jest raczej próbą schlebienia Jezusowi celem usłyszenia odpowiedzi wygodnej dla siebie. Pewnie dlatego Jezus od razu zbija go z tropu: „Czemu nazywasz Mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg” (Mk 10,18). Już w tych pierwszych słowach swojej wypowiedzi Jezus delikatnie sugeruje, że mądrości trzeba szukać u Boga, tam jest jej źródło najbardziej pierwotne. Jednocześnie, jak wyjaśniał św. Hilary z Poitiers (zm. 367), Jezus jakby w ten sposób także zganił małą wiarę pytającego i zasugerował mu, że określenie „dobry” w sensie absolutnym musi wskazywać na Boską tożsamość, a nie tylko identyfikować biegłego w wiedzy mistrza (por. O Trójcy Świętej, 9,16).

Potem Jezus jakby tak trochę od niechcenia, zdając sobie sprawę z tego, że Jego rozmówca wie, co trzeba czynić, aby osiągnąć życie wieczne, mówi: „Znasz przykazania: Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, nie oszukuj, czcij swego ojca i matkę” (Mk 10,19). Dekalog to kodeks moralny, który utożsamia się z prawem naturalnym, a więc każdy człowiek – niezależnie od swej wiary czy niewiary – powinien według niego postępować. Okazuje się, że rozmówca Jezusa może odpowiedzieć: „Nauczycielu, wszystkiego tego przestrzegałem (zacząłem przestrzegać) od mojej młodości” (Mk 10,20).

Na pewno nie skłamał w tym względzie, ale ta jego odpowiedź nie wzbudziła entuzjazmu u wielkich Ojców Kościoła; św. Hieronim (zm. 419) stwierdził, że on „chełpił się” (List 118,4), a św. Augustyn (zm. 430) – że „kierował się pychą” (List 157). Jakże pospiesznie siebie ocenił tak wysoko, nie przypuszczając, że za chwilę może nie sprostać pierwszej lepszej próbie moralnej. Okazuje się zatem, że był to człowiek powierzchowny, raczej zwolennik litery Prawa niż jego ducha. Czy ktoś z nas odważyłby się powiedzieć, że od swojej młodości nie naruszył żadnego przykazania Dekalogu? Nie chodzi tu przecież tylko o grzechy ciężkie (tych jak najbardziej można uniknąć), ale także o grzechy lekkie, powszednie.

Dlatego właśnie Jezus „spojrzał na niego z miłością” (Mk 10,21), czyli ze szczerym politowaniem, i postawił go przed próbą godną tego przekonania o własnej doskonałości: „Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną” (Mk 10,21). Gdyby ten człowiek był naprawdę doskonały, nie pozwoliłby się przywiązać tak mocno do dóbr materialnych; być może inteligentnie podjąłby z Jezusem rozmowę, szukając kompromisu, że na przykład przynajmniej część ze swych bogactw przeznaczy dla biednych, a resztę zostawi dla siebie i swoich bliskich. „On jednak spochmurniał na te słowa i odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości” (Mk 10,22). Zupełnie nie poradził sobie z poważnym sprawdzianem swojej doskonałości, o której jeszcze przed chwilą tak buńczucznie zapewniał. 

Czego tak naprawdę Jezus zażądał od bogatego człowieka? Wiary żywej, która jest przecież z natury rzeczy pójściem za Jezusem! Jeśli chcesz osiągnąć życie wieczne, musisz być bogaty w wiarę. My z natury rzeczy ciążymy ku sprawom ziemskim, ku temu, co oddziałuje na nasze zmysły, co da się dotknąć, usłyszeć, zobaczyć. Jeśli za bardzo przywiążemy się do tego świata, to nie będziemy już w stanie wznieść oczu ku górze, usłyszeć Boga, doświadczyć Jego miłości.

Niech bogactwo naszej wiary żywej strzeże nas przed objawami spochmurnienia i zasmucenia, które stały się udziałem tego nieszczęśliwego rozmówcy Jezusa z dzisiejszej Ewangelii. „Dobroć Pana, Boga naszego, niech będzie nad nami” (Ps 90,17). Z Bogiem!

Niesamotna samotność

3 października 2021 roku

Nie jest dobrze, aby człowiek pozostawał sam (por. Rdz 2,18). Wszelkie bezżeństwo tylko wtedy się udaje, gdy miłość ulega wysublimowaniu, staje się oblubieńczą miłością wobec Kościoła (czy innej instytucji) oraz ojcowską lub matczyną miłością wobec ludzi. To dlatego duchowni określają np. parafię czy diecezję mianem swojej Oblubienicy. Rezygnacja z założenia rodziny musi łączyć się zawsze ze służbą wobec rodziny duchowej; w przeciwnym razie ta samotność pozostanie „niedobra”. Z Bogiem!

Zazdrość i zgorszenie

26 września 2021 roku

Ewangelia dzisiejsza uczy nas cieszenia się z wszelkiego dobra, które ludzie czynią, i jednocześnie smucenia się z wszelkiego ich zła, do którego mogło doprowadzić nasze postępowanie. U źródeł zarówno zazdrości, jak i zgorszenia, zawsze znajduje się pycha. Dlatego modliliśmy się w ostatniej zwrotce psalmu: „Także od pychy broń swojego sługę,/ by nie panowała nade mną./ Wtedy będę bez skazy/ i wolny od wielkiego występku” (Ps 19,14). Z Bogiem!

W cieniu Krzyża…

19 września 2021 roku

Ludzie, którzy cierpieli w łagrach czy obozach, często przechodzili trzyetapową drogę duchową. Najpierw, pełni ufności, garnęli się do Boga, wołając na modlitwie o ratunek, choćby słowami Ps 44: „[Panie], dlaczego ukrywasz Twoje oblicze, zapominasz o nędzy i ucisku naszym? (…) Powstań, przyjdź nam na pomoc i wyzwól nas przez swą łaskawość!” (Ps 44,25.27). Tak rozmodlony człowiek szczerze ufał, że „Bóg ujmie się za nim i wyrwie go z rąk przeciwników” (Mdr 2,18).

Następnie, gdy jednak wyzwolenie nie nadchodziło, rodził się bunt, rozgoryczenie, zniechęcenie. Już po zakończeniu wojny wielu myślicieli stawiało pytanie: Gdzie podczas tej złowrogiej nocy nad światem był Bóg? Ale bardzo szybko pojawiło się też inne pytanie: A gdzie był wówczas człowiek? Przecież to ludzie ludziom zgotowali ten los!

Wreszcie, trzeci etap, bunt więźniów często przemieniał się w poczucie tajemniczej obecności Chrystusa ukrzyżowanego. Papież Benedykt XVI mówił podczas swojej papieskiej wizyty w Auschwitz-Birkenau: „Nie potrafimy przeniknąć tajemnicy Boga – widzimy tylko jej fragmenty i błądzimy, gdy chcemy stać się sędziami Boga i historii” (Trwajcie mocni w wierze, Warszawa 2006, s. 95).

Cierpienie na tym świecie pozostanie już chyba do końca niezgłębioną tajemnicą. Zbawczy jego sens odsłoni się przed nami w pełni dopiero w niebie, teraz nasze pojmowanie ma charakter jedynie częściowy. Z Bogiem!  

Ty jesteś Zbawicielem!

12 września 2021 roku

„Za kogo uważają Mnie ludzie?” (Mk 8,27) –  zapytał najpierw Jezus swoich uczniów. Właściwie to pytanie – jak precyzyjnie wskazuje ewangelista – padło „w drodze” (Mk 8,27), co nie pozostaje bez znaczenia – uczniowie bowiem byli w trakcie procesu rozpoznawania Jego tożsamości, jeszcze „w drodze” w sensie duchowym. Jezus stawia to pytanie i cierpliwie czeka na odpowiedź, niczego nie sugerując, niczego nie narzucając… Cała wiejska okolica, rozciągająca się w cieniu góry Hermon, niedaleko źródeł Jordanu, jakby naturalnie inspirowała do spokojnego namysłu. Po chwili padają wiec odpowiedzi, przypominające dzisiejsze wyniki sondaży ankietowych: „Za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za jednego z proroków” (Mk 8,29).

Po ludzku sądząc, wcale nie były to takie niskie oceny, aczkolwiek jednak niepełne. Prorok w Izraelu, czyli formalnie „usta Boga”, oznaczał niezwykłą postać, obdarzaną najwyższym szacunkiem. Zrównując Jezusa z Janem Chrzcicielem, ludzie z jednej strony podkreślali doktrynalny związek między tymi postaciami, a jednocześnie doceniali charyzmę Jezusa, rzekomo podobną do tej, która charakteryzowała Jana Chrzciciela. Ludzie w ten sposób chcieli także powiedzieć, że głos zabitego w twierdzy Macheront z kaprysu Herodiady niezłomnego proroka znad Jordanu wciąż rozbrzmiewa, tym razem „w ustach” Jezusa.

Prototypem proroków był jednak dla Żydów Eliasz, działający niegdyś, jakieś tysiąc lat temu, gdzieś w tych właśnie okolicach, o którym Księga Syracha zaświadcza: „prorok jak ogień, a słowo jego – jak pochodnia” (Syr 48,1), „wsławiony przez swoje cuda” (Syr 48,4). Odszedł z tego świata w tajemniczych okolicznościach, tak że niektórzy sądzili, iż Bóg ukaże go jeszcze światu w czasach ostatecznych.

Kiedy „ludzie” zestawiają Jezusa z prorokami, przeczuwają, że ten Mistrz z Nazaretu, umiejący tak porywająco przemawiać i czyniący tak niezwykłe cuda, ma nadzwyczajną rangę religijną, ale nie potrafią postawić Go jeszcze ponad wszystkimi mężami Bożymi, którzy wystąpili już wcześniej w dziejach Izraela. W tym sensie te odpowiedzi pozostają niedoskonałe, jakby zewnętrzne, powierzchowne, nietrafiające w sedno sprawy. Oni tak naprawdę widzieli tylko Jego niezwykłe człowieczeństwo, ale nie chwalebną Boskość, patrzyli na Niego tylko „oczami ciała”, a nie „oczami duszy”.

W zupełnie innej sytuacji znajdują się uczniowie. Oni z Jezusem już od pewnego czasu wędrują razem po palestyńskich ścieżkach. Pozostają z Nim dniem i nocą. Nie można powiedzieć, że znają Go tylko przelotnie, zewnętrznie; między nimi i Jezusem jest już dość głęboka więź osobowa. Dusze uczniów zostały już do pewnego stopnia wciągnięte w tajemnicę Jezusa, zdobyte  przez Jego charyzmę, wprowadzone w rzeczywistość nadprzyrodzoną. Stawia więc On im pytanie: „A wy za kogo Mnie uważacie?” (Mk 8,29). Nie próbują się nawzajem przekrzykiwać, który odpowie pierwszy i najgłośniej; zdają sobie sprawę z powagi chwili i miejsca.

W imieniu Dwunastu odpowiada Szymon Piotr: „Ty jesteś Mesjasz” (Mk 8,29). To wciąż nie jest jeszcze odpowiedź pełna, ale niewątpliwie uczniowie przekroczyli już pewien poznawczy Rubikon. Jezus jest Mesjaszem, po grecku Chrystusem; Mesjasz to inaczej Zbawca, czyli Ten, bez którego ani nie zrozumiemy życia, a nie będziemy szczęśliwi. Psalmista jakby nam dopowiedział całą resztę teologii mesjańskiej: „Pan strzeże ludzi prostego serca:/ byłem w niedoli, a On mnie wybawił./ Uchronił bowiem moją duszę od śmierci,/ oczy od łez, nogi od upadku” (Ps 116,6.8). Na tym właśnie polega dzieło Mesjasza, wyzwolenie z grzechu, cierpienia i śmierci. Kiedy wyznajemy Jezusowi: Ty jest jesteś Mesjasz, czyli Zbawcą, to niejako mówimy: Pomóż mi, Chryste, bo jesteś moją ostatnią deską ratunku; poza Tobą nie ma już innej ostoi. Nasze życie ziemskie, będące wręcz chwilką, staje się błyskiem wieczności, gdy potrafimy Jezusowi spojrzeć prosto w oczy, z nadzieją, że tylko On może odjąć od nas grzechy, cierpienie i śmierć, dając w zamian pokój serca, szczęście i wieczność.  Z Bogiem!    

Effatha!

5 września 2021 roku

Ewangelie zawierają szczegółowe opisy około trzydziestu cudów Jezusa, a ponadto przekazują jeszcze kilkanaście ogólnych wzmianek o Jego działalności cudotwórczej; są wypędzania złych duchów (czyli egzorcyzmy), są wskrzeszenia, są ujarzmienia żywiołów przyrody i są wreszcie uzdrowienia: najwięcej paralityków, niewidomych i trędowatych. Nawet przeciwnicy Jezusa nie negowali tych zjawisk, aczkolwiek starali się je przypisać jakimś nieznanym siłom, choćby szatańskim, a nie mocy Bożej.

Św. Augustyn (zm. 430), biskup i wielki teolog przełomu IV i V wieku, dużo rozmyślał nad cudami Jezusa i odkrył, że „mają [one], jeśli się je dobrze rozumie, swoją wymowę” (Homilie do Ewangelii św. Jana, 24,2). Co to znaczy? Znaczy to, że w cudzie nie tyle ważne jest samo niezwykłe zjawisko, lecz raczej orędzie, które z niego wynika dla Ludu Bożego, właśnie ta ich wymowa.

Znowu słowa św. Augustyna: „Cuda są niezawodnie dziełami upominającymi ludzkiego ducha, aby z rzeczy widzialnych poznawał Boga” (24,1). Można więc powiedzieć, że w cudzie najbardziej „cudowne” jest to, iż wskazuje on nam na Boga; cud jest dla ludzi „znakiem” Boga i Jego „głosem”; to nie przypadek, że ewangeliści na określenie cudów Jezusa używają terminu greckiego semeion – znak, który mówi. Dlatego św. Augustyn zauważa dalej, że największym cudem jest oczywiście cały stworzony i odkupiony świat, który nas zdumiewa i tym samym staje się przezroczysty na swojego Stwórcę i Zbawcę. Św. Augustyn przywołuje sugestywny przykład: „Umarły życie odzyskał, ludzie się dziwią; tylu codziennie się rodzi, a nikt się nie dziwi. Jeśli się rozsądniej nad tym zastanowimy, to  większym cudem jest powstanie tego, czego nie było, niż wskrzeszenie tego, co już istniało” (8,1).

W ten sposób przechodzimy już do dzisiejszej Ewangelii. Św. Marek jakby nieco opóźnia narrację o uzdrowieniu głuchoniemego, aby najpierw opisać cały kontekst tego wydarzenia, przygotowując nas w ten sposób do właściwej interpretacji cudu; rozpoczyna od pewnych szczegółów geograficznych. Jezus opuszcza „okolice Tyru i przez Sydon” (Mk 7,31) przychodzi nad Jezioro Galilejskie. Jezus wraca zatem z terytoriów pogańskich, położonych na północ od Ziemi Świętej (dzisiejszy południowy Liban). W Tyrze (obecny Sur) nie gości, jak później przydarzy się to choćby św. Pawłowi, zatrzymującemu się w tym mieście portowym siedem dni (por. Dz 21,3-4), ale przez Sydon, inne miasto portowe, położone ok. 35 km na północ od Tyru, przechodzi. Jego wrażenie związane z tymi dwoma pogańskimi miastami musiało być dość pozytywne, skoro pewnego razu powie, że „gdyby w Tyrze i Sydonie działy się cuda (…), już dawno (…) by się nawróciły” (Mt 11,21). Ewangelista jeszcze dodaje, że Jezus „przemierzył posiadłości Dekapolu” (Mk 7,31), czyli także teren pogański, złożony z dziesięciu miast hellenistycznych, spośród których aż dziewięć znajdowało się po wschodniej stronie Jordanu; były to: Damaszek, Filadelfia, Rafana, Gadara, Hippos, Dione, Pella, Geraza, Canata; po zachodniej zaś stronie Jordanu, a dokładnie na południowym brzegu jeziora, znajdowało się Scytopolis (dzisiejsze Bet Szean; por. Pliniusz Starszy, Historia naturalis, 5,18). Oczywiście, Jezus raczej do większości, jeśli nie do wszystkich, z nich nie wchodzi, zwłaszcza tak odległych, jak Damaszek i Filadelfia (blisko jeziora leżało tylko Hippos), ale niewątpliwie świadomie przemierza długą drogę okrężną, jakby badając cały okoliczny teren. Spotyka On zatem pogan, którzy – jak pisał Laktancjusz (zm. 330), wielki retor starożytności – są „głuchoniemi”, głusi na słowo Boga prawdziwego i niemi, by o Nim poprawnie mówić (por. Boże nauki, 4,26).

I oto za chwilę przyprowadzają do Jezusa człowieka fizycznie głuchoniemego; faktycznie ewangelista pisze o „głuchym i mówiącym z trudnością” (Mk 7,32); ten człowiek nie słyszy, aczkolwiek z pewnym wysiłkiem coś niecoś mówi; po uzdrowieniu ewangelista stwierdzi, że on już „mówi poprawnie” (Mk 7,35). Ci, którzy go przyprowadzili – pewnie jego rodzina lub przyjaciele – proszą Jezusa, by „położył na niego rękę” (Mk 7,32). Wydaje się, że nie domagają się oni wprost od Jezusa cudu, lecz jedynie gestu błogosławieństwa; skoro chory nie słyszy, trzeba w kontakcie z nim wykorzystać inny z pięciu zmysłów, mianowicie współczujący dotyk. Jeśli głuchoniemy był poganinem, nie dziwi taka pokorna, pozbawiona roszczeń postawa jego otoczenia. Jezus chce  jednak głuchoniemego uzdrowić, i fizycznie, i duchowo. Pomny na prośbę o dotknięcie, a jednocześnie ze względu na niemożliwość rozmowy z głuchym, nie uzdrawia go tylko słowem, lecz właśnie gestem. Ten gest ma częściowo żydowski, a częściowo pogański charakter. Jezus dotyka palcami jego uszu, bo „palec” w Biblii Hebrajskiej symbolizował moc Bożą; np. czarnoksiężnicy po jednej z plag egipskich stwierdzili: „Palec to Boży” (Wj 8,15); również sam Jezus mówił, że „palcem Bożym wyrzuca złe duchy” (Łk 11,20).

Św. Efrem Syryjczyk (zm. 373) wyjaśniał, że głuchoniemy „poprzez palce, które mogą być dotykane, zetknął się z Bóstwem Jezusa, które nie może być dotykane” (Homilia o naszym Panu, 10). Jednocześnie Jezus dotyka języka chorego śliną (por. Mk 7,33), która w kulturze pogańskiej miała leczniczy charakter. Cud następuje wówczas, gdy Jezus nawiązuje osobisty kontakt ze swoim Ojcem w niebie („spojrzawszy w niebo, westchnął”; Mk 7,34) i wypowiada rozkaz: „Effatha, to znaczy: Otwórz się!” (Mk 7,34). To aramejskie słówko Effatha musiało tak głęboko zapaść w pamięć uzdrowionemu, a od niego dowiedzieli się potem inni, że ewangelista przytacza je w oryginale i dopiero potem tłumaczy na język grecki. Rzeczywiście, świadkowie dzieła Jezusa „przepełnieni zdumieniem mówili: «Dobrze wszystko uczynił. Nawet głuchym słuch przywraca i niemym mowę»” (Mk 7,37).

Effatha – otwórz się! Otwórz się na głos miłującego Boga i przemawiaj do świata świadectwem swojej szczerej miłości bratniej. Z Bogiem!

Zakazy i nakazy

29 sierpnia 2021 roku

Wywodzący się z faryzeizmu rabini usystematyzowali obecne w Biblii Hebrajskiej zakazy oraz nakazy i okazało się, że tych pierwszych  jest 365, a tych drugich 248; łącznie zatem 613 drobiazgowych przepisów prawnych. Ale w swojej gorliwości faryzeusze poszli jeszcze dalej: respektowali czysto ludzkie normy jako odziedziczoną po przodkach tradycję. Józef Flawiusz zwraca nawet uwagę na to, że faryzeusze domagali się respektowania tej tradycji także od zwykłych ludzi: „Faryzeusze przekazali ludowi pewne przepisy zaczerpnięte z tradycji przodków, które nie zostały zapisane w Prawach Mojżeszowych” (Dawne dzieje Izraela, 13,297).   

I właśnie „inspekcja” z Jerozolimy zauważa, że „niektórzy z uczniów Jezusa brali posiłek nieczystymi (…) rękami” (Mk 7,2). Chodzi to, oczywiście, nie o czystość higieniczną, lecz rytualną; to znaczy, że gdyby nawet do posiłku przystępował idealnie wykąpany przed chwilą człowiek, powinien i tak obmyć ręce: albo zanurzając je po nadgarstki w wodzie, albo polewając je wodą z czystego naczynia. Cel takiego obmycia był przejrzysty: usunąć ewentualne wpływy ze strony świata pogańskiego; szczególnie konieczna jawiła się czynność obmycia np. po powrocie z rynku (por. Mk 7,4). Ponoć mocno tego przepisu trzymali się Żydzi żyjący w diasporze, czyli poza Palestyną, gdzie kontakt z pogaństwem był o wiele bardziej prawdopodobny.

„Inspektorzy” stawiają więc Jezusowi pytanie: „Dlaczego Twoi uczniowie nie postępują według tradycji starszych, lecz jedzą nieczystymi rękami?” (Mk 7,5). Jezus nie tyle neguje uświęcony tradycją zwyczaj, ile dostrzega nieszczere zamiary faryzeuszy i uczonych Piśmie, nazywając ich „obłudnikami” (Mk 7,6); obłudnik, czyli po grecku hipokrités, to aktor, ukrywający się w teatrze pod zasłoną maski, bo gra jakąś rolę. Pytający wydają się przypominać obłudników w tym sensie, że gotowi są „uchylić przykazanie Boże, a trzymać się ludzkiej tradycji” (Mk 7,8).

Jezus doskonale wie o tym, że zaprawieni w egzegezie biblijnej faryzeusze i uczeni w Piśmie potrafią sprytnie „obejść” wiele przykazań Bożych, a jednocześnie dopominać się o bezwzględne zachowanie litery tradycji starszych. Prorok Izajasz, którego Jezus przywołuje z pamięci, mówił o takim ludzie, że czci Boga „wargami”, lecz jest od Niego „sercem swym daleko” (Mk 7,6; por. Iz 29,13). Izajasz nawet dodawał, że taki kult pozostaje dla Boga „tylko wyuczonym przez ludzi zwyczajem” (Iz 29,13). Zewnętrzna religijność może nie mieć nic wspólnego z religijnością serca, a nawet może wręcz jej zagrażać. Św. Ireneusz z Lyonu (zm. ok. 202) użył w tym kontekście nawet metafory „mieszania wina z wodą”; w efekcie takiego procesu „wino Bożych przykazań” ulega rozcieńczeniu, tracąc swój właściwy walor (Przeciw herezjom, 4,12,1). To dlatego Bóg mówił niegdyś do Mojżesza: „Nic nie dodacie do tego, co Ja wam nakazuję, i nic z tego nie odejmiecie” (Pwt 4,2).

Jezus nie podchodzi do Prawa niejako „od zewnątrz”, jako jeden z wielu interpretatorów, na podobieństwo uczonych w Piśmie, lecz „od wewnątrz”, jako prawodawca, jako Syn Boży, jako Bóg. On zna nieskażoną wolę Boga dzięki swojej żywej więzi z Nim, a nie na podstawie zwykłej egzegezy Biblii, bazującej na ludzkich zdolnościach interpretacyjnych. Dlatego zapewnia, że sam kontakt z tym, co pogańskie, nie czyni automatycznie ludzi nieczystymi, lecz dopiero zło, które rodzi się w ich sercach i ujawnia się na zewnątrz, stanowi prawdziwą nieczystość: „Nic nie wchodzi z zewnątrz w człowieka, co mogłoby uczynić go nieczystym; lecz to, co wychodzi z człowieka, to czyni człowieka nieczystym” (Mk 7,15). Właśnie nasze serce może nas zabrudzić, zawstydzić i upokorzyć, gdy zrodzi ono zło zauważone także przez innych. Jezus wymienia aż trzynaście niecnych czynów, które prawdziwie zanieczyszczają człowieka: „złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota” (Mk 7,22).

Z pewnością to nie jest katalog wszystkich możliwych grzechów, ale te akurat są w obliczu Boga w tym sensie wyjątkowo „brudne”, że odbierają nam miano „jakby pierwocin Jego stworzeń” (Jk 1,18); pierwociny wszelkiego rodzaju należały z natury w Izraelu do samego Stwórcy. Te trzynaście grzechów bazuje na pewnego rodzaju hipokryzji, czyli rozdźwięku między przyznawaniem się do chrześcijaństwa a faktycznym byciem chrześcijaninem. Tutaj religia nie jest już naśladowaniem Boga, lecz jakimś bezmyślnym folklorem. Nic więc dziwnego, że kluczowe wezwanie w dzisiejszej kolekcie mszalnej brzmiało: „Boże (…), zaszczep w naszych sercach miłość ku Tobie i daj nam wzrost pobożności”. Tej prawdziwej miłości Boga potrzeba ciągle nam wszystkim, szczególnie zaś tym, w których istnieje rozdźwięk między praktykowaną pobożnością a życiem codziennym. Z Bogiem!

Trudna mowa?

22 sierpnia 2021 roku

Dzisiaj kończy się w liturgii mszalnej lektura fragmentów szóstego rozdziału Ewangelii Janowej, rozpoczęta pod koniec lipca, których zasadnicze przesłanie brzmi: „Kto spożywa moje ciało i pije moją krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym” (J 6,54). Tym razem kryzys dotyka nie tyle anonimowych tłumów, ile samych uczniów Jezusa. Chodzi tu, na szczęście, nie o najściślejsze grono Dwunastu, ale o ten szerszy krąg naśladowców Jezusa: „Od tego czasu wielu uczniów Jego odeszło i już z Nim nie chodziło” (J 6,66). Jak ci dezerterzy argumentowali swoją decyzję? „Trudna jest ta mowa – szemrali. Któż jej może słuchać?” (J 6,60).

Jezus reaguje na takie szemranie zdziwieniem: „To was gorszy?” (J 6,61). Przecież Jego nauka to „duch i życie” (J 6,63), to uchwycenie całej prawdy o ludzkiej egzystencji: „Duch daje życie; ciało na nic się nie zda” (J 6,63); nie wystarczy tylko pokarm dla ciała, aby żyć, potrzebny jest pokarm dla duszy. My, ludzie, nie możemy zapomnieć o naszym życiu duchowo-religijnym, nie możemy pozwolić się pochłonąć przez rzeczy przyziemne. „Pan odkupi dusze sług swoich,/ nie zazna kary, kto się do Niego ucieka” (Ps 34,23).

Niektórzy teologowie określają odejście wielu uczniów od Jezusa mianem „kryzysu galilejskiego”, aczkolwiek trzeba pamiętać, że gdy Jezus uda się w granice Judei na swoją ostatnią pielgrzymkę do świątyni jerozolimskiej, wciąż jeszcze będzie otoczony tłumami z Galilei (por. Mt 21,8-11); o żadnym poważniejszym „kryzysie” nie może więc być mowy.  

Trzeba jednak zapytać: Który wątek przesłania Chrystusa był najtrudniejszy? Przepowiednia karmienia ludzi Jego Ciałem (i Krwią)? Obietnica życia wiecznego? Jego zstąpienie z nieba, a w przyszłości wstąpienie do nieba? U źródeł tego całego powątpiewania znajduje się negacja prawdy, że wieczność może przenikać się wzajemnie z czasem. Taka niewiara jest jednak wyjątkowo nielogiczna. Żydowscy zwolennicy Jezusa wierzyli, że wieczny Bóg stworzył czasowo-przestrzenny świat, ale okazało się, że mają problem z uznaniem, iż Bóg stał się człowiekiem w tym świecie, chce karmić ludzi swoim Ciałem i Krwią oraz uczynić ich dziedzicami niekończącego się życia w niebie. Co jest dla Boga trudniejsze: stworzyć świat z niczego czy właśnie zstąpić z  nieba, karmić stworzonego człowieka życiem Bożym i przyjąć go potem do wieczności? No przecież stworzenie wszystkiego z nicości okazuje się najtrudniejsze, a w to akurat oni wierzyli; nielogiczna  zatem pozostaje ta niewiara ludzi w prawdy o wiele „łatwiejsze”.

Dzisiejsza liturgia wzywa więc nas do potwierdzenia decyzji o byciu chrześcijaninem. Jerzy Liebert (zm. 1931) pisał niegdyś w utworze poetyckim Jeździec: „Uczyniwszy na wieki wybór,/ W każdej chwili wybierać muszę”. Z Bogiem!

Wizerunek Kościoła w chwale

15 sierpnia 2021 roku

Kościół stawia nam dzisiaj przed oczyma postać Maryi „obleczonej w słońce”, mającej na głowie „wieniec z gwiazd dwunastu”, a „pod swymi stopami księżyc” (Ap 12,1). Taki obraz, pełen motywów kosmicznych, musi budzić respekt. Refren psalmu wystarcza za cały komentarz: „Stoi Królowa po Twojej prawicy”. Jesteśmy myślami w niebie, w tej najprawdziwszej świątyni, gdzie Maryja znajduje się obok Trójjedynego Boga. To jest przepiękne zwieńczenie Jej przepięknej ziemskiej egzystencji, rozpoczętej tajemnicą niepokalanego poczęcia. Ale to jest także pełna nadziei zapowiedź zwieńczenia naszego życia, chociaż teraz jesteśmy dopiero jakby w połowie drogi. Jak usłyszymy w prefacji mszalnej: „Bogurodzica Dziewica (…) pierwsza osiągnęła zbawienie i stała się wizerunkiem Kościoła w chwale”. W postaci Maryi, dzięki mocy tego jaśniejącego blasku słońca i księżyca, dostrzegamy odpowiedź na najgłębsze pytanie człowieka (nie ma głębszego!), o sens naszego, tak szybko przemijającego i niezwykle kruchego, życia na ziemi. Nic więc dziwnego, że św. Paweł, przedłużając jakby wątek Apokalipsy (z pierwszego czytania) upewnia nas (w drugim czytaniu), że dzieje świata zakończą się pomyślnie: „w Chrystusie wszyscy będą ożywieni” (1 Kor 15,22); „jako ostatni wróg, zostanie pokonana śmierć” (1 Kor 15,26).       

Pielgrzymi chętnie w tym czasie wakacyjno-urlopowym odwiedzają sanktuaria maryjne, na ogół miejsca objawień Matki Bożej. Objawienia są to wizje uobecniające postać Maryi przychodzącej od tronu Boga, by nieść ludziom pomoc. Jest Ona zawsze w ślicznej sukni, najczęściej w bieli, czasami w błękicie, niekiedy w czerwieni czy innych barwach. To zawsze jest osoba, urzekająca nie tylko pięknem wewnętrznym, ale także i pięknem zewnętrznym, po prostu ktoś „z duszą i ciałem”. Chyba najlepiej ten aspekt piękna uchwycił młody Tycjan (zm. 1576), który w jednym z kościołów Wenecji namalował Maryję jako powabną kobietę, wręcz zmysłową, i to do tego stopnia, że zamawiający obraz franciszkanie początkowo nie chcieli w ogóle odebrać pracy artysty. Papież Pius XII, ogłaszając w 1950 roku konstytucją apostolską Munificentissimus Deus (Najszczodrobliwszy Bóg) dogmat o wniebowzięciu Maryi, stwierdził:  „Niepokalana Matka Boga, Maryja zawsze Dziewica, po zakończeniu ziemskiego życia z duszą i ciałem została wzięta do chwały niebieskiej” (BF 1086). Gdyby użyć słów psalmu, trzeba byłoby powiedzieć, że „w szacie wzorzystej” (Ps 45,15) zaprowadzono Ją „z radością i z uniesieniem do pałacu króla” (Ps 45,16), czyli do Jej Syna, Jezusa Chrystusa. Nie chciał bowiem Bóg, „aby skażenia w grobie doznała Dziewica, która wydała na świat (…) Dawcę wszelkiego życia” (prefacja). Skoro Maryja przyszła na świat bez grzechu pierworodnego, a przywilej ten otrzymała ze względu na to, że miała być Matką Syna Bożego, nie mogła czekać na pełnię zbawienia aż do końca świata. Przecież już wtedy, gdy został poczęty Zbawiciel, otworzyło się w nadziei niebo dla przyszłych świętych, szczególnie właśnie dla Niej, współpracowniczki w dziele zbawienia. Najlepiej wyraził tę prawdę święty papież Jan Paweł II: „Maryja doskonale zjednoczona z życiem Jezusa i z dziełem zbawienia dzieli z duszą i ciałem Jego przeznaczenie także w niebie” (Audiencja generalna z 2 lipca 1997 r.).To dla Ciebie, Maryjo Wniebowzięta, są te kłosy, kwiaty i zioła, które trzymamy w naszych dłoniach – dzieła Bożej łaski i człowieczego trudu! Przecież to Ty jesteś najpiękniejszym owocem tej ziemi, wzorem ludzkiej współpracy z Bogiem, modelowym prototypem wszystkich świętych! Niechaj niebo dzisiaj jeszcze bardziej rozkwitnie! Są bowiem – jak pisał św. Augustyn (zm. 430) – „w ogrodzie Pana nie tylko róże męczenników, ale i lilie dziewic, bluszcze małżonków, fiołki wdowieństwa” (Kazanie 304).

Tradycja wschodnia mówiła o „zaśnięciu” Maryi, wskazując, że śmierć Maryi miała łagodny charakter, Zachód natomiast – o transitus Mariae, czyli Jej przejściu do nieba, po prostu wniebowzięciu. Wschód jakby patrzył na ziemski kres Maryi od strony świata, tradycja zachodnia zaś – od strony nieba. Kościół urzędowy i naukowa teologia są dość powściągliwi w opisie szczegółów tego wydarzenia, aby nie zniekształcić tajemnicy, która przerasta ludzkie pojmowanie. Wciąż dwa miasta. Efez i Jerozolima, rywalizują między sobą o miejsce zaśnięcia i wniebowzięcia Maryi. Niezwykle ciekawe są w tym względzie wyobrażenia ludowe, które powstawały w ciągu wieków. Nie należy ich odbierać dosłownie, ale uchwycić tylko zasadniczy motyw, jakby poczuć powiew tajemnicy i doświadczyć nieudolności ludzkiego języka, chcącego ubrać tę tajemnicę w zrozumiałe słowa. Św. Grzegorz z Tours, żyjący w VI wieku, streszcza te opisy w swojej Księdze chwały męczenników następująco: „Gdy błogosławiona Maryja zakończyła już bieg swego życia i gdy została powołana z tego świata, zgromadzili się w jej domu wszyscy apostołowie z poszczególnych krain. A gdy usłyszeli, że ona ma zostać zabrana z tego świata, czuwali wraz z nią. I oto Pan Jezus nadszedł ze swymi aniołami, i wziąwszy jej duszę oddał ją aniołowi Michałowi, i odszedł. Rankiem zaś wzięli apostołowie jej ciało, złożyli w grobie, i strzegli je gotowi na przyjście Pana. I oto znowu stanął przed nimi Pan, i wziąwszy święte ciało nakazał ponieść je na chmurze do raju, gdzie teraz, przybrawszy znowu swą duszę i ciesząc się z wybranymi Pana, używa dóbr wiecznych, które nigdy się nie skończą” (r. IV; PL 71,708).

To jest tylko czysto ludzkie, pobożne, ludowe wyobrażenie, ale oddaje ono, nie bez sporego uroku, podniosłość i wagę tamtego niepowtarzalnego czasu, tamtego niepojętego wydarzenia…  

Dzisiaj pogłębiamy naszą wiarę nie tylko w żywot wieczny, ale także w zmartwychwstanie ciał. Pogłębiamy naszą wiarę w sens przemijania, które nie jest bezcelowe, jakieś przypadkowe, ale zmierza do rzeczywistości już nieprzemijającej, do samego Boga i nieba – stanu wiecznej świętości. Uświadamiamy sobie, że nasze życie jest drogą, pielgrzymką, pątniczym szlakiem. Tylu pielgrzymów ostatnio stanęło w kaplicy Cudownego Obrazu na Jasnej Górze w Częstochowie, odczuwając, jakby znaleźli się w obszarze wieczności, w którym Maryja Wniebowzięta wskazuje wszystkim swego Boskiego Syna – Jezusa Chrystusa. U stóp Pani Jasnogórskiej – po tylu dniach wędrowania – czas jakby się zatrzymał, a przestrzeń rozszerzyła aż do nieba. Już nie trzeba iść dalej. Już nie zwiększy się zmęczenie. Już nie pojawi się zwątpienie, że nie dojdę i nie doniosę swojej intencji. Wręcz przeciwnie, świadomość osiągnięcia celu pomnaża wewnętrzną radość. Pątnik ma świadomość, że na pielgrzymce odtworzył w pewnym sensie drogę Maryi, od Jej „fiat” w Nazarecie (por. Łk 1,38) aż po wzięcie do nieba (por. Ap 12,1), a więc jakby zaprojektował swoje życie, które w taki właśnie sposób chce realizować w kolejnych dniach, tygodniach i miesiącach po pielgrzymce… Bo pielgrzymka na Jasną Górę to streszczenie życia ziemskiego człowieka, rekapitulacja codzienności…

A w dzisiejszej Ewangelii sama Maryja udaje się w drogę, z Nazaretu do Ain Karem; skoro „z pośpiechem” (por. Łk 1,39), to pewnie dwa, może nieco ponad dwa, dni wędrowania. „Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona” (Łk 1,42). W górskiej krainie Judei, na peryferiach dzisiejszej Jerozolimy, powstaje pieśń uwielbienia Magnificat. Jest to hymn tych, którzy zdobyli szczyt, osiągnęli cel, ten prawdziwy, trwały, wieczny: „Wielbi dusza moja Pana i raduje się duch mój w Bogu Zbawcy moim” (Łk 1,46-47). „Wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny” (Łk 1,49). „Jego miłosierdzie z pokolenia na pokolenie nad tymi, którzy się Go boją” (Łk 1,50).

Dzisiejsza uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny to święto tych, którzy zauroczyli się darem życia, którzy przeżywają swoją egzystencję w postawie uwielbienia Boga – Magnificat, którzy z ufnością podejmują wszelkie trudy ziemskiego pielgrzymowania i którzy z wytrwałością walczą o wieczność, wierząc w ciał zmartwychwstanie… W żywot wieczny i ciał zmartwychwstanie! Amen.

Długa droga…

8 sierpnia 2021 roku

By nie ulec zniechęceniu, które przydarzyło się Eliaszowi, trzeba uciekać nie w jakąś przygnębiającą samotność pustyni, ale udać się do Jezusa, bo On nas „uwolni od wszelkiego ucisku” (Ps 34,7). Psalmista każe wręcz nam „skosztować Pana” (por. Ps 34,9), czyli skosztować samego Boga. „Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba” (J 6,51) – potwierdza to przekonanie Jezus.

Chleb dlatego tak nam smakuje, bo pozostaje niezbędny do życia, zaraz po wodzie. Ale teraz Jezus podpowiada, że sam Bóg jest jeszcze bardziej niezbędny, niż chleb i woda. Eliasz dopiero wtedy ruszył w drogę, gdy przekonał się o obecności Boga; podpłomyk i dzban z wodą nie wystarczyły. Żydzi szemrzą przeciw Jezusowi, bo nie mogą pojąć, że to On jest Chlebem z nieba i Jego trzeba nade wszystko spożywać, by nie ulec życiowemu zniechęceniu. „Czyż nie jest to Jezus, syn Józefa”? (J 6,42) – szemrzą dalej Żydzi. No właśnie, nie jest! Jezus to Ten, który od Boga pochodzi, tam właśnie „widział Ojca” (J 6,46); On jest Chlebem, który nieba zstąpił.

Gdyby Jezus zechciał zostać królem Izraela i codziennie ludziom rozmnażał chleb, to i tak by ich nie uwolnił od szemrania i zniechęcenia, bo taki chleb nie zapewni nikomu życia pełnego, czyli wieczności. Bez perspektywy wieczności nietrwałe życie ludzkie wciąż byłoby tylko ową goryczą, uniesieniem, gniewem, wrzaskliwością i znieważaniem. „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam – zapewnia uroczyście Jezus: „Kto we Mnie wierzy, ma życie wieczne” (J 6,47). Z Bogiem!

Manna z nieba…

1 sierpnia 2021 roku

Chcąc zrozumieć przesłanie całej liturgii tej pierwszej niedzieli sierpnia, miesiąca żniw, czyli „zbierania chleba z pól”, musimy głębiej wniknąć w czytania mszalne, wyjątkowo dziś bogate w sugestywne obrazy. 

Najpierw zestaw dynamicznych obrazów z pierwszego czytania. Oto Izraelici wędrują przez pustynię, z niewoli egipskiej do Ziemi Obiecanej. Odczuwają trud drogi. Perspektywa własnej ziemi i upragnionej wolności traci swoje piękno, gdy zaczyna coraz bardziej doskwierać głód chleba. Pojawia się szemranie, po co w ogóle ta wolność, okupiona tak wielkim zmęczeniem i narażona na niebezpieczeństwo śmierci w drodze (por. Wj 16,2). Czyż nie lepiej było pozostać w niewoli i tam dożyć sędziwego wieku, jedząc „chleb do sytości” (Wj 16,3)? Wędrówka Izraelitów przez pustynię to, oczywiście, symbol ludzkiego życia, jego nieubłaganego ruchu, konieczności ufnego zdania się na Boga i determinacji w dążeniu do celu. I oto Bóg obiecuje Mojżeszowi „chleb z nieba na kształt deszczu” (Wj 16,4). Izraelici mają taki pokarm zbierać każdego dnia według potrzeby dziennej; chodzi o to, by nie robili zapasów, ale całkowicie zawierzyli Bogu, że On kolejnego dnia znowu zatroszczy się o swój lud. I rzeczywiście, nazajutrz po tej rozmowie Boga z Mojżeszem, leżało na pustyni „coś drobnego, ziarnistego, niby szron na ziemi” (Wj 16,14). Ludzie pytali: Manhu, to znaczy: Co to jest? (por. Wj 16,15), a Mojżesz odpowiadał: „To jest chleb, który daje wam Pan na pokarm” (Wj 16,15). Sposób, w jaki ten chleb się pojawiał, bardzo czytelnie wskazywał, że jest to pokarm z nieba, od samego Boga, niewypracowany ludzkimi rękami: „On z góry wydał rozkaz chmurom/ i bramę nieba otworzył./ Jak deszcz spuścił mannę do jedzenia,/ podarował im chleb niebieski” (Ps 78,23-24)

Drugi zestaw obrazów znajduje się w Ewangelii. Chodzi tu najpierw o obraz „przeciwległego brzegu Jeziora” (J 6,25), oczywiście Jeziora czy Morza Galilejskiego. Życie ludzkie osiągnie swój cel, gdy dostaniemy się bezpiecznie właśnie na „ten drugi brzeg”. Tam też jest życie, nawet lepiej: dopiero tam jest życie pełne, prawdziwe, niezmącone złem i przemijaniem, życie w Bogu. Rzecz charakterystyczna, że tłumy szukają z początku Jezusa w Kafarnaum, (por. J 6,24), czyli w Jego mieście, gdzie się zatrzymuje na nocleg. Gdy Go tutaj nie znajdują, przybywają właśnie na ten drugi brzeg jeziora (morza) i spotykając Go tam ku swojej radości, pytają jakby instynktownie: „Rabbi, kiedy tu przybyłeś?” (J 6,25). Jak to kiedy? – można odpowiedzieć pytaniem na pytanie. Czyżby zapomnieli, że ten drugi brzeg symbolizuje niebo, a więc to miejsce, nie Kafarnaum, które jest Jego wiecznym domem? Ci ludzie szukają jednak Jezusa dlatego, że nasycili się cudownie rozmnożonym przez Niego chlebem; nie potrafią natomiast zrozumieć, że Jezusowi chodziło przecież o coś znacznie głębszego niż tylko pokarm doczesny: „Szukacie Mnie nie dlatego, że widzieliście znaki, ale dlatego, że jedliście chleb do syta” (J 6,26).

Jakże to musi być bolesna skarga Jezusa, skoro poprzedza On ją podwójnym słowem Amen: „Amen, amen – zaprawdę, zaprawdę powiadam wam” (J 6,26). Tym razem zabrakło ze strony ludzi tego słynnego pytania: Manhu, to znaczy: Jezu, co to jest? na czym polega najgłębszy sens Twojego cudu? czego symbolem pozostaje ten rozmnożony chleb? Potraktowano Jezusa czysto narzędziowo, w nadziei, że będzie On teraz wszystkim cudownie, za darmo, dostarczał codziennego chleba, jak niegdyś ich przodkom czynił Bóg zsyłając mannę na pustyni. Tymczasem Jezusowi chodziło o coś innego: o to, by cudowne rozmnożenie chleba postrzegać jako „znak” rzeczywistości o wiele ważniejszej, głębszej i bogatszej, aczkolwiek niewidzialnej: „Zabiegajcie nie o ten pokarm, który niszczeje, ale o ten, który trwa na życie wieczne” (J 6,27). Z Bogiem!

Wszystkie wydarzenia, i te z pustyni, i te z okolic Jeziora Galilejskiego, miały tak naprawdę jeden cel: podprowadzić ludzi pod zrozumienie zasadniczego przekonania wiary, że oto sam Jezus jest Chlebem życia, a kto w Niego wierzy, nigdy łaknąć nie będzie: „Chlebem Bożym jest Ten, który z nieba zstępuje i życie daje światu” (J 6,33). W głodzie codziennego chleba, tego chleba, który podtrzymuje nasze życie doczesne, odsłania się głód najbardziej podstawowy, głód wieczności, głód życia Bożego w nas, głód ludzkiej egzystencji wolnej od grzechu, cierpienia i śmierci. Musimy więc w tym miejscu wprowadzić korektę do mądrości Księgi Syracha, że trzy są najważniejsze potrzeby człowieka, mianowicie „woda, chleb i odzienie” (Syr 29,21); otóż, jest trochę inaczej: trzy najważniejsze potrzeby człowieka to: Bóg, nasze zjednoczenie z Nim już tu na ziemi i wieczne trwanie w Jego niebiańskim domu.

I wreszcie, drodzy, ostatni obraz, który pochodzi z Listu św. Pawła do Efezjan. Apostoł Narodów wypowiada się o „starym” i „nowym” człowieku: „Trzeba porzucić dawnego człowieka, który ulega zepsuciu na skutek zwodniczych żądz, (…) i przyoblec się w człowieka nowego, stworzonego na obraz Boga, w sprawiedliwości i prawdziwej świętości” (Ef 4,22.24). Jak sposób odżywiania specyfikuje różne rasy ludzkie, tak spożywanie „Chleba z nieba” kształtuje w nas „nowego człowieka”, doskonalszego w miłości Boga i bliźniego. To z pewnością nie przypadek, że w okresie wakacyjno-urlopowym przez kilka niedziel słyszymy fragmenty Ewangelii Janowej o „Chlebie żywym”. W tym czasie bowiem istnieje silniejsza niż zazwyczaj pokusa, by zwolnić się z niedzielnej Mszy Świętej, rzekomo odpocząć sobie od stałego obowiązku; jest to pogańskie, próżne myślenie (por. Ef 4,17). No właśnie okres wakacyjno-urlopowy to najdogodniejszy czas, aby przemyśleć i udoskonalić swój udział w Eucharystii. Nikt nie zregeneruje swych sił fizycznych, jeśli jednocześnie nie odnowi w sobie przede wszystkim ducha. To Bóg jest przecież źródłem naszego i ludzkiego, i chrześcijańskiego dynamizmu. Jezus mówi, że człowiek, który przychodzi do Niego, nie będzie ani łaknął, ani pragnął – a więc, skoro tu o duszy mowa, taki człowiek pozostanie napełniony Bogiem. Okazuje się zatem, że my mamy Boga nade wszystko prosić „o Boga”, czyli o to, by On sam był naszym życiem.        

Do syta!

25 lipca 2021 roku

Cudowne nakarmienie tłumów rozpoczyna się od nieco prowokacyjnego pytania Jezusa skierowanego do Filipa: „Gdzie kupimy chleba, aby oni się najedli?” (J 6,5). Ten apostoł, wymieniany zawsze w katalogu Dwunastu na piątym miejscu (np. Mk 3,18), nosił imię greckie, aczkolwiek pochodził z żydowskiej Betsaidy (por. J 1,44). Teraz, myśląc kategoriami czysto ekonomicznymi, odpowiada Jezusowi, że za dwieście denarów nie sposób kupić tyle chleba, by nakarmić takie tłumy (por. J 6,7). „Dwieście denarów” – to na pozór spora kwota. Zwykły, niewykwalifikowany robotnik zarabiał zwyczajowo jednego denara w ciągu dnia. Grupa dwunastu uczniów Jezusa ma zaoszczędzonych dwieście denarów, czyli 16-17 każdy. A zatem jak wielkie muszą być te tłumy, skoro dwieście denarów nie wystarczy, by „każdy (…) mógł choć trochę otrzymać” (J 6,7)?

W dyskusję  włącza się Andrzej, który zna chłopca mającego pięć chlebów jęczmiennych i dwie ryby, czyli typowy dla mieszkańców tego regionu posiłek rodzinny (por. (J 6,9). Andrzej jest jeszcze bardziej sceptyczny niż Filip: jeśli dwieście denarów nie wystarczy, to tym bardziej te pięć chlebów i dwie ryby, bo „cóż to jest dla tak wielu?” (J 6,9). Jakby obydwaj, i Filip, i Andrzej, zapomnieli, że przecież w historii ich narodu zdarzały się już cuda nakarmienia dokonywane za pośrednictwem proroków. Oto, choćby tysiąc lat wcześniej, Elizeusz, który od pewnego człowieka otrzymał „dwadzieścia chlebów jęczmiennych”, rozdziela je „między stu ludzi”, a ci karmią się do syta, zostawiając jeszcze „resztki” (por 2 Krl 4,42-44).

Dla uczniów Jezusa jakby wybiła teraz godzina próby. W Ewangelii według św. Marka, ta próba jest jeszcze mocniejsza, gdyż Jezus mówi do nich: „Wy dajcie im jeść” (Mk 6,37). Za chwilę jednak sam Jezus przystępuje do decydującego działania: prosi, aby ludzie usiedli (po grecku: rozłożyli się; J 6,10) na trawie, dokładnie tak, jak do jakiejś uczty w plenerze, a On bierze te pięć chlebów i te dwie ryby, odmawia modlitwę dziękczynną i rozdaje tłumom (por. J 6,11).

Jezus nie zaczynał od zera, ale od tego, co ludzie posiadali, jakby chcąc podkreślić ich współudział w tym cudownym wydarzeniu; przecież ten chłopiec mógł egoistycznie nie oddać chlebów i ryb, zachowując wszystko dla siebie i swojej rodziny. Znam interpretację uczonych, tych o mentalności oświeceniowej, którzy twierdzą, że Jezus nie tyle rozmnożył chleb i ryby, ile raczej wygłosił tak wzniosłą i płomienną mowę o konieczności pomagania bliźnim, iż ludzie w tłumie, którzy posiadali zapas chleba (i ryb), zaczęli dzielić się z innymi – i powstało wrażenie jakby cudownego rozmnożenia dóbr. Gdyby tak było, każdy mógłby pretendować do roli cudotwórcy. Błyskotliwe przemówienia prezydentów, premierów czy ministrów różnych krajów świata wystarczyłyby na pokonanie wszelkich kryzysów ekonomicznych.

Jezus zaś – nie chcąc być królem ds. czysto ziemskich – usunął się za górę, unikając w ten sposób niechcianej intronizacji (por. J 6,15). A ludzie wracali do domów, nucąc pewnie w sercu słowa Ps 145: „Ty otwierasz swą rękę/ i karmisz do syta wszystko, co żyje” (Ps 145,16). Z Bogiem!

Trochę wytchnienia

18 lipca 2021 roku

„Wypocznijcie nieco” (Mk 6, 31).

Kontekstem tej łagodnej sugestii Jezusa jest powrót grona Dwunastu z misji nauczania; mieli oni, nie biorąc ze sobą ani chleba, ani torby, ani pieniędzy, udać się po dwóch do różnych miejscowości, by wzywać do nawrócenia, wypędzać złe duchy i uzdrawiać (por. Mk 6,7-13). Wszystko wskazuje, że ta ich pierwsza misja zakończyła się sukcesem: „tak wielu bowiem przychodziło i odchodziło, że nawet na posiłek nie mieli czasu” (Mk 6,31b).

Chcąc więc zaznać teraz odpoczynku, uczniowie wraz z Jezusem odpływają łodzią „na pustkowie (na puste miejsce)” (Mk 6,32). Są przekonani, że tam pozostaną przez jakiś czas sami i wypoczną nieco. Jednakże działalność Jezusa wzbudza tak wielki entuzjazm, że ludzie nie chcą Go w ogóle stracić z oczu. Widzą, jak wraz uczniami odpływa, dlatego zbiegają się ze wszystkich stron właśnie na ten drugi brzeg. Ewangelista wskazuje, że niektórzy z tych, którzy dostają się tam pieszo, czyli drogą okrężną, wyprzedzają płynących łodzią uczniów wraz z Jezusem. Józef Flawiusz przekazał, że Jezioro Galilejskie, o kształcie harfy, było szerokie na siedem i pół kilometra i długie na prawie dwadzieścia sześć kilometrów, a wodę miało „czystą, ponieważ jezioro ze wszystkich stron zamykał kamienisty i piaszczysty brzeg” (Wojna żydowska 3,507).

Co tu dużo mówić – tereny wokół Jeziora Galilejskiego stanowiły idealne miejsce, gdzie dało się zaznać upragnionego wytchnienia. Chciałoby się tutaj powtórzyć słowa Pieśni słonecznej św. Franciszka z Asyżu (zm. 1226): „Pochwalony bądź, Panie mój, przez siostrę wodę, która jest bardzo pożyteczna i pokorna, i cenna, i czysta”. Ale gdy Jezus dobija do brzegu, zamiast oczekiwanego pustkowia, widzi „wielki tłum” (Mk 6,34).

„I zaczął ich nauczać” (Mk 6,34), to znaczy: kontynuował pracę, ujmując w ludzkie słowa to wszystko, o czym wiedział jako Bóg przychodzący z nieba. A oni teraz doznawali wytchnienia, i fizycznego, i duchowego; bo to nie tylko ta czysta woda jeziora, ale nade wszystko Jezusowa nieskażona nauka przynosiła im prawdziwe orzeźwienie. Także i pracującemu Jezusowi – bo gdy dzień dobiegnie kresu i uczniowie oraz tłumy będą już wracać do domów, On jeszcze „odejdzie na górę, aby się modlić” (Mk 6,46); będzie z satysfakcją rozmawiał ze swoim Ojcem w niebie, że pomimo ludzkiego zmęczenia wypełnił na ziemi kolejne Jego zadanie.

Pójdźcie i wy sami osobno na pustkowie i wypocznijcie nieco – mówi Jezus do każdego z nas. Tylko pamiętajmy, by zachwycając się pięknem przyrody, coraz mocniej zaprzyjaźniać się z Bogiem, dostrzegając Go jako Stwórcę słońca, wody i wiatru, tych naszych „braci i sióstr”; nie zapomnijmy więc o tym, by odpoczywając, napełniać się nieustannie Jego ożywczym Duchem, który przynosi pojednawczy pokój, wysłużony przez krzyż Chrystusa. Pochwalony bądź, mój Panie, ze wszystkimi Twoimi stworzeniami! Laudato si, mi Signore! Z Bogiem.

Pra-ewangelizacja…

11 lipca 2021 roku

Oto Jezus przywołuje do siebie dwunastu swoich najbliższych uczniów i rozsyła ich po dwóch z misją ewangelizacyjną. Tuż przed wyruszeniem w drogę otrzymują oni ważną instrukcję podróżną: mają nie brać ze sobą ani chleba, ani drugiej szaty, ani pieniędzy w trzosie; chodzi o to, by w swym utrzymaniu pozostawali oni całkowicie zależni od tych, którym głosić będą naukę. „Gdy do jakiegoś domu wejdziecie – pouczał Jezus swoich ewangelizatorów – zostańcie tam, aż stamtąd wyjdziecie. Jeśli w jakimś miejscu was nie przyjmą i nie będą was słuchać, wychodząc stamtąd, strząśnijcie proch z nóg waszych na świadectwo dla nich!” (Mk 6,10-11).

Domyślamy się, że ich misja obejmowała na razie tylko okoliczne tereny żydowskie. „Oni więc wyszli i wzywali do nawracania się. Wyrzucali też wiele złych duchów, a wielu chorych namaszczali olejem i uzdrawiali” (Mk 6,12-13). To była jakby dopiero taka pra-ewangelizacja…

Prawdziwa, wielka i owocna misja uczniów Jezusa, już jako Apostołów, czyli wysłanników, miała bowiem rozpocząć się dopiero po Jego śmierci i zmartwychwstaniu. Wtedy właśnie usłyszeli oni od wskrzeszonego Pana polecenie: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu…” (Mk 16,15). I wtedy Kościół wyruszył w swoją podróż dookoła świata, która trwa aż do dzisiaj. Z Bogiem!

Moc w słabości…

4 lipca 2021 roku

„Dany mi został oścień dla ciała, wysłannik szatana, aby mnie policzkował” (2 Kor 12,7).

Grecki rzeczownik skolops (oścień) stał się w kulturze symbolem upokarzającego doświadczenia, które niepokoi człowieka, utrudniając mu wykonywanie funkcji. Święty Paweł nawet trzykrotnie prosił Boga, by zabrał mu to doświadczenie, ale Bóg odpowiedział: Dasz radę, w tej słabości jeszcze bardziej wykrystalizuje się prawdziwa moc.

I wtedy Paweł zrozumiał, że im bardziej po ludzku niedomaga, tym wyraźniej ujawnia się w nim Boża moc (por. 2 Kor 12,9-10). I stwierdza: „Mam upodobanie w moich słabościach, w obelgach, w niedostatkach, w prześladowaniach, w uciskach z powodu Chrystusa” (2 Kor 12,10).

Każdy z nas spotyka się nieustannie z jakąś przeciwnością, która może przeszkadzać w swobodnym wykonywaniu zadania; czasami jest to coś poważnego, a czasami coś naprawdę drobnego, ale niezwykle uciążliwego – po prostu oścień.

Dlatego niech nam w tego typu sytuacjach towarzyszy zawsze ta mądra puenta, że w ludzkich słabościach jeszcze bardziej ujawnia się moc Boża; nie moja, ludzka moc, bo ta jest raczej słabością, ale Boża moc, ta prawdziwa moc z góry. „Do Ciebie wznoszę oczy, który mieszkasz w niebie” (Ps 123,1).  

Miłej niedzieli!

Był czerwiec…

30 czerwca 2021 roku

Cały miesiąc uczestniczyłem w ślicznych nabożeństwach czerwcowych w małym kościele zakonnym na lewym brzegu Narwi.

Najświętsze Serce Jezusa, zmiłuj się nad nami!

Noc ustępuje dniowi…

27 czerwca 2021 roku

Obie kobiety z Ewangelii łączy liczba dwanaście; od tylu lat ta starsza chorowała na krwotok, przez tyle lat z kolei ta młodsza cieszyła się życiem.

Dzień i noc mają właśnie przeciętnie po dwanaście godzin. Można więc powiedzieć, że dla kobiety chorej na krwotok te ostatnie dwanaście lat życia to była jakaś ciemna noc; z kolei dla córki Jaira dwanaście lat dziecięcego życia to był pogodny dzień.

Obydwa cuda Jezusa jakby skróciły noc, a wydłużyły dzień; dokładnie takie właśnie zjawisko astronomiczne przeżywaliśmy w tym tygodniu, najdłuższy dzień i najkrótszą noc w roku. Dzięki wierze bowiem w naszym życiu światłość dominuje nad ciemnością, jak latem dzień nad nocą. „Płacz nadchodzi z wieczora, a rankiem wesele” (Ps 30,6).

Wieczność będzie już jednym wielkim dwudziestoczterogodzinnym dniem pozbawionym zupełnie nocy, to znaczy będzie szczęśliwym życiem wolnym od śmierci i cierpienia: „Boże mój i Panie, będę Cię sławił na wieki” (Ps 30,13).

Miłej niedzieli!             

Dziewięć w skali Beauforta!

20 czerwca 2021 roku

Gdy „zapadł wieczór” (Mk 4,35), Jezus zasugerował uczniom „przeprawić się na drugą stronę” (Mk 4,35).

Musieli być już gdzieś na środku jeziora, skoro Jezus zdążył zasnąć w tyle łodzi na wezgłowiu (por. Mk 4,38). „Nagle zerwał się gwałtowny wicher. Fale biły w łódź, tak że łódź już się napełniała wodą” (Mk 4,37).

Skala Beauforta, służąca do pomiaru siły wiatru na morzu, opracowana w XIX wieku przez irlandzkiego hydrografa Francisa Beauforta (zm. 1857), obejmuje dwanaście stopni, od zupełnej ciszy na morzu do spienionego, niemal białego morza, pulsującego ogromnymi falami. Osiem w Skali Beauforta to już sztorm; dziewięć – silny sztorm; dziesięć – bardzo silny sztorm; jedenaście – gwałtowny sztorm; dwanaście – huragan. Ewangelista sugeruje nawałnicę, a więc gdzieś pewnie przynajmniej z dziewięć w Skali Beauforta.

Uczniowie zdają sobie sprawę z tego, że znajdują się w niebezpieczeństwie utraty życia, skoro budząc Jezusa, krzyczą: „Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?” (Mk 4,38). Oczywiście, podobnego zagrożenia życia doświadczają ludzie w innych łodziach, płynących niedaleko nich (por. Mk 4,36). Na Jeziorze Galilejskim burze rozpoczynały się tak nieoczekiwanie, że rybacy na ogół nie oddalali się zanadto od brzegów. Tymczasem to sam Jezus zasugerował, aby mimo zmierzchu przepłynąć na drugi brzeg.

Uczniowie zaufali Mu tak naiwnie, że nawet nie pomyśleli o możliwości nieoczekiwanej burzy. I oto teraz irytuje ich jeszcze ta Jego zupełna beztroska: śpi jak gdyby nic złego się działo. Mając obok siebie Jezusa, który uczynił już przecież kilka cudów, chyba jednak powinni mieć więcej wiary i mniej lęku: „Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże brak wam wiary!” (Mk 4,40). Św. Efrem Syryjczyk (zm. 373) pisał o śpiącym Jezusie na wezgłowiu: „Łódź niosła Jego człowieczeństwo, a moc Jego Bóstwa niosła łódź oraz wszystkich, którzy w niej byli” (Homilia o naszym Panu, 52). Z Bożej perspektywy, mimo szalejącej pośród wieczornych ciemności burzy, faktycznie nic złego się nie działo, wszystko było w rękach Bożej Opatrzności.

Zbudzony Jezus nie tyle denerwuje się na uczniów, ile na wicher: „Powstawszy, zgromił wicher” (Mk 4,39); św. Atanazy Wielki (zm. 373) powie: „połajał morze” (List 29). Bo rzeczywiście, słowa, których Jezus użył wobec jeziora, są zadziwiające: „Milcz, ucisz się!”, a dosłownie po grecku: „Milcz, załóż sobie kaganiec, zamknij się!” (Mk 4,39). To tak jakby ktoś chciał odpędzić od siebie szczekającego za nim psa! I faktycznie, „wicher się uspokoił i nastała głęboka cisza” (Mk 4,39). Zero w Skali Beauforta! W tej głębokiej ciszy zrodził się w uczniach inny lęk, Boży lęk, a więc ten pozytywny, o który kapłan modlił się w kolekcie mszalnej: „Boże, obdarz nas ustawiczną bojaźnią i miłością Twojego świętego Imienia”. „Oni zlękli się bardzo i mówili między sobą: Kim On jest właściwie, że nawet wicher i jezioro są Mu posłuszne?” (Mk 4,41).

Według Starego Testamentu, panowanie nad żywiołami przyrody jest klarowną oznaką obecności Boga (por. Hi 38,11).

Na Jeziorze Galilejskim, w tej głębokiej ciszy po gwałtownej burzy, ujawniało się nowe stworzenie; oto dwunastu ludzi wypróbowanych przez straszny żywioł morski zaczyna teraz głębiej pojmować Jezusa, już nie tylko czysto zewnętrznie, jako niezwykłego Nauczyciela, ale przede wszystkim wewnętrznie, duchowo, według Bożej łaski i dojrzałej wiary, jako Pana świata: „Jeśli nawet według ciała poznaliśmy Chrystusa, to już więcej nie znamy Go w ten sposób. Jeżeli więc ktoś pozostaje w Chrystusie, jest nowym stworzeniem. To, co dawne, minęło, a oto wszystko stało się nowe” (2 Kor 5,16-17). Ci odnowieni na duchu uczniowie naprawdę przeprawili się bezpiecznie na drugi brzeg, z tego brzegu nieufności i niedowierzania na ten brzeg wiary i pewności. Chrystus płynący z nimi jest przecież wszechmocnym Bogiem, dlatego nawet wicher i jezioro pozostają Mu całkowicie posłuszne, a uczniowie stuprocentowo bezpieczni!

Nikomu z nas, płynącym w łodzi życia na ten drugi brzeg, ku wieczności, nie jest obce doświadczenie nieoczekiwanej burzy. Śmierć bliskiej osoby, ciężka choroba w rodzinie, utracona praca, zdradzona czy zerwana miłość, jakieś oszczerstwo rzucone na nas – to są te wzburzone fale naszego jeziora; czasami jest to nawet huragan, czyli dwanaście w Skali Beauforta, gdy morze staje się całkowicie białe, spienione, pokryte bryzgami, a wszelkie konstrukcje ulegają niszczeniu. Jak łatwo wtedy, w tak ograniczonej widoczności, nie dostrzec obok siebie Boga! Czy stać nas wówczas choćby na tę małą wiarę uczniów, budzących Jezusa z krzykiem: „Panie, ratuj, giniemy!” (por. Mt 8,25)?

Miłej niedzieli!  

Niewidzialny dynamizm…

13 czerwca 2021 roku

Jezus w Ewangelii opowiada dwie proste przypowieści o mocy Boga działającej w nas, byśmy osiągnęli zbawienie. Obie pochodzą z wczesnego okresu nauczania Jezusa, dlatego są mniej wyrafinowane niż te późniejsze, ale na pewno nie mniej urokliwe, wynikające z Jego bacznej obserwacji realiów życia codziennego w Galilei. Ta pierwsza przypowieść nosi tytuł O zasiewie, ta druga, słynniejsza, O ziarnku gorczycy.

Oto ktoś wrzuca w ziemię nasienie i niezależnie od tego, czy on sam śpi, czy czuwa, we dnie czy w nocy, nasienie kiełkuje i rośnie; nawet botanicy nie wiedzą dokładnie, jak to się dzieje, bo ukryta w całym tym procesie moc Boża jest przecież niewidzialna; nasienie przeradza się w źdźbło, potem wyłania kłos, wreszcie wydaje nowe ziarna w tym kłosie (por. Mk 4,26-29). Na ile zatem mamy świadomość, że jako ludzie dojrzewamy do owego czasu żniw, czyli Bożego sądu, dzięki mocy nadprzyrodzonej działającej w nas w sposób niewidzialny? To Bóg nas budzi każdego rana i daje nam warunki, byśmy owocowali. Czyż każda niedziela, kiedy człowiek przestaje pracować, nie jest wyznaniem naszej wiary, że bez Boga nic dobrego nie jesteśmy w stanie uczynić? Czyż nasza poranna i wieczorna modlitwa nie stanowi wyznania wiary, że zawsze u podstaw wszelkiego dobrego działania tkwi Boża łaska? Naprawdę, trzeba być ślepym, by chcieć wszystko wyjaśniać bez Boga, nie widząc przez wiarę Jego samego…

I druga przypowieść – o ziarnku gorczycy (po grecku kokko sinapeos; Mk 4,31). Jezus przez chwilę nawet zastanawia się, jaką przypowieść ułożyć, jak gdyby głośno myśli: „z czym porównamy królestwo Boże?” (Mk 4,30). I przypomina sobie o ziarnku gorczycy (czyli roślinie z rodziny kapusiowatych; zresztą, gorczyca czarna to inaczej kapusta czarna), które określa „najmniejszym ze wszystkich nasion na ziemi”, bo tak się wówczas wydawało, aczkolwiek to nieprawda – były i są jeszcze mniejsze ziarna (choćby ziarna storczyka – 0,008 grama); jednakże to małe ziarno, wprawdzie nie najmniejsze, wyrastało szybko w wielki krzew, „większy od innych jarzyn”, osiągający nawet 4-5 metrów wysokości, chociaż na ogół gorczyce rosnące wokół Jeziora Galilejskiego miały ok. półtora metra wysokości. Jezusowi chodzi o pokazanie, jak z czegoś maleńkiego wyrasta w niedługim czasie coś wielkiego, jak intensywnie dokonuje się zbawienie, u podstaw którego tkwi niewidzialne Boże działanie. Obraz ptaków gnieżdżących się w cieniu takich krzewów znowu przekonuje, że dzieło Boże zawsze przynosi ukojenie, spełnienie, pokój (por. Mk 4,31-32). Innym razem Jezus powie, że nasza wiara powinna być przynajmniej taka jak ziarnko gorczycy: „Jeśli będziecie mieć wiarę jak ziarnko gorczycy, powiecie tej górze: Przesuń się stąd tam!, a przesunie się (…)” (Mt 17,20); „gdybyście mieli wiarę jak ziarnko gorczycy, powiedzielibyście tej morwie: Wyrwij się z korzeniem i przesadź się w morze!, a byłaby wam posłuszna” (Łk 17,6).

Ta przypowieść znowu brzmi jak rachunek sumienia: Czy jest w nas aż takie zaufanie wobec Boga, wobec Jego niezwykłej mocy, czy jest w nas przekonanie, że On nawet z czegoś małego może wyprowadzić wielkie dobro? Oczywiście, tu nie chodzi o to, by Bogu dyktować warunki, używać Jego mocy do naszych doraźnych celów, ale o świadomość, że niczego dobrego nie uczynimy sami z siebie, bez Jego łaski.

Boże, my winniśmy „rano głosić Twoją łaskawość” (Ps 92,3) – czyli jakby uprzednio, nim jeszcze sami włożymy jakiś wysiłek w dzieło naszego zbawienia – „a wierność Twoją nocami” (Ps 92,3). Miłej niedzieli!

Skończyłem 31 lat…

9 czerwca 2021 roku

Od 31 lat jestem kapłanem, wyświęconym w Katedrze Płockiej 9 czerwca 1990 roku.

Z dzisiejszej liturgii mszalnej wybieram fragment pierwszej zwrotki Psalmu 99:

„Wysławiajcie Pana, naszego Boga,/ padajcie przed podnóżkiem stóp Jego, bo On jest święty./ Wśród Jego kapłanów są Mojżesz, Aaron i Samuel” (w. 5-6).

Oraz ja, OCZYWIŚCIE. Z Bogiem!

Nowa rodzina amoris laetitia…

6 czerwca 2021 roku

„Jezus przyszedł z uczniami swoimi do domu, a tłum znów się zbierał, tak że nawet posilić się nie mogli” (Mk 3,20).

Socjologia określa takie przyciąganie tłumów słowem charyzma. Człowiek obdarzony charyzmą ma w sobie coś niewyprowadzanego z czynników naturalnych; dostrzega się w nim jakąś iskrę nadprzyrodzoną, która swoim ogniem zapala innych. Skoro Jezus jest Wcielonym Synem Bożym, nie mogło być inaczej; do istoty Boga należy przecież przyciąganie do siebie ludzi: „U Pana jest bowiem łaska,/ u Niego obfite odkupienie” (Ps 130,7).

Osoba z charyzmą zawsze ma także swoich przeciwników, nie z własnej winy na ogół, lecz z winy tych właśnie przeciwników. Oni próbują bowiem tę charyzmę weryfikować, stawiając rozmaite hipotezy: A może tu nie chodzi wcale o uwarunkowania nadprzyrodzone Jezusa, tylko jakieś nieznane faktory psychologiczne? A może tu mamy wprawdzie do czynienia z uwarunkowaniami nadprzyrodzonymi, ale nie Boskimi, tylko szatańskimi? Obydwie hipotezy pojawiają się w dzisiejszej Ewangelii.

Oto najpierw bliscy Jezusa, czyli pewnie Maryja i Jego krewni (por. Mk 3,31), starają się Go namówić, by zaprzestał działalności publicznej, gdyż według niektórych opinii ludzkich sprawia wrażenie, jakby „odszedł od zmysłów” (Mk 3,21). Ewangeliści nie tuszują tego przykrego zarzutu, wiedząc doskonale, że stawiany on był Jezusowi tylko przez krótki czas i wiązał się z pierwotnym zaskoczeniem, jakie niezauważalny dotąd Cieśla z Nazaretu wzbudził w swoim środowisku, gdy począł nauczać.

A czyż nam nie zdarzyło się nigdy pomyśleć lub powiedzieć o kimś, kto pozostaje całkowicie oddany jakieś sprawie, że jest szaleńcem? Czyż święci i błogosławieni nie byli faktycznie takimi Bożymi szaleńcami? Czyż św. Teresa od Dzieciątka Jezus (zm. 1897) nie pisała w Dziejach duszy:  „Teraz nie pragnę już niczego, jak tylko do szaleństwa kochać Jezusa” (A 82v)? Z jakim to wielkim entuzjazmem musiał Jezus głosić, że nadeszło już Boże zbawienie, skoro przykuci mentalnie do ziemi ludzie podejrzewali Go, iż „odszedł od zmysłów”? Te niecne zarzuty złych ludzi są jednocześnie miarą charyzmy, którą Jezus ujawniał podczas swojej publicznej działalności! Ta charyzma jakby pozostawała dla niektórych nie do udźwignięcia! I właśnie z tej racji już niebawem upadło sprowadzanie jej do obłędu, trzeba było bowiem jak najszybciej znaleźć jakieś bardziej racjonalne wyjaśnienie.

Psychologiczna ocena Jezusa ustąpiła więc miejsca ocenie teologicznej. Oto uczeni w Piśmie, którzy przybyli z Jerozolimy (por. Mk 3,22), a więc eksperci wyższej rangi, nie stawiają Mu już zarzutu bycia religijnym fanatykiem, lecz podejrzewają Go o związki z szatanem: „Ma Belzebuba i mocą władcy złych duchów wyrzuca złe duchy” (Mk 3,22); lub mówiąc krócej: „Ma ducha nieczystego” (Mk 3,30). Jezus od razu dostrzega brak logiki w takim oskarżeniu: „Jak może Szatan wyrzucać Szatana? Jeśli jakieś królestwo jest wewnętrznie skłócone, takie królestwo nie może się ostać. I jeśli dom wewnętrznie jest skłócony, to taki dom nie będzie mógł się ostać. Jeśli więc Szatan powstał przeciw sobie i jest z sobą wewnętrznie skłócony, to nie może się ostać, lecz koniec z nim” (Mk 3,23-26).

W takim kontekście Jezus wypowiada się o grzechu przeciwko Duchowi Świętemu: „Kto by zbluźnił przeciw Duchowi Świętemu, nigdy nie otrzyma odpuszczenia, lecz winien jest grzechu wiecznego” (Mk 3,29). Święty Jan Paweł II w encyklice Dominum et vivificantem (1986) wyjaśniał: „Bluźnierstwo [to] nie polega na słownym znieważeniu Ducha Świętego; polega natomiast na odmowie przyjęcia tego zbawienia, jakie Bóg ofiarowuje człowiekowi przez Ducha Świętego, działającego w mocy Chrystusowej ofiary Krzyża. (…) Człowiek pozostaje zamknięty w grzechu, uniemożliwiając ze swej strony nawrócenie – a więc i odpuszczenie grzechów, które uważa za jakby nieistotne i nieważne w swoim życiu. Jest to stan duchowego upadku, gdyż bluźnierstwo przeciwko Duchowi Świętemu nie pozwala człowiekowi wyjść z samozamknięcia i otworzyć się w kierunku Boskich źródeł oczyszczenia sumień i odpuszczenia grzechów” (n. 46).

W dawnych katechizmach wymieniano sześć tego typu sprzeciwów wobec Ducha Świętego: 1) grzeszyć zuchwale w nadziei miłosierdzia Bożego; 2) rozpaczać albo wątpić w łaskę Bożą; 3) odrzucać uznaną prawdę chrześcijańską; 4) nie życzyć lub zazdrościć bliźniemu łaski Bożej; 5) mieć serce zatwardziałe na zbawienne natchnienia; 6) umyślnie zaniedbywać pokutę aż do śmierci.

Ewangelia dzisiejsza kończy się optymistycznie. Oto Jezus, posądzany wcześniej o szaleństwo i związki z szatanem, spogląda na słuchający Go uważnie tłum ludzi i stwierdza: „Kto pełni wolę Bożą, ten Mi jest bratem, siostrą i matką” (Mk 3,35). W ten sposób jakby poszerza się krąg krewnych Jezusa, chrześcijanie bowiem żyjący zgodnie z wolą Bożą tworzą Jego nową rodzinę. Kościół jest właśnie taką rodziną Jezusa! Nową rodziną amoris laetitia! A zatem: „Pokładam nadzieję w Panu,/ dusza moja pokłada nadzieję w Jego słowie,/ dusza moja oczekuje Pana. Bardziej niż strażnicy poranka” (Ps 130,5-6). Z Bogiem.

Był maj…

31 maja 2021 roku

Cały miesiąc uczestniczyłem w ślicznych nabożeństwach majowych w małym kościele zakonnym na lewym brzegu Narwi.

Bądź pozdrowiona, pełna łaski Maryjo!

1 + 1 + 1 = 1.

30 maja 2021 roku

Powiedzieć, że Bóg jest Jeden, ale w Trzech Osobach, to wyrazić najgłębszą tajemnicę Boskiego życia, w ścisłym języku teologicznym – życia trynitarnego. Kiedy bowiem mówimy, że Bóg jest Trójcą Osób, to wtedy niejako wyobrażamy sobie do pewnego stopnia, na czym właściwie polega to Jego życie, a nawet można powiedzieć: życie codzienne (chociaż w wieczności czas nie płynie, trwa jedna wielka niedziela).

Ojciec niebieski miłuje Syna, Syn – Ojca, a Ich wzajemne oddanie się w miłości to Duch Święty. Nie ma więc takiego działania Boga, którego nie wykonywałyby wszystkie trzy Osoby Boskie jednocześnie, chociaż każda według swojej osobowej właściwości. Życiem codziennym Boga jest po prostu miłość.

Ks. Jan Twardowski (zm. 2006) pisał poetycko o Bogu: „Dziękuję Ci po prostu za to, że jesteś/ za to że nie mieścisz się w naszej głowie, która jest za logiczna/ za to, że nie sposób Cię ogarnąć sercem, które jest za nerwowe/ za to, jesteś tak bliski i daleki, że we wszystkim inny/ za to, że jesteś już odnaleziony i nie odnaleziony jeszcze/ że uciekamy od Ciebie do Ciebie/ za to, że nie czynimy niczego dla Ciebie, ale wszystko dzięki Tobie/ za to, że to czego pojąc nie mogę – nie jest nigdy złudzeniem/ za to że milczysz. Tylko my – oczytani analfabeci/ chlapiemy językiem” (Nie przyszedłem pana nawracać. Wiersze 1945-1985, Warszawa 1993, s. 69).

No właśnie – dzisiaj nie wolno nam „chlapać językiem”, bo zbyt wielkiej tajemnicy wiary dotykamy. Dzisiaj potrzebujemy mądrego zamyślenia… Święty papież Jan Paweł II, przemawiając niegdyś do przedstawicieli kilkunastu uniwersytetów, powiedział: „Nasz rozum jest tak bardzo słaby, nasze doświadczenie tak dalece ograniczone, a życie takie krótkie, że to wszystko, co zdołamy powiedzieć o Bogu, przypomina raczej gaworzenie dziecka” (16 października 1979 r.).

Najsłynniejszym obrazem malarskim Trójcy Świętej pozostaje ikona Andreja Rublowa (zm. 1430) z początku XV wieku. Oto trzy postacie zasiadają przy stole, na którym stoi naczynie w kształcie kielicha. Bliższa analiza pozwala wykryć, że w środku znajduje się Syn Boży – sięgający ręką w stronę kielicha. Ma na sobie ciemną tunikę i niebieską narzutę. Ciemny kolor, jakby zakrzepłej krwi, jest symbolem człowieczeństwa, błękit zaś – nieba. To Bóg-Człowiek, Zbawca. Zresztą, tuż za Nim znajduje się drzewo – dąb z Mamre, którego liście są tak ułożone, że wydają się przedstawiać postać przybitą do krzyża. Po prawej stronie obrazu, czyli po lewej ręce Syna Bożego, siedzi osoba odziana w błękitną tunikę i zieloną narzutę – to Bóg Ojciec. Błękit znowu oznacza niebo, zieleń – życie. Bóg Ojciec jest źródłem wszelkiego życia. Za Nim zresztą widać górę – znak Boskiego majestatu, symbol niedostępności. Wreszcie – trzecia postać, ta z lewej strony obrazu, siedząca po prawej stronie Syna Bożego, znowu w błękitnej tunice jak Bóg Ojciec i jaśniejącej narzucie, jakby przewiewnej; za jej plecami widać budynek. To Duch Święty – budowniczy Ludu Bożego, Kościoła.    

Dlaczego ta ikona jest taka słynna? Pewnie dlatego, że malarstwo Rublowa charakteryzuje się harmonią, proporcją, czystością barw i światłem – a to wszystko akurat znakomicie odzwierciedla duchowe, niebiańskie piękno. Taki obraz jakby przenosi nas w wieczność i daje jakieś ludzkie wyobrażenie o niewyobrażalnej z samej natury Trójcy Świętej. Skłania do kontemplacji. I taki właśnie jest ostatecznie sens tej niedzieli. Z Bogiem.

Niech zstąpi Duch Twój…

23 maja 2021 roku

Dzisiejsza uroczystość Zesłania Ducha Świętego rzuca „strumień światła” na cały kończący się Okres Wielkanocny. Uświadamia nam bowiem, jaki jest największy owoc Chrystusowego powstania z martwych – właśnie dar Ducha Świętego, czy mówiąc językiem bardziej teologicznym: wylanie Ducha Świętego!

Dzieło Odkupienia zaprojektowane przez Boga Ojca i dokonane historycznie przez Jezusa Chrystusa owocuje w sercach ludzi dzięki Duchowi Świętemu. Duch Święty jest jak ten „z nieba wzięty światła strumień”, który sprawia, że w ogóle wierzymy:  „tego, co Boskie, nie zna nikt, tylko Duch Boży” (1 Kor 2,11); „nikt nie może powiedzieć bez pomocy Ducha Świętego: Panem jest Jezus” (1 Kor 12,3).

Nic więc dziwnego, że Chrystus zmartwychwstały powiedział do zatrwożonych i wątpiących uczniów: „Weźmijcie Ducha Świętego” (J 20,22). I Apostołowie przyjęli tego Ducha w Dzień Pięćdziesiątnicy, czyli w żydowskie Święto Żniw (pszenicy; Hag Ha-Zir; por. Wj 13,16) albo Święto Tygodni (Szavuot; por. Wj 23,16; Kpł 23,15-21); wtedy właśnie wspominano teofanię na Synaju, to znaczy objawienie się Boga Mojżeszowi i zawarcie Przymierza.

Opis pierwszej chrześcijańskiej Pięćdziesiątnicy jest niezwykły, godny nawet wyuczenia się na pamięć: „Nagle dał się słyszeć z nieba szum, jakby uderzenie gwałtownego wichru, i napełnił cały dom, w którym przebywali. Ukazały się im też jakby języki ognia, które się rozdzieliły, i na każdym z nich spoczął jeden. I wszyscy zostali napełnieni (ἐπλήσθησαν) Duchem Świętym” (Dz 2,2-4). Oczywiście, nie było to jedyne wylanie Ducha Świętego w początkach Kościoła, ale właśnie akurat po tym wydarzeniu, w dniu Pięćdziesiątnicy, rozpoczęło się posłannictwo Apostołów aż po krańce ziemi. I w tym sensie wydarzenie z Wieczernika jawi się jako modelowe dla przyszłości Kościoła. To były pierwsze żniwa dzieła paschalnego Chrystusa!    

Bez Twojego tchnienia,/ Cóż jest wśród stworzenia?/ Jeno cierń i nędze. Z Bogiem!

Ku niebu…

16 maja 2021 roku

Dzisiaj, w uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego, zamyka się księga życia ziemskiego Jezusa. Jest to jak gdyby „pierwsza księga”, używając języka św. Łukasza z pierwszego czytania: „Pierwszą książkę napisałem, Teofilu, o wszystkim, co Jezus czynił i czego nauczał od początku aż do dnia, w którym dał polecenia apostołom, których sobie wybrał przez Ducha Świętego, a potem został wzięty do nieba” (Dz 1,1-2).

Ta pierwsza księga to oczywiście w znaczeniu szerokim czterokształtna Ewangelia, biografia ziemskiej drogi Syna Bożego, który stał się człowiekiem. Jest to droga od galilejskiego Nazaretu, gdzie Jezus został dziewiczo poczęty pod sercem Maryi, poprzez Betlejem, gdzie ujrzał światło dzienne, aż po Jerozolimę, gdzie został ukrzyżowany i zmartwychwstał. On Apostołom „po swojej męce dał wiele dowodów, że żyje; ukazywał się im przez czterdzieści dni i mówił o królestwie Bożym. A podczas wspólnego posiłku przykazał im nie odchodzić z Jerozolimy” (Dz 1,3-4).

I oto dziś jesteśmy właśnie w Jerozolimie, w samym centrum świętej geografii zbawienia, gdzie Jezus zmartwychwstały żegna się z uczniami. Każde pożegnanie jest trudne, przykre, nawet bolesne. A tu chodzi o pożegnanie ludzi z Synem Bożym, i to po okresie tak wielkiego entuzjazmu, gdy w Zmartwychwstałym, noszącym ślady ukrzyżowania, dostrzegano pełnię życia: „Pan mój i Bóg mój” (J 20,28). Tak chciałoby się już trwać przy Jezusie na wieki, a oto On odchodzi do nieba, by „zasiadać po prawicy Boga” (Mk 16,19).

Liturgia Kościoła świętuje jednak to wydarzenie nie z nostalgią, ale właśnie z entuzjazmem. Pan wśród radości wstępuje do nieba – śpiewamy w refrenie psalmu. Wydaje się, jakbyśmy gdzieś w tle słyszeli fanfary: „Wszystkie narody, klaskajcie w dłonie,/ radosnym głosem wykrzykujcie Bogu,/ bo Pan Najwyższy i straszliwy,/ jest wielkim Królem nad całą ziemią” (Ps 47,2-3).

Nie dziwi więc fakt, że uczniowie „wpatrują się w niebo” (Dz 1,10), i to do tego stopnia uporczywie, iż dwaj mężowie w białych szatach, czyli aniołowie, stawiają im pytanie retoryczne: „Mężowie z Galilei, dlaczego stoicie i wpatrujecie się w niebo?” (Dz 1,11). Odpowiedź jest przecież oczywista: Wpatrujemy się w niebo, dokąd odszedł Jezus, bo nasze serce wie (a serce jest mądrzejsze od umysłu), że tu na ziemi, na której stoimy, nie znajdziemy spełnienia; tu wszystko jest takie nietrwałe, takie niepewne, takie kruche, takie ciemne i takie bolesne; nieraz aż nazbyt bolesne.

I aniołowie przynoszą uczniom pokrzepienie: „Ten Jezus, wzięty od was do nieba, przyjdzie tak samo, jak widzieliście Go wstępującego do nieba” (Dz 1,11). On naprawdę przyjdzie powtórnie! Dzieje ludzkości nie biegną bez celu, mają swój wyraźny kres – powtórnie spotkać się z Jezusem twarzą w twarz i pozostać z Nim już na zawsze. My, chrześcijanie, stoimy więc „na ziemi”, ale „wpatrujemy się w niebo”.

Chrystusowe wniebowstąpienie otwiera w konsekwencji jak gdyby „drugą księgę”, księgę historii Kościoła, pozostającego na ziemi. „Wy wkrótce zostaniecie ochrzczeni Duchem Świętym” (Dz 1,5). Bez Niego byśmy nie dali sobie z niczym rady, bez Niego byśmy potykali się niemal o wszystko, posuwając się jakby w ciemności, gdzieś w nieznanym kierunku. Św. Paweł poucza w drugim czytaniu, że „zostaliśmy wezwani do jednej nadziei, jaką daje nasze powołanie” (Ef 4,4), czyli znamy ten szlak i tę metę, ku której zdążamy, właśnie niebo – ten nasz cel ostateczny. Ta druga księga, księga dziejów Kościoła, zostanie zamknięta definitywnie przy końcu świata. Kiedy to nastąpi? „Nie wasza to rzecz znać czasy i chwile, które Ojciec ustalił swoją władzą” (Dz 1,7).

Wniebowstąpienie Pańskie to taki wielki znak drogowy w naszym życiowym pielgrzymowaniu. Jesteśmy w drodze, jak pątnicy. Tak naprawdę, to, co ważne, powinno zmieścić się w jednym plecaku; wszystko inne musi być nieistotne. Cokolwiek w naszym życiu nie przybliża nas do Boga i nieba, naprawdę jest nieważne, wręcz nas obciąża! Na czym polegało pogaństwo? Na tym, że ludzie ubóstwiali świat, rzeczy tego świata czcili jako bożki. Nie potrafili wznieść oczu poza ziemię, ku niebu. Wkrada się w nas podobne pogaństwo, gdy całą nadzieję chcemy złożyć w tym świecie, nie spoglądając zupełnie w kierunku nieba. Każda niedziela stanowi takie uroczyste wzniesienie oczu ku niebu.

Uczniowie „poszli i głosili Ewangelię wszędzie, a Pan współdziałał z nimi (…)” (Mk 16,20). Oni głosili przede wszystkim Jezusa, czyli to, co On „czynił i nauczał” (Dz 1,1), wiedząc, że ta opowieść o Jezusie rozwikła wszelkie tajemnice naszego życia. I rzeczywiście, Jezus Chrystus, jak nikt inny w ludzkiej historii, wytrzymał próbę czasu, tych dwadzieścia wieków, właśnie dlatego, że jest Bogiem, a nie tylko zwykłym człowiekiem. Biografia Jego życia ziemskiego to narracja o Bogu, który stał się jednym z nas, aby dać nam pełnię zbawienia w Nim samym. Dlatego w Jezusie wszystko nas zdumiewa! Bądźmy więc Jego świadkami „aż po krańce ziemi” (Dz 1,8). Z Bogiem!

Zwycięstwo miłości…

9 maja 2021 roku

Jeśli pozwolimy Duchowi Świętemu rozpalić nasze serca miłością Boga i bliźniego, to odkryjemy najgłębszy sens naszego życia, zrozumiemy je i wydamy owoc obfity. W tym nietrwałym świecie, który kiedyś zostawimy zupełnie, tylko Bóg jest trwały, wieczny, niepokonalny. Trwajmy więc w Nim, bo wtedy nasza radość będzie pełna.

Bardzo pięknie o priorytecie takiej właśnie miłości w życiu ziemskim człowieka pisał św. Augustyn (zm. 430): „Polecamy ci jedno krótkie zdanie: Kochaj i czyń, co chcesz! Gdy milczysz, milcz z miłością; gdy mówisz, mów z miłości; gdy karcisz, karć z miłości; gdy przebaczasz, przebaczaj z miłości. Niechaj tkwi w sercu korzeń miłości; wyrośnie z niego tylko dobro” (Homilie na Pierwszy List świętego Jana 7,8).

Rzecz charakterystyczna, że Jezus tak naprawdę nie tyle wskazuje na siebie jako wzór miłości, ile sięga jeszcze dalej, niejako do samego kresu bytu, czyli do swojego Ojca: „Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Trwajcie w miłości mojej!” (J 15,9). Poprzez naśladowanie takiej miłości jesteśmy wciągnięci w życie samej Trójcy Świętej, w głąb Boga, którego naturą jest właśnie wieczna miłość.     

„Nie nazywam was sługami” (J 15,15), lecz „nazwałem was przyjaciółmi” (J 15,15), bo „przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili” (J 15,16). Z Bogiem!

Ona po prostu…

3 maja 2021 roku

Andrzej Rosiewicz jedną ze swoich piosenek rozpoczyna słowami: „Pytasz mnie: co właściwie Cię tu trzyma?” I słyszymy potem w tekście piosenki kilka niby banalnych, a jednak niebanalnych, odpowiedzi, słów ciepłych i takich swojskich, że:

może to „ten szczególny kolor nieba”? może „tu przebytych tyle lat”? może „ten pszeniczny zapach chleba”? może „pochylone strzechy chat”? może „przeznaczenie zapisane w gwiazdach”? może „przed domem ten wiosenny zapach bzu”? może „bociany, co wracają tu do gniazda”? może „melodia, która w sercu cicho brzmi”? może „nadzieja doczekania lepszych dni”?

Może?

A może to Najświętsza Maryja Panna, Królowa Polski?

Dzień po…

26 kwietnia 2021 roku

Wczoraj, w Niedzielę Dobrego Pasterza, czciłem także swojego Patrona, świętego Marka Ewangelistę. Po cichu, bo niedziela wielkanocna zniosła jego święto.

Dziękuję za życzenia. Bóg zapłać!

Szósty zmysł?

18 kwietnia 2021 roku

Jezus zmartwychwstały wykorzystuje podczas spotkania ze swoimi uczniami pośrednictwo wszystkich pięciu zmysłów ludzkich; słyszą oni Jego pozdrowienie: „Pokój wam!” (Łk 24,36); widzą Jego postać, chociaż zatrwożonym i wylękłym wydaje się, że to duch (por. Łk 24,37); mogą dotknąć Jego zranionego ciała (por. Łk 24,39); w końcu, gdy wciąż jeszcze nie dowierzają (por. Łk 24,41), On ze smakiem spożywa w ich obecności kawałek pieczonej, czyli o bardzo intensywnym zapachu, ryby (por. Łk 24,42).

Nade wszystko jednak zmartwychwstały Pan oddziałuje na umysły Apostołów (por. Łk 24,45), by w perspektywie proroctw biblijnych mogli oni głębiej zrozumieć zbawczy sens aktualnych wydarzeń: „Tak jest napisane: Mesjasz będzie cierpiał i trzeciego dnia zmartwychwstanie; w imię Jego głoszone będzie nawrócenie i odpuszczenie grzechów wszystkim narodom, począwszy od Jeruzalem” (Łk 24,46-47).

Niedzielna Eucharystia stanowi nasze spotkanie z Chrystusem zmartwychwstałym. Podczas tej świętej liturgii także zaangażowane są na ogół wszystkie ludzkie zmysły, nawet zmysł powonienia – gdy na przykład w kościele unosi się zapach dymu kadzideł (czy woń żywych kwiatów).

Doprawdy trzeba zatem chyba ODEJŚĆ OD tych pięciu zmysłów, by „działać w nieświadomości” (Dz 3,17), rzekomo nie doświadczając zupełnie w swoim życiu „miłości Bożej” (1 J 2,5)?

My mamy raczej PÓJŚĆ POZA te pięć zmysłów, by głębiej „poznać Jezusa przy łamaniu chleba” (Łk 24,35), ukrytego w Najświętszym Sakramencie. Czyż światło wiary paschalnej nie jest naszym niejako szóstym zmysłem? Alleluja!

Pan mój i Bóg mój!

11 kwietnia 2021 roku

Oto jest „wieczór w dniu zmartwychwstania” (J 20,19), jak stwierdza św. Jan ewangelista. Uczniowie są zamknięci w Wieczerniku, wystraszeni, przeżywający ból po utracie Jezusa, Jego okrutnym ukrzyżowaniu. Wreszcie nieoczekiwanie przychodzi do nich On sam – jako Zmartwychwstały, staje pośrodku i mówi: „Pokój wam” (J 20,19.21.26).

Następnie pokazuje im swoje przebite ręce i bok, dodając: „Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane” (J 20,22-23).

Jezus znika, a przed naszymi oczami pojawia się postać apostoła Tomasza. Nie było go wtedy, gdy ukazał się Zmartwychwstały. Teraz, słysząc świadectwo uczniów: „Widzieliśmy Pana!” (J 20,25), przenika go smutek, rozgoryczenie i zazdrość. Pragnie wręcz wymusić ponowne ukazanie się Jezusa: „Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i ręki mojej nie włożę w bok Jego, nie uwierzę” (J 20,25).

I rzeczywiście, po ośmiu dniach Zmartwychwstały znowu przychodzi, i to jakby specjalnie tylko dla Tomasza. W centrum opisu ewangelisty znajdują się bowiem tylko Jezus i Tomasz. „Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż ją w mój bok, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym” (J 20,27).

Tak naprawdę, to nie wiemy, czy Tomasz faktycznie dotyka ran Zmartwychwstałego – ewangelista tego już nie relacjonuje – ale na pewno wyznaje wiarę: „Pan mój i Bóg mój!” (J 20,28). I dopiero teraz Jezus zwraca się niejako do nas: „Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli” (J 20,29).

Postawa Tomasza ma ostatecznie charakter pozytywny, on nie stał się niedowiarkiem, przed czym przestrzegał go Jezus. My dzisiaj wiemy, że wiara wszystkich uczniów w zmartwychwstanie Jezusa nie była zwykłą egzaltacją. Tomasz musiał zobaczyć, aby uwierzyć. Nasza wiara opiera się więc ostatecznie na obiektywnym świadectwie Apostołów. I to dlatego właśnie autor natchniony zakończył ten fragment Ewangelii słowami: „abyście wierząc, mieli życie w imię Jego” (J 20,31).

Dzięki wierze możemy także na ziemi widzieć Jezusa, a wraz z Nim – niebo, tamtą stronę rzeczywistości, ten drugi brzeg całości bytu, który nadaje sens naszej doczesności. Jezus zmartwychwstały i miłosierny jest w stanie przemieniać  „wieczory” ziemskiej udręki w pełne blasku „świty” szczęśliwej wieczności…  

I jak tu dzisiaj ZNOWU nie powtórzyć za Psalmistą: „Oto dzień, który Pan uczynił,/ radujmy się nim i weselmy” (Ps 118,24). Alleluja!

Zmartwychwstał prawdziwie!

4-11 kwietnia 2021 roku

Oktawa Wielkanocy to jakby jeden dzień rozciągnięty do ośmiu. Chodzi tu zatem o ideę celebrowania czegoś „przez kilka dni”. W taki właśnie sposób świętujemy Chrystusowe powstanie z martwych. „Oto dzień, który Pan uczynił, /radujmy się w nim i weselmy” (por. Ps 118,24).

Dzięki temu wspaniałemu zmartwychwstaniu wytrysnęło źródło nowego życia, a mianowicie woda chrzcielna. Czerpiąc z tego dokładnie źródła, ochrzciłem w rodzinnej parafii Jana i dwoje innych dzieci.

Chrzcielnica to, obok Paschału, drugi ważny liturgiczny znak zwycięstwa Chrystusa nad grzechem i śmiercią. Znak przebaczającej łaski i nowego życia. Znak duchowego odrodzenia…

Jest, oczywiście, jeszcze wiele innych ważnych znaków, których nie sposób opisać na jednym blogu, bo zabrakłoby miejsca (por. J 20,30 i 21,25). Niech więc na razie tyle wystarczy…

Błogosławieni ci wszyscy, którzy wierzą, że Chrystus zmartwychwstał i żyje w nich! Alleluja.

Triduum Paschalne 2021 roku

1-4 kwietnia 2021 roku

„Nie daj, Boże, bym się miał chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana naszego, Jezusa Chrystusa, dzięki któremu świat stał się ukrzyżowany dla mnie, a ja dla świata” (Ga 6,14).

Takie słowa miałem wypisane na obrazku prymicyjnym, w 1990 roku.

Kapłaństwo, oczywiście, jest zanurzone w tajemnicy paschalnej. Ale tu chodzi także o to, by „chluba krzyża”, czyli Chrystusowa droga ze śmierci do życia, odtwarzała się we mnie nieustannie.

Błogosławionych Świąt Wielkanocnych!

Niedziela Palmowa, czyli Męki Pańskiej

28 marca 2021 roku

Kościół odczytuje dzisiaj swoim wiernym Mękę naszego Pana Jezusa Chrystusa według świętego Marka i dlatego wiemy dokładnie, kto występował przeciwko Jezusowi i dlaczego doszło do Jego ukrzyżowania. Judasz, Kajfasz, Piłat – przesuwają się przed oczami naszej wyobraźni jak nocne cienie. Złowrogie cienie. To taki rachunek sumienia…

Nasz Zbawiciel „nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi” (Flp 2,6-7). A wszystko dla naszego zbawienia, dla mojego zbawienia… „O Panie, przez swoje słowo daj mi zrozumienie” (Ps 119,169).

Przynajmniej dwie relikwie, jeśli rzeczywiście są autentyczne, pozwalają Kościołowi na uzmysłowienie sobie tej Świętej Twarzy naszego Zbawcy, pełnej cierpienia, ale i zgody na wolę Ojca. Pierwszą z nich jest Całun Turyński, czyli przechowywane w Turynie płótno pogrzebowe o wymiarach 4,37 m długości i 1,11 m szerokości, w którym Jezus został złożony do grobu. Drugą zaś Chusta z Manoppello (także we Włoszech), o wymiarach 17 na 24 cm, którą jakaś kobieta (Weronika znaczy „prawdziwy obraz”) otarła Jezusowi twarz podczas drogi na Kalwarię. Odbicia Jezusa odciśnięte na obydwu relikwiach, zgodne ze sobą, przedstawiają Jego najbardziej miłujące Oblicze.

Okazuje się zatem, że wizerunek Jezusa, do jakiego udało się Kościołowi jak dotąd dotrzeć, jest Obliczem cierpiącym. To nie przypadek, że od tylu już wieków znakiem rozpoznawczym chrześcijaństwa pozostaje właśnie Chrystusowy Krzyż. „Nie daj, Boże, bym się miał chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa, dzięki któremu świat stał się ukrzyżowany dla mnie, a ja dla świata” (Ga 6,14). Miłość, która płaci tak wysoką cenę za nasze zbawienie, musi być Boska! 

Zaiste, „Tyś najpiękniejszy spośród synów ludzkich” (Ps 45,3). Jezu, „nie zakrywaj przede mną swojego Oblicza” (Ps 27,9). Amen. 

Antycypacja mocy paschalnej…

21 marca 2021 roku

W centrum dzisiejszej Ewangelii, oprócz, rzecz jasna, samego Jezusa, znajdują się poganie: „Wśród tych, którzy przybyli, aby oddać pokłon Bogu w czasie święta, byli też niektórzy Grecy” (J 12,20). Mówiono o nich również „bojący się Boga” (por. Dz 10,2), gdyż wierzyli nie w wielu bogów, ale w jednego Boga, sympatyzując w ten sposób z judaizmem. Józef Flawiusz, szkicując obraz Jerozolimy podczas święta Paschy jako „miasta zatłoczonego ludźmi” (Wojna żydowska, VI,428), także wspomina o „obcych, którzy przybyli tu, aby oddać cześć Bogu” (VI,427). Władze świątynne gotowe były na przyjęcie takich gości, gdyż dysponowały „dziedzińcem pogan”, oddzielonym odpowiednio od „dziedzińca Izraela” i „dziedzińca kobiet”. Ci Grecy z Ewangelii mają jedno pragnienie: „Chcemy ujrzeć Jezusa” (J 12,21).

To nie jest wcale zaskakujące żądanie, skoro Jezus zasadniczo unikał terenów pogańskich, działając głównie wśród „owiec, które poginęły z domu Izraela” (Mt 10,6). Ale jednocześnie wiedział, że odnowiony Izrael, czyli już Kościół, przyciągnie do Boga mnóstwo pogan „ze Wschodu i z Zachodu” (Mt 8,11/Łk 13,29).

Ci Grecy z Ewangelii, chcąc ujrzeć Jezusa, zwracają się o pomoc do Filipa, a ten prosi jeszcze o wsparcie Andrzeja. Skoro ci dwaj uczniowie nosili imiona greckie, należy przypuszczać, że mówili także po grecku, a nie tylko po aramejsku (i hebrajsku); i to był właśnie ten powód, dla którego Grecy akurat do nich najpierw się zwrócili. Filip i Andrzej przekazują prośbę Jezusowi, który w odpowiedzi zgadza się na bliskość pogan: „Kto by chciał Mi służyć, niech idzie za Mną” (J 12,26).

Jednocześnie jednak Jezus stara się ukazać Grekom, że Jego najgłębsza, a nie tylko zewnętrzna, tożsamość rozbłyśnie niebawem, mocą chwalebnego zmartwychwstania po śmierci krzyżowej: „Nadeszła godzina, aby został uwielbiony Syn Człowieczy. Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Jeśli ziarno pszenicy, wpadłszy w ziemię, nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity” (J 12,23-24).

Jezus zdaje sobie sprawę z tego, że bliski moment Jego śmierci nie pozwala Mu już na jakieś długie i trudne rozmowy; bardziej skuteczna będzie Jego moc paschalna: „A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie” (J 12,32). Ewangelista nie opisuje już faktycznego spotkania Jezusa z Grekami, aczkolwiek z pewnością doszło ono do skutku w samej Jerozolimie.

Zbliżają się dni chrześcijańskiej Paschy. Nadchodzi godzina „nowego przymierza” (Jr 31,31). Nadchodzi jakby godzina ZERO, czyli przekreślenia naszych grzechów i otrzymania nowej szansy! Dlatego tym gorliwsza winna być nasza modlitwa: „Zmiłuj się nade mną, Boże, w łaskawości swojej,/ w ogromie swej litości zgładź moją nieprawość./ (…) Przywróć mi radość z Twojego zbawienia/ i wzmocnij mnie duchem ofiarnym” (Ps 51,3.14). Amen.

Światło w ciemności…

14 marca 2021 roku

Nikodem to bohater odczytywanego dziś w liturgii fragmentu Ewangelii Janowej. Należał do elity intelektualnej Izraela, był faryzejskim rabbim, czyli gorliwie studiował Biblię, a jej przepisy skrupulatnie wypełniał w życiu codziennym. Kiedy przedstawiciele tego stronnictwa coraz mocniej zwracają się przeciw Jezusowi, on ich pyta: „Czy Prawo nasze potępia człowieka, zanim go wpierw nie przesłucha i zbada, co on czyni?” (J 7,50). Ten bogaty i wpływowy faryzeusz musiał bronić Jezusa do końca, aczkolwiek ostatecznie nieskutecznie, także w jerozolimskim Sanhedrynie, skoro potem, po ukrzyżowaniu, z taką odwagą organizuje Jego pogrzeb, „przynosząc około stu funtów mieszaniny mirry i aloesu” (J 19,39). Sympatyzowanie Nikodema z Jezusem sięgało swymi początkami ich długiej rozmowy pod osłoną nocnych ciemności, odbytej jakiś czas temu. W Kościele pierwotnym nie mówiono w konsekwencji o Nikodemie inaczej, jak tylko, że to jest „ten, który przyszedł do Jezusa nocą” (por. J 3,2; 7,50; 19,39). Sztuka malarska pomaga nam lepiej wyobrazić sobie specyfikę ich spotkania; mianowicie jeden z obrazów H.O. Tannera (zm. 1937) ukazuje Jezusa i Nikodema, jak dyskutują ze sobą siedząc na dachu domu.

Nikodem przyszedł do Jezusa pod wpływem zdumienia Jego cudami: „Nikt nie mógłby czynić takich znaków, jakie Ty czynisz” (J 3,2). Traktuje on Jezusa jako Bożego wysłannika, zwracając się do Niego uroczyście Rabbi (por. J 3,2). Jezus, podejmując ten wątek, wskazuje jednak na swoją głębszą tożsamość; tu nie chodzi o zwykłego wysłannika Boga, ale o Syna Jednorodzonego: „Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne” (J 3,16). Nikodem od tej pory już nie odzywa się ani słowem; nie pyta, kim jest ten Syn Jednorodzony, jakby pozwalając ogarnąć się światłu z góry.

Być może tę niezwykłą noc rozjaśniały gdzieś w oddali jakieś światła, skoro Jezus dodał: „Światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność” (J 3,19). Wiara w Jezusa może być światłem, niewiara – ciemnością; wiara może być otwarciem się na Bożą łaskę, niewiara – zamknięciem; wiara może być życiem, niewiara – śmiercią; wiara może być trudem, niewiara – beztroską. Nikodem coraz bardziej zdaje sobie sprawę z tego, że stoi na rozdrożu takich właśnie dwóch dróg, światła i ciemności, i musi mądrze wybierać. Czy Bóg Izraela naprawdę ma Syna? Czy Bóg Izraela naprawdę zesłał Go na ziemię? Czy Bóg Izraela naprawdę teraz zbawia świat?

Nikodem z tym pytaniami wrócił do domu i nie znamy wprost jego odpowiedzi, aczkolwiek domyślamy się, że wszystkie one były raczej pozytywne. Noc sprzyjała racjonalnej refleksji, a cisza nie pozwalała na zniekształcenie Bożego głosu w uszach tak pobożnego przecież nauczyciela Izraela.

Dzisiejsza niedziela nosi łacińską nazwę Laetare, od pierwszego słowa mszalnej antyfony na wejście, wykorzystującej przesłanie Księgi Izajasza (66,10-11): Lætáre, Ierúsalem; Raduj się, Jerozolimo, zbierzcie się wszyscy, którzy ją kochacie. Cieszcie się, wy, którzy byliście smutni, weselcie się i nasycajcie u źródła waszej pociechy. Nietrudno zauważyć, że przesłanie liturgii tej niedzieli jest ostatecznie optymistyczne, zakładające, że my wciąż wybierać będziemy światłość, a nie ciemność. Amen.

Trzy szczepionki prawie na raz…

11 marca 2021 roku

Dzisiaj rano poznałem wynik swojej odporności na koronawirusa po przebytej jesienią chorobie – 77,60 BAU/ml. To jakby pierwsza szczepionka.

Późnym popołudniem na Stadionie Narodowym w Warszawie właściwa szczepionka.

W międzyczasie jeszcze przystąpienie do spowiedzi, w kościele pallotynów, czyli jakby trzecia szczepionka. Z Bogiem.

Dramatyczne wydarzenie w świątyni…

7 marca 2021 roku

„Zbliżała się pora Paschy żydowskiej…” (J 2,13).

Liturgia mszalna sugeruje wyraźnie radykalny upływ czasu przeznaczonego na wielkopostną przemianę. Być może w tej perspektywie potrzebujemy nawet jakiegoś wstrząsu…

I ewangelista relacjonuje właśnie „wstrząs”. Oto Jezus znajduje się na dziedzińcu pogan w jerozolimskiej świątyni. Stanowiła ona formalnie centrum judaizmu – tutaj składano Bogu ofiary, przede wszystkim te przebłagalne za grzechy. Mówiono również, że świątynia jest miejscem obecności „chwały” Bożej. Została zbudowana na wzgórzu, gdzie Abraham miał złożyć swego syna Izaaka w ofierze (por. Rdz 22,2; 2 Krn 3,1).

Tym razem Jezus naucza bardziej dramatycznym gestem, niż płomiennym słowem: „Sporządziwszy sobie bicz ze sznurków, powypędzał wszystkich ze świątyni, także baranki i woły, porozrzucał monety bankierów, a stoły powywracał. Do tych zaś, którzy sprzedawali gołębie, rzekł: Zabierzcie to stąd i z domu mego Ojca nie róbcie targowiska!” (J 2,15-16).

Nie zrozumiano tych słów od razu, ale dopiero po Jego zmartwychwstaniu. Przez swój dynamiczny gest Jezus wskazał bowiem, że praktyka składania ofiar ze zwierząt i płodów ziemi dobiega końca, bo oto niedługo On sam stanie się jedyną i doskonałą Ofiarą, złożoną Ojcu Niebieskiemu na Kalwarii za grzechy ludzi. A kiedy Rzymianie w 70 r. faktycznie zburzą świątynię, to Żydom pozostanie tylko kawałek jej ściany zachodniej, zwanej potocznie „ścianą płaczu”, i wtedy słowa Jezusa nabiorą jeszcze większej wymowy. Dramatyczne zachowanie Jezusa w świątyni zapowiada zatem i odzwierciedla największy przełom w historii ludzkości – dzieło odkupienia dokonane przez Jezusa na krzyżu i nastanie epoki sakramentów Kościoła. Tu chodziło zatem ostatecznie o wywrócenie dotychczasowego stanu rzeczy! O nową Paschę, prawdziwie skuteczną, definitywnie zbawczą.

Jezus „wie, co kryje się w człowieku” (J 2,25), On wie, że potrzebujemy paschalnej przemiany… Ten Dekalog z pierwszego czytania (por. Wj 20,1-17) to zachęta do zrobienia sobie skrupulatnego rachunku sumienia, nie takiego jak zwykle w pośpiechu, ale solidnego, dogłębnego, autentycznie wielkopostnego. Dekalog jest lustrem, w którym widać, co trzeba jeszcze znacząco poprawić czy tylko doszlifować. Naprawdę, „Prawo Pańskie jest doskonałe i pokrzepia duszę/ (…). Jego słuszne nakazy radują serce,/ jaśnieje przykazanie Pana i olśniewa oczy” (Ps 19,8-9).

Dramatyczny czyn Jezusa w świątyni jerozolimskiej wzbudza w nas ostatecznie bojaźń Bożą, która nie upokarza człowieka, lecz mobilizuje. „Bojaźń Pana jest szczera i trwa na wieki/ sądy Pana prawdziwe, a wszystkie razem słuszne./ Cenniejsze nad złoto, nad złoto najczystsze,/ słodsze od miodu płynącego z plastra” (Ps 19,10-11). Amen.

Na Górze Przemienienia…

28 lutego 2021 roku

Czasami, gdy ktoś nam pokazuje swoje dawne fotografie, nie wierzymy, że to jest ta sama osoba – zmieniła się bowiem bardzo. Czas jest nieubłagany – zmienność tak bardzo charakteryzuje doczesny świat, że mędrzec grecki Heraklit już w starożytności ukuł słynne powiedzenie panta rei – wszystko płynie, wszystko się zmienia.

Ale oto teraz na górze wysokiej (por. Mk 9,2) czas się jakby zatrzymał – chwila stała się wiecznością… Oto teraz trzej uczniowie widzą Jezusa niejako „z przyszłości” – jakby już zmartwychwstałego, i dlatego tak jaśniejącego… Oto teraz w realiach przepięknej galilejskiej góry odsłoniła się przed nimi rzeczywistość wieczna, której świadkami są Mojżesz i Eliasz, kluczowe postaci Starego Testamentu (por. Mk 9,4).

To był ten sam Jezus, a jednak inny; jakby nie do rozpoznania, a jednak rozpoznany. Ujawnił On całą głębię nieznanej uczniom jeszcze dotąd w pełni swojej tożsamości: Syn Człowieczy „w postaci Bożej” (Flp 2,6). Reakcja Piotra jest natychmiastowa: „Rabbi, dobrze, że tu jesteśmy; postawimy trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza” (Mk 9,5). Książę Apostołów chciałby właśnie na tej górze celebrować wielkie święto, bo rozpoznaje w Jezusie oczekiwanego z nieba Zbawiciela świata.

Wymowę Góry Przemienienia znakomicie zrozumiał Juliusz Słowacki (zm. 1849), ukazując w dramacie Kordian tytułowego bohatera, jak na szczycie Mont Blanc otrzymuje nowy impuls do działania: „Tu szczyt… lękam się spojrzeć w przepaść świata ciemną./ Spojrzę… Ach! pod stopami niebo i nad głową. (…)/ W powietrza błękicie/ Skąpałem się… i ożyłem,/ I czuję życie!”

Wysoka góra przez swoją bliskość względem nieba i odpowiedni dystans wobec ziemi, inspiruje każdego z nas do bardziej dojrzalszego spojrzenia na swoje życie, zachęca do duchowej odnowy, inspiruje do wielkopostnej przemiany. Chrześcijanin to człowiek, który już tu na ziemi myśli kategoriami nieba, to człowiek, który dla pozyskania wieczności nie daje się uwikłać w przemijalność.

Mamy na górach kontemplacji stawać się nowymi ludźmi, którzy w dolinach codzienności promieniować będą wieczną miłością Boga. Amen.

W arce Noego…

21 lutego 2021 roku

„W drugim miesiącu roku, siedemnastego dnia miesiąca, w tym właśnie dniu trysnęły z hukiem wszystkie źródła Wielkiej Otchłani i otworzyły się upusty nieba, przez czterdzieści dni i przez czterdzieści nocy padał deszcz na ziemię. I właśnie owego dnia Noe oraz jego synowie, Sem, Cham i Jafet, żona Noego i trzy żony jego synów weszli do arki” (Rdz 7,11-13).  

Drugi miesiąc, dzień siedemnasty… Zignorujmy niejako teraz kalendarz żydowski, a odczytajmy tę datę literalnie z naszego punktu widzenia – 17 lutego. Tego właśnie dnia rozpoczął się w Kościele obecny Wielki Post. Tego dnia po prostu my także weszliśmy do arki…

Noe (po hebrajsku Noah, dosłownie pocieszenie) to bohater pierwszego, ale i w pewnym sensie także drugiego dzisiejszego czytania mszalnego. To już dziesiąte pokolenie rodzaju ludzkiego, licząc w linii prostej od Adma i Ewy poprzez ich trzeciego syna Seta. Noe miał żyć na ziemi 950 lat, czyli 20 lat dłużej od Adama (najdłużej żył wtedy Metuszelach z ósmego pokolenia ludzkości – 969 lat). Jest to „człowiek prawy”, „wyróżniający się nieskazitelnością” i „żyjący w przyjaźni z Bogiem” (Rdz 6,9). Bóg jednak chce ukarać grzeszników potopem: „Kiedy zaś Pan widział, że wielka jest niegodziwość ludzi na ziemi i że usposobienie ich jest wciąż złe, żałował, że stworzył ludzi na ziemi, i zasmucił się” (Rdz 6,5-6). Zdaje się, że mamy tu do czynienia z jedynym momentem w Biblii, gdy Bóg żałuje, iż w ogóle stworzył człowieka. Dlatego w takiej perspektywie arka Noego staje się po prostu miejscem narodzin nowej ludzkości…

Podobnie ma być z nami w Wielkim Poście… Musimy zyskać duchową odporność na pokusy (por. Mk 1,12-13), by narodzić się na nowo z Chrystusowej Paschy, z Jego bezgranicznego miłosierdzia…

„Wspomnij na swoje miłosierdzie, Panie,/ na swoją miłość, która trwa od wieków./ Tylko o mnie pamiętaj w swoim miłosierdziu,/ ze względu na dobroć Twą, Panie” (Ps 25,6-7). Amen.

Popielec…

17 lutego 2021 roku

„Zmiłuj się nade mną, Boże, w łaskawości swojej,/ w ogromie swej litości zgładź moją nieprawość” (Ps 51,3).

Słowami najsłynniejszego psalmu pokutnego, czyli biblijnego Psalmu 51, rozpoczynamy dzisiaj Wielki Post, który ma nas tak wewnętrznie odnowić, byśmy za około czterdzieści dni, w poranek wielkanocny, mogli oczami naszej duszy ujrzeć Chrystusa zmartwychwstałego w całym splendorze Jego chwalebnego życia. „Oto teraz czas upragniony, oto teraz dzień zbawienia” (2 Kor 6,3).

Jezus w Ewangelii sugeruje nam podjęcie w tym okresie pokutnym trzech „uczynków pobożnych” (Mt 6,1), a mianowicie jałmużny, modlitwy i postu; mamy je spełniać nie w tym celu, by zyskać uznanie ludzi, ale po to, byśmy spodobali się Ojcu niebieskiemu, który sowicie nagradza ukryte dobro (por. Mt 6,1-6.16-18). Przecież On, jak zapewnia prorok Joel, nieustannie płonie z nieba tak „zazdrosną miłością” (Jl 2,18), że pozostaje wobec ludzi „litościwy, miłosierny, nieskory do gniewu i bogaty w łaskę” (Jl 2,13).      

Niech ten popiół, którym posypywane są dzisiaj głowy uczestników liturgii, stanie się dla wszystkich wiernych impulsem do poważnego podjęcia wielkopostnych postanowień i owocnego w nich wytrwania. „Stwórz, Boże, we mnie serce czyste/ i odnów we mnie moc Ducha” (Ps 51,12). Amen!         

Niech nas zarazi…

14 lutego 2021 roku

„I przychodzi do Jezusa trędowaty” (Mk 1,40).

Trąd przez długie wieki należał do niezwykle tajemniczych i groźnych chorób. Bakteria tej choroby została zidentyfikowana dopiero w 1873 r. przez norweskiego lekarza Gerharda H.A. Hansena (zm. 1912). Dzisiaj jest już w dużym stopniu uleczalny, ale niejednokrotnie skutki przebytej choroby są tak duże, że i po wyzdrowieniu samodzielna egzystencja pozostaje utrudniona.

A zatem jest pewne podobieństwo do specyfiki aktualnych zakażeń koronawirusem…  

Jezus „dotknął” (Mk 1,41) trędowatego, łamiąc nałożone prawem obostrzenia. Orygenes (zm. 254) komentował: „Dlaczego Pan go dotknął, skoro Prawo zabraniało dotykania trędowatych? (…) Pan zaledwie wyciągnął swoją rękę, [a] trąd natychmiast ustąpił. I tak oto dotknął On nie trądu, ale już oczyszczonego i zdrowego ciała” (Komentarz do Ewangelii według św. Mateusza, 2,2-5). Św. Jan Chryzostom (zm. 407) był jednak bardziej literalny: Jezus „go dotyka, by pokazać, że uzdrawia nie jako sługa, lecz jako Pan. Gdyż nie ręka zaraziła się trądem, lecz trędowate ciało stało się czyste od świętej ręki” (Homilie na Ewangelię według św. Mateusza, 25,2). 

Czego więc my, ludzie żyjący w cieniu koronawirusa, możemy nauczyć się od trędowatego z Ewangelii?

Pomimo zewnętrznego trądu jego wewnętrzne relacje do Boga i bliźniego pozostały nieskażone.

Przeżywał on wielki dramat swojego życia, ale nie utracił zupełnie nadziei. Chociaż przebywał w odosobnieniu, usłyszał o Jezusie i odważył się do Niego podejść: „Jeśli zechcesz, możesz mnie oczyścić” (Mk 1,40). 

Nieskażona pozostała także relacja trędowatego do drugiego człowieka. On pragnie innych „zarazić” nadzieją w możliwość odmiany swego losu. Dotąd mógł zarażać chorobą, teraz „zaraża” swoim szczęściem, opowiadając o cudzie.

Niech więc i nas zarazi. Z Bogiem!  

Trzy gorączki…

7 lutego 2021 roku

Najpierw gorączka teściowej Szymona Piotra (po. Mk 1,30). Nie znamy dokładnie przyczyn tego stanu kobiety, ale niewykluczone, że wynikał on z nadmiernego zatroskania o Szymona i Andrzeja, którzy wrócili znad Jeziora Galilejskiego jacyś odmienieni, bo zafascynowani Jezusem, już jako Jego uczniowie, zdystansowani natomiast bardziej wobec codziennej egzystencji.

Następnie, gorączka mieszkańców Kafarnaum: „całe miasto zebrało się u drzwi” (Mk 1,33). Ludzie szukali uzdrowienia, czyli Health and Wealth Gospel – Ewangelii zdrowia i dobrobytu. Oni opuścili swoje domy, by szukać Jezusa, ale motyw ich zachowania nie był jeszcze doskonały, pragnęli cudów.

Wreszcie, ewangelizacyjna gorączka, czyli zapał Jezusa: „Pójdźmy gdzie indziej, do sąsiednich miejscowości, abym i tam mógł nauczać” (Mk 1,38). Jak świetnie zrozumiał tę postawę apostolską święty Paweł: „Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii” (1 Kor 9,16). Chrystusowa Ewangelia nawrócenia generuje duchowe ukojenie, nawet w obliczu wieści Hiobowej: „Dni moje lecą jak tkackie czółenko, i kończą się, bo braknie nici” (Hi 7, 6).

Jezus to szczepionka na wszelkie dolegliwości. Ale nie wystarczy przyjąć jej tylko dwa razy. Trzeba nieustannie. Z Bogiem!

Nowa nauka z mocą

31 stycznia 2021 roku

„Zdumiewali się” (Mk 1,22.27).

Taka właśnie była reakcja uczestników liturgii synagogalnej na wystąpienie Jezusa, Jego nauczanie i egzorcyzm.

Jesteśmy w Kafarnaum, miejscowości położonej na północno-zachodnim brzegu Jeziora Genezaret, w obrębie zielonej i lekko pagórkowatej krainy galilejskiej. Jezus, urodzony w Betlejem, wychowywany w Nazarecie, teraz w swojej publicznej działalności wędrownego mistrza zatrzymuje się na ogół w Kafarnaum, a konkretnie w domu Szymona Piotra i Andrzeja. Dzisiejsi pielgrzymi z wielką radością mogą oglądać pozostałości tej zabudowy, a jednocześnie wiedzą dokładnie, gdzie znajdowała się dawna synagoga, do której uczęszczał Jezus. To było naprawdę Jego miasto (por. Mt 9,1).  

I oto właśnie przed chwilą Jezus „wszedł do synagogi” (Mk 1,21) i zaczął nauczać „jak ten, który ma władzę (eksousia), a nie jak uczeni w Piśmie” (Mk 1,22). Żydzi od zawsze byli wybitnymi dydaktykami, mistrzami interesujących opowiadań. Niegdyś prorocy ujmowali wszystkich otrzymanym od Boga słowem. Potem faryzejscy uczeni w Piśmie wzbudzali zainteresowanie swoją drobiazgową erudycją egzegetyczną. Ale Jezus przewyższa jednych i drugich – naucza z niezwykłym autorytetem, charyzmą, błyskiem. Od samego początku ujawniała się przecież jednocześnie Jego Boskość, ta najgłębsza istota Wcielonego Syna Bożego.

I to dlatego właśnie największe kłopoty ma teraz w synagodze ten duch nieczysty, który opętał jednego z uczestników liturgii: „Czego chcesz od nas, Jezusie Nazarejczyku? Przyszedłeś nas zgubić. Wiem, kto jesteś: Święty Boga” (Mk 1,24). Duchowa światłość, która emanuje z nauczającego Jezusa, oślepia niejako ducha nieczystego, tę ciemność nieziemską. „Milcz i wyjdź z niego!” (Mk 1,25). I od razu ciemność pierzchła, a ludzie pytali: „Co to jest? Nowa jakaś nauka z mocą” (Mk 1,27).

Każda Eucharystia jest taką nową nauką z mocą. Obyśmy nigdy nie utracili zdumienia ani wobec światła ciągle nowego słowa Bożego, ani wobec nadprzyrodzonej mocy Sakramentu, który swoją skuteczność czerpie przecież z definitywnego triumfu Jezusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego nad grzechem, piekłem i szatanem, czyli z tego paschalnego egzorcyzmu. Z Bogiem!       

Dwa razy dwa równa się…

24 stycznia 2021 roku

Obie sceny powołania, czyli dwóch par braci (2 x 2), są podobne do siebie jak krople wody z Jeziora Galilejskiego, a jednocześnie także i odmienne.

W centrum pierwszej sceny znajdują się Szymon i Andrzej. Jakże to musiało być ważne wydarzenie w życiu tych braci, skoro zapamiętują dokładnie okoliczności – „jak zarzucali sieć w jezioro” (Mk 1,16; dosłownie: „w morze”); wtedy właśnie usłyszeli z ust Jezusa słowa powołania: „Pójdźcie za Mną, a sprawię, że staniecie się rybakami ludzi” (Mk 1,17). Oni już poznali Jezusa nad Jordanem, ale teraz mocniej w nich zadziałała Boża łaska – oni odczuli, że dotknęli niejako najgłębszego źródła istnienia, samego Boga. I dlatego właśnie „natychmiast, porzuciwszy sieci, poszli za Nim” (Mk 1,18).

Zatrzymajmy dłużej w pamięci obraz tej chwili: oto porzucona łódź rybacka kołysana jest tylko przez fale jeziora, a nad pozostawioną siecią nie panują już żadne ludzkie ręce… Coś się skończyło, odeszło w cień, stało się kompletnie nieważne, bo teraz liczyć się będzie tyko Jezus, tylko zbawienie, tylko ewangelizacja.

„Nieco dalej” (Mk 1,19) łowią ryby dwaj kolejni bracia, Jakub i Jan, synowie Zebedeusza. Oni nie zapoznali się bliżej z Jezusem nad Jordanem; są znacznie bogatsi od Szymona i Andrzeja, skoro pomagają im „najemnicy w łodzi” (Mk 1,20). Ale ich reakcja na Jezusowe słowa powołania jest podobna: „zostawiwszy  ojca swego, Zebedeusza, razem z najemnikami w łodzi, poszli za Nim” (Mk 1,20).

Zatrzymajmy teraz dłużej w pamięci także obraz i tej chwili: oto pozostawiona łódź rybacka nadal ma swojego sternika, Zebedeusza, a nad naprawianą siecią wciąż trudzą się najemnicy, ale dla tych dwóch braci znowu coś się skończyło, odeszło w cień, stało się kompletnie nieważne, bo teraz liczyć się będzie tyko Jezus, tylko zbawienie, tylko ewangelizacja.

Bez trudu mogę sobie wyobrazić, że ci czterej powołani, odrywając się od  dotychczasowego stylu życia, na progu zupełnie nowego etapu swojej egzystencji, powtarzali w głębi swoich serc słowa Psalmu 25: „Daj mi poznać Twoje drogi, Panie,/ naucz mnie chodzić Twoimi ścieżkami./Prowadź mnie w prawdzie według swych pouczeń,/ Boże i Zbawco, w Tobie mam nadzieję” (Ps 25,4-5). Wszyscy czterej mieli wrażenie, że urodzili się tylko po to, by spotkać Jezusa i już do końca z Nim pozostać! W tych dwóch parach braci dokonał się proces najprawdziwszego nawrócenia. Oni bowiem odwrócili się od przemijającego świata (por. 1 Kor 7,32), aby żyć i działać tylko na rzecz tego, co ma wartość nieskończoną.

Czasami dwa razy dwa równa się po prostu nieskończoność. Z Bogiem.

Eureka! Eurekamen!

17 stycznia 2021 roku

Oto nad Jordanem Jan Chrzciciel wyznaje w obecności dwóch swoich zwolenników, że Jezus jest „Barankiem Bożym” (J 1,36). Określenie to przywołuje na myśl zarówno obraz Sługi Bożego, „prowadzonego na rzeź” (Iz 53,7), jak i baranka paschalnego, spożywanego w noc sądu nad Egipcjanami uciskającymi Izraelitów (por. Wj 12,6-12). Dzień wcześniej Jan Chrzciciel już wyznał wobec Jezusa: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata. To jest Ten, o którym powiedziałem: Po mnie przyjdzie Mąż, który mnie przewyższył godnością, gdyż był wcześniej ode mnie” (J 1,29-30). Teraz słyszą podobne wyznanie dwaj uczniowie Jana Chrzciciela i niepostrzeżenie dają się wciągnąć w orbitę jakby nieziemskiego przyciągania: „poszli za Jezusem” (J 1,37). Boża łaska już zadziałała, przyciągnęła ich jak magnes; teraz potrzeba tylko dokonać namysłu na tym, co się wydarzyło, by wszystko ubrać w odpowiednie słowa i móc opowiadać innym. Dlatego gdy Jezus widzi ich idących za sobą, pyta: „Czego szukacie?” (J 1,38). To znaczy: Czy wiecie dokładnie, za kim podążacie? Oni wiedzą, że są już na właściwej ścieżce życia, ale chcą jeszcze coś więcej zrozumieć z tej rzeczywistości, która ich ogarnęła tak od razu. „Rabbi, (…) gdzie mieszkasz?” (J 1,38). Wydaje się, że jest to pytanie rutynowe; kiedy bowiem ludzie zapoznają się ze sobą, pytają o imię, zawód i miejsce zamieszkania. Ci uczniowie już znają imię Jezusa i Jego nauczycielską profesję, pytają więc o miejsce zamieszkania. „Chodźcie, a zobaczycie” (J 1,39). Przecież wiadomo, że nad Jordanem Jezus nie miał mieszkania. Co więc oni zobaczyli? Pozostając tego dnia u Niego, dostrzegli, że On nie jest z tego świata, że Jego prawdziwe mieszkanie znajduje się u Boga Izraela, u swego Ojca niebieskiego, w innym wymiarze rzeczywistości. Jakże ważny musiał to być moment ich życia, skoro zapamiętali nawet godzinę: „około dziesiątej” (J 1,39), czyli czwartej po południu. O tej właśnie godzinie dokonali największego odkrycia, jakiego może dokonać człowiek na ziemi; to była ta eureka każdego z nich. Eurekamen ton Messian („Znaleźliśmy Mesjasza”; J 1,41) – woła Andrzej do swojego brata Szymona; liturgia Kościoła bizantyjskiego określi z tego względu Andrzeja przydomkiem Protóklitospierwszy wezwany. On właśnie przyprowadza od razu do Jezusa swego brata Szymona, a Jezus, oczywiście, myśląc już kilka lat wprzód, o swoim Kościele, zmienia Szymonowi imię: „Ty będziesz się nazywał Kefas, to znaczy: Piotr/Skała” (J 1,42). Można odnieść wrażenie, że doświadczamy tutaj swoistego efektu domina, jakiegoś huraganu, perfekcyjnie zorganizowanej sztafety wiary. Jan Chrzciciel poznał tożsamość Jezusa i przekazuje tę prawdę swoim uczniom; Andrzej poznawszy tajemnicę Jezusa, mówi o niej swojemu bratu Szymonowi; Szymon jako Piotr wraz ze swymi następcami, czyli papieżami, będzie umacniać w wierze kolejne pokolenia chrześcijan, i tak aż do skończenia świata. Z Bogiem!

Święto Chrztu Pańskiego…

10 stycznia 2021 roku

Dzisiaj, w Święto Chrztu Pańskiego, ochrzciłem w Warszawie małego Mikołaja. Odczuwam, że w ten właśnie sposób Okres Bożego Narodzenia zyskał jakby swoiste obramowanie, wszak rozpoczął się on wieczerzą wigilijną, kiedy pod choinką znajdowaliśmy prezenty przyniesione przez Świętego Mikołaja, kojarzonego na ogól z mężczyzną w sile wieku. No cóż, tajemnica Wcielenia odmładza nas duchowo. Wcielone Słowo otworzyło źródło wody odradzającej ku życiu wiecznemu. Z Bogiem!

Orszak Trzech Króli zdalnie, czyli duchowo…

6 stycznia 2021 roku

„Spoza siedmiu rzek i gór,/ jedzie, jedzie złoty dwór./ Trzej Królowie jadą,/ złoto, mirrę kładą,/ pasterzy ich wita chór” – tak brzmi jedna ze zwrotek dość swobodnej pastorałki Betlejemskie pole śpi. Niezależnie od pewnych elementów folkloru, które towarzyszą uroczystości Objawienia Pańskiego, trzeba jednak pamiętać, że obchodzimy dzisiaj naprawdę wielki dzień świąteczny, wspominamy bowiem pierwsze ukazanie się nowonarodzonego Chrystusa całemu światu, reprezentowanemu przez mędrców ze Wschodu, których tradycja utożsamiła z Kacprem, Melchiorem i Baltazarem.

Duchowo my także dołączamy do barwnego Orszaku Trzech Króli; najpierw, by pójść i pokłonić się w Betlejem Dzieciątku Jezus (por. Mt 2,1); a następnie, by „inną drogą” (Mt 2,12), to znaczy odmienieni przez Bożą łaskę (por. Ef 3,2), wrócić do samych siebie. Złóżmy Dzieciątku Jezus królewski hołd (por. Ps 72,11), aczkolwiek z racji na trwającą pandemię zdalnie, z realnym jednak dołączeniem trzech naszych darów: głębokiej wiary, niezawodnej nadziei i ofiarnej miłości.

W poprzednich latach do naszych domów zabieraliśmy zwykle z kościołów także kredę i kadzidło, którymi posługiwaliśmy się do symbolicznego uzewnętrznienia naszej więzi z Chrystusem; kreśląc bowiem białą kredą na drzwiach wejściowych królewskie inicjały, potwierdzaliśmy tym samym nasze pokorne oddanie się narodzonemu Zbawicielowi świata; przyjemna zaś woń kadzidła unosiła to nasze uroczyste wyznanie wiary, wsparte modlitwą o błogosławieństwo Boże na cały nowy rok, aż do samego nieba.  Tym razem nakreślmy te inicjały choćby starą albo nawet niepoświęconą kredą… Niech nadal Chrystus błogosławi naszemu domostwu (po łacinie: Christus mansionem benedicat)… Z Bogiem!

Szczęśliwego Nowego Roku 2021…

1 stycznia 2021 roku

Na progu nowego roku kalendarzowego 2021 kończy się Oktawa Narodzenia Pańskiego; przez ostatnie osiem dni ogarniała nas radość pasterzy, którzy, słysząc orędzie anioła, „pośpiesznie udali się do Betlejem i znaleźli Maryję, Józefa oraz leżące w żłobie Niemowlę” (Łk 2,16). Dzisiaj już wiemy, że ósmego dnia, wraz z obrzezaniem, Niemowlę otrzymało imię Jezus, czyli po hebrajsku Jehoszua (w wersji skróconej Jeszua, a w potocznej odmianie galilejskiej Jeszu; por. Łk 2,21), co etymologicznie znaczy: Niech Bóg zbawi lub Bóg zbawia. Od ponad dwóch tysięcy lat, czyli od tamtej „pełni czasu” (Ga 4,4), Zbawiciel chce udzielać ludziom potrzebnych łask, by byli szczęśliwi; niech więc Jego zbawienie dotrze do „wszystkich narodów” (Ps 67,3) i „niech cześć Mu oddają wszystkie krańce ziemi” (Ps 67,8).

Święta Boża Rodzicielka Maryja, której uroczystość otwiera nowy rok kalendarzowy,  sprawy nadprzyrodzone nieustannie „rozważała w swoim sercu” (Łk 2,19), stając się dla nas niedościgłym wzorem wnoszenia tego, co Boskie, w rzeczywistość ziemską, i krzewiąc w ten sposób autentyczny pokój.

Niech na progu Nowego Roku Jezus Chrystus „rozpromieni swe Oblicze” (por. Lb 6,25), czyli po prostu uśmiechnie się do nas wszystkich życzliwie, dając tym samym życiu ludzkiemu w okresie pandemii nowy impuls nadziei! Z Bogiem!

Jest taki świt…

25 grudnia 2020 roku

Dyskretnie ujawniający się za oknami świt zwiastuje nam wszystkim, że oto dobiegła już końca ta święta noc, w której na peryferiach Betlejem narodził się Jezus Chrystus, Zbawiciel świata. Zostaliśmy więc duchowo „przeniknięci nowym blaskiem Wcielonego Słowa” (kolekta mszalna) i dlatego właśnie nazywamy się „Ludem Świętym, Odkupionymi przez Pana” (Iz 62,12). Może trochę przypominamy tamtych bezsennych pasterzy betlejemskich, którzy wciąż jeszcze „wielbią i wysławiają Boga” (Łk 2,20); wszak od anioła, do którego niebawem przyłączyło „mnóstwo zastępów niebieskich” (Łk 2,13), dowiedzieli się czegoś niezwykłego, że mianowicie znajdą w grocie „Niemowlę owinięte w pieluszki i leżące w żłobie” (Łk 2,12).  

Aniołowie już odlecieli z powrotem do nieba (por. Łk 2,15), a my ciągle nie możemy oprzeć się zdumieniu (por. Łk 2,18), że oto stamtąd sam Bóg zechciał przyjść na ziemię (por. Iz 62,11), by usprawiedliwić ludzkość obfitością swego miłosierdzia (por. Tt 3,5). I jakby dopiero teraz zaczynamy rozumieć, że ten świt za oknami stanowi tak naprawdę jedynie odblask owej światłości przedwiecznej, która z Betlejem promieniuje intensywnie aż po krańce ziemi. Jest to jasność „dobroci i miłości Zbawiciela” (Tt 3,4), dzięki któremu od ponad dwóch tysięcy lat dokonuje się chrześcijańska odnowa świata: „Światło wschodzi dla sprawiedliwego/ i radość dla ludzi prawego serca./ Weselcie się w Panu sprawiedliwi,/ i sławcie Jego święte imię” (Ps 97,11-12). Z Bogiem!

Jest taka noc…

24/25 grudnia 2020 roku

„Gdy głęboka cisza zalegała wszystko, a noc w swoim biegu dosięgała połowy, wszechmocne Twe słowo, z nieba, z królewskiej stolicy (…), runęło pośrodku zatraconej ziemi” (Mdr 18,14-15). To naprawdę była niesamowita eksplozja duchowej światłości nad mieszkańcami kraju mroków (por. Iz 9,1), czyli w duszach grzeszników. „Albowiem Dziecię nam się narodziło, Syn został nam dany, na Jego barkach spoczęła władza. Nazwano Go imieniem: Przedziwny Doradca, Bóg Mocny, Odwieczny Ojciec, Książę Pokoju” (Iz 9,5).

Tak oto językiem prorockiej poezji można od strony wewnętrznej wyrazić to, co ewangelista od strony zewnętrznej opowiedział następująco: „Nadszedł dla Maryi czas rozwiązania. Powiła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie” (Łk 2,6-7).

My właśnie jak ci pasterze, trzymający straż nocną, oddajemy pokłon Dzieciątku Jezus, które „niesie zbawienie wszystkim ludziom” (Tt 2,11). A zatem: „Niech się radują niebiosa i ziemia weseli,/ niech szumi morze i wszystko, co je napełnia./ Niech się cieszą pola i wszystko, co na nich rośnie,/ niech wszystkie drzewa w lasach wykrzykują z radości” (Ps 96,11-12). Z Bogiem!

Jest taki dzień…

24 grudnia 2020 roku

Wigilia znaczy po łacinie czuwanie. Dzisiejszy dzień stanowi kulminację adwentowego wyczekiwania na przyjście Mesjasza. Już dosłownie za kilka godzin Boże zbawienie „zapłonie jak pochodnia” (Iz 62,1), bo w Betlejem narodzi się „Zbawiciel Jezus” (Dz 13,23), który wyzwoli „lud swój od jego grzechów” (Mt 1,21). Ale ludzkość już teraz zaczynają powoli dosięgać pierwsze promienie światła wydobywającego się z Opoki naszego zbawienia (por. Ps 89,27). 

Wieczorem zasiądziemy do wigilijnego stołu, przełamiemy się opłatkiem, wypowiemy słowa życzeń, porozmawiamy ze sobą życzliwie i zaśpiewamy wspólnie kolędy. „Błogosławiony lud, który umie się cieszyć” (Ps 89,16). Naprawdę będziemy się radować tak, jak „oblubieniec weseli się z oblubienicy” (Iz 62,5), bo wiemy, że Bóg już na wieki zachowa swoją łaskę dla ludzkości (por. Ps 89,29).

Otwórzmy tylko nasze drzwi wejściowe, gdy do nich pośród zapadających ciemności zapukają brzemienna Maryja i Jej zafrasowany Mąż Józef. Niech nasze domy staną się w ten sposób cudownymi centrami Bożej miłości, niezbędnej dla ludzkości w okresie pandemii. A jeśli te serca były ostatnio oziębłe wobec bliźnich, niech je tym mocniej rozgrzeje odkupieńcza łaska małego Jezusa. Szczęść Boże!

Zgoda na wolę Bożą…

20 grudnia 2020 roku

Dziewica Maryja wspaniałomyślnie zgadza się wobec archanioła Gabriela na to, by w mocy Ducha Świętego poczęła Syna Bożego (por. Łk 1,35): „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa twego” (Łk 1,38). Tak oto urzeczywistnia się proroctwo Natana, wtedy sprzed tysiąca (a dzisiaj już sprzed trzech tysięcy) lat, że Bóg wzbudzi Dawidowi „potomka” (2 Sm 7,12), którego „królestwo będzie trwać na wieki” (2 Sm 7,16). Wszak dla Boga „nie ma nic niemożliwego” (Łk 1,37). 

W tę czwartą (i ostatnią) Niedzielę Adwentu słowami Psalmu 89 wyrażamy Bogu, „który jedynie jest mądry” (Rz 16,27), wdzięczność za spełnienie się tej obietnicy prorockiej w Jezusie Chrystusie: „O łaskach Pana będę śpiewał na wieki,/ Twą wierność będę głosił moimi ustami/ przez wszystkie pokolenia./ Albowiem powiedziałeś:/ «Na wieki ugruntowana jest łaska»,/ utrwaliłeś swą wierność w niebiosach” (Ps 89,2-3).

Nasze życie religijne, poczęte sakramentalnie z Ducha Świętego w momencie chrztu, także powinno przebiegać w harmonii z wolą Boga, czyli „zgodnie z Ewangelią” (Rz 16,25). A moje serce ma być niejako tym Dawidowym pałacem cedrowym (por. 2 Sm 7,2), w którym zamieszkuje sam Bóg, Opoka naszego zbawienia (por. Ps 89,27).

Jak pisał Adam Mickiewicz (zm. 1855) w utworze Boże Narodzenie: „Wierzysz, że się Bóg zrodził w betlejemskim żłobie,/ Lecz biada ci, jeżeli nie zrodził się w tobie”. Z Bogiem!

Koniec pierwszego etapu Adwentu…

16 grudnia 2020 roku

Księga Izajasza: „Niebiosa, wysączcie z góry sprawiedliwość i niech obłoki z deszczem ją wyleją! Niechaj ziemia się otworzy, niech zbawienie wyda owoc i razem wzejdzie sprawiedliwość!” (Iz 45,8).

To jeden z najbardziej adwentowych motywów biblijnych.

Wczoraj ukazała się książka papieża Franciszka zatytułowana Powróćmy do marzeń. Droga ku lepszej przyszłości, w której przestrzega on przed tym, co może blokować działanie Boga w nas: „narcyzm, zniechęcenie i pesymizm”. Czyż nie są to konkretne zadania na ten drugi etap Adwentu? Z Bogiem!       

Savoir vivre…

15 grudnia 2020 roku

„Przystąpili do Niego arcykapłani i starsi…” (Mt 21,23). Czyli, po odpowiedniej aktualizacji słowa Bożego, znaczy to mniej więcej tyle, że przystąpili do Niego „biskupi i prezbiterzy”.  

„Wtedy Jezus rzekł do nich: Zaprawdę, powiadam wam: Celnicy i nierządnice wchodzą przed wami do królestwa niebieskiego” (Mt 21,31). Uff!    

No cóż, oczywiście nie jest dobrze, ale to jeszcze nie katastrofa. Ważne jednak, żebyśmy w ogóle weszli, nawet za nierządnicami i celnikami. Bo potem przecież jakoś się usprawiedliwimy przed Sędzią, że to był po prostu taki obowiązujący na ziemi savoir vivre, przepuścić mianowicie w przejściu bliźnich, a szczególnie kobiety i bogatych.

Tym bardziej, że Psalmista zapewnia: „Pan odkupi dusze sług swoich,/ nie zazna kary, kto się do Niego ucieka” (Ps 34,23). Tli się więc wciąż jeszcze nadzieja… Z Bogiem!

Wzrok przenikliwy…

14 grudnia 2020 roku

Dzieje pogańskiego wieszczka Balaama z okresu początków Narodu Wybranego to jakby prehistoria chrześcijańskiej mistyki. „Ogarnął go Duch Boży” (Lb 24,2) i dlatego właśnie „wzrok miał przenikliwy” (Lb 24,3.15). A zatem o Mesjaszu mógł prorokować autentycznie: „Widzę go, lecz jeszcze nie teraz, dostrzegam go, ale nie z bliska: Wschodzi Gwiazda z Jakuba, a z Izraela podnosi się berło” (Lb 24,17).

Na takim tle dzisiaj w liturgii Kościół czci św. Jana od Krzyża (1542-1591), hiszpańskiego prezbitera, karmelitę i Doktora Kościoła, a nade wszystko właśnie wielkiego mistyka. Była to postać niezwykle ważna dla samego Karola Wojtyły, który zapoznał się z nią podczas studiów na Uniwersytecie Jagiellońskim dzięki przyjaźni ze skromnym zelatorem Żywego Różańca Janem Tyranowskim. Później nauczył się języka hiszpańskiego, aby w swojej rozprawie doktorskiej w Rzymie podjąć temat wiary w pismach św. Jana od Krzyża. Praca składała się z dwóch części, analitycznej i syntetycznej. Część analityczna stanowiła prezentację wiary w czterech najważniejszych dziełach hiszpańskiego karmelity, a mianowicie: Droga na górę Karmel, Noc ciemna, Pieśń duchowa i Żywy płomień miłości. W części syntetycznej Karol Wojtyła stwierdził, że wiara z natury rzeczy stanowi potencjalnie początek kontemplacji Boga i staje się faktycznie taką kontemplacją, jeśli zostanie wzmocniona innymi nadprzyrodzonymi mocami (por. Karol Wojtyła, Świętego Jana od Krzyża nauka o wierze, Lublin 2000, s. 227).

Dokładnie w tym punkcie sytuuje się jedno ze źródeł aktualnego kryzysu duszpasterstwa. Kapłani stali się formalni, zewnętrzni i mechaniczni. Działają zbyt dosłownie wedle zasady ex opere operato, niejednokrotnie bezmyślnie odtwarzając rytuały. A przecież mieliśmy być przewodnikami duchowymi dla Ludu Bożego w jego drodze do nieba przez ziemię! I takiej funkcji nie spełni się bez „wzroku przenikliwego”, który zdolny jest do kontemplacji dóbr nadprzyrodzonych, a nie tylko chłonie te ziemskie. „Wzrok przenikliwy” to inaczej po prostu wiara żywa, niejako mistyczna…  Z Bogiem!

Kochajmy proroków!

13 grudnia 2020 roku

„Czy ty jesteś prorokiem?” (J 1,21) – zapytywano Jana Chrzciciela. „Jam głos wołającego na pustyni” (J 1,23) – odpowiadał elitom z Jerozolimy. To on właśnie, niejako palcem, wskazał Mesjasza. Jak nikt inny przedtem. Świadek Światłości (por. J 1,7). Prorok unikalny!

Prorok oznacza usta samego Boga, Jego głos. Ileż to już razy słyszeliśmy tę słynną prorocką formułę: „To mówi Pan Zastępów” (Jer 23,16).

Pierwsi chrześcijanie pozostawali pod ogromnym wrażeniem proroctw Starego Testamentu. Modelowym przykładem może tu być choćby nawrócenie św. Justyna w II wieku; jako poganin szukał on prawdy u przedstawicieli różnych szkół filozoficznych, nie znajdując nigdzie satysfakcjonującej odpowiedzi; dopiero gdy udał się do pewnej miejscowości leżącej w pobliżu morza, aby tam pozostać tylko sam na sam ze sobą, podczas spaceru zauważył nagle, że podąża za nim jakiś człowiek „w sędziwym wieku, dobrze wyglądający, sprawiający wrażenie łagodnego, lecz jednocześnie godnego czci” (Dialog z Żydem Tryfonem, 3,1). Ten właśnie starzec opowiedział Justynowi o prorokach: „W dawnych czasach, jeszcze przed (…) filozofami, żyli ludzie błogosławieni, sprawiedliwi i mili Bogu, przemawiający za natchnieniem Ducha Bożego i przepowiadający rzeczy przyszłe, które teraz się spełniają. Nazywani zaś są prorokami. Oni jedyni widzieli prawdę i obwieszczali ją ludziom, nie starali się przypodobać nikomu ani nikogo się nie lękali, ani też nie dali się opanować próżnej chwale, lecz głosili tylko to, co napełnieni Duchem Świętym widzieli i słyszeli. Ich pisma istnieją aż do dzisiaj i tym, co je z wiarą czytają, przynoszą one wiele korzyści” (7,1-2). Efekt tej rozmowy okazał się zadziwiający: „W mojej duszy – przyznaje św. Justyn – w tej właśnie chwili zapalił się ogień i ogarnęła mnie miłość do proroków (…). Rozważywszy (…) słowa starca, doszedłem do wniosku, że to jest jedyna i pewna filozofia” (8,1).

Nic więc dziwnego, że jeden z pierwszych biskupów chrześcijańskich, św. Ignacy Antiocheński (zm. 107), napełniony miłością Chrystusa do tego stopnia, że gotów był ponieść śmierć męczeńską, tuż przed egzekucją pisał do wspólnoty kościelnej w Filadelfii (dzisiaj Alaşehir w Turcji): „Proroków również kochajmy, ponieważ i oni zapowiadali Ewangelię, pokładali swoją ufność w Chrystusie i na Niego czekali. Uwierzywszy też w Niego, uzyskali zbawienie, a trwając w jedności z Jezusem Chrystusem, (…) zostali włączeni w Ewangelię naszej wspólnej nadziei” (List do Kościoła w Filadelfii, V,2).

To właśnie prorocy jako pierwsi uwierzyli w Chrystusa, a ich linia sięga wręcz samego Abrahama, nazwanego po hebrajsku nabi (Rdz 20,7), czyli etymologicznie powołany i natchniony (prorok), kończy się zaś na Janie Chrzcicielu. Pierwsi prorocy nie redagowali ksiąg, ale któż z nas nie zna Samuela, Natana, Gada, Eliasza czy Elizeusza? Późniejsi zaś prorocy pozostawili już po sobie pisma biblijne: Izajasz, Jeremiasz, Ezechiel, Daniel, Baruch, Ozeasz, Joel, Amos, Abdiasz, Jonasz, Micheasz, Nahum, Habakuk, Sofoniasz, Aggeusz, Zachariasz i Malachiasz. To oni właśnie wzbudzili w świecie nadzieję na nastanie czasów mesjańskich, to oni przygotowywali ludzi na przyjście Chrystusa, to oni przedstawili Go w ogólnych zarysach.

Kochajmy proroków! Z Bogiem!

Słowo jak pochodnia…

12 grudnia 2020 roku

„Powstał Eliasz, prorok jak ogień, a słowo jego płonęło jak pochodnia” (Syr 48,1). Tuż przed publiczną działalnością Jezusa prorockie rysy Eliasza jakby odzwierciedlił w sobie Jan Chrzciciel i jego słowo także płonęło nad Jordanem jak pochodnia.

A czy współczesna homilia mszalna ma również być pochodnią? Ależ oczywiście!   

Papież Franciszek nalegał w swojej programowej adhortacji apostolskiej Evangelii gaudium (2013), by homiliści (tradycyjnie kaznodzieje) „przemawiali sercem” (n. 144) i „wzbudzali zapał” (n. 138).

Wydane rok później watykańskie Dyrektorium homiletyczne (2014) wyjaśnia, że homilia nie powinna być ani „kazaniem na jakiś abstrakcyjny temat”, ani „ćwiczeniem z egzegezy biblijnej”, ani „nauką katechetyczną”, ani „osobistym świadectwem” (n. 6). Te elementy, oczywiście, „służą celowi homilii” (n. 7), ale ona sama stanowi „wypowiedź o tajemnicach wiary i prawidłach życia chrześcijańskiego dostosowaną do szczególnych potrzeb słuchaczy” (n. 11). W konsekwencji taka aktualizacja słowa Bożego warunkuje „wymagającą” (n. 12) i jednocześnie „bardzo prostą dynamikę” (n. 15), obejmującą „trzy etapy”: pierwszy stanowi „swoiste rozszerzenie samych czytań” (n. 12); drugi „przygotowuje wspólnotę do celebracji Eucharystii” (n. 13); „trzeci, który może być krótszy i stanowić też zakończenie, podpowiada, jak członkowie wspólnoty, przemienieni przez Eucharystię, mogą w swoim powszednim życiu wnieść Ewangelię w świat” (n. 14).

Na każdym z tych etapów w sercu homilisty musi płonąć ogień, ale nie wyolbrzymionych emocji, tylko prawdziwie miłującej zażyłości z Bogiem! Wszak kapłan ma przemawiać w Jego imieniu, Jego słowem.   

Homiliści powinni także od czasu do czasu ujawnić się przed Ludem Bożym jako homileci, czyli niejako wykładowcy homiletyki z Seminarium, potrafiący wyjaśnić prosto, na czym metodologicznie polega sama mszalna homilia. Jej odbioru bowiem, czyli słuchania słowa Bożego, trzeba się przecież także systematycznie uczyć… Z Bogiem!      

Kościelne statystyki…

11 grudnia 2020 roku

Ukazało się „Annuarium statisticum Ecclesiae in Polonia”, wydane przez pallotyński ISKK, a opracowane przez ks. Wojciecha Sadłonia i Luizę Organek, prezentujące „dane za 2019 r.”

W Polsce wskaźnik dominicantes wynosił wówczas 36,9%, czyli  spadek o 1,3 % w skali roku, a communicantes to 16,7%, czyli spadek o 0,6%. 

W Diecezji Łomżyńskiej wskaźnik dominicantes wynosił 44,7 % (spadek o 1,8%), a communicantes – 21,8% (spadek o 0,2%).

No cóż, niby ogólnie nie tracimy bramek, ale ich przecież także nie strzelamy. Hm!

Opracowanie podaje jeszcze inne statystyki. Mnie osobiście najbardziej zainspirował wskaźnik „liczby alumnów na stu księży” w danym Kościele lokalnym. W Diecezji Łomżyńskiej wynosił on zaledwie 5,9, co plasuje nas w połowie trzeciej dziesiątki całego rankingu (na 44 pozycje łącznie). Co to znaczy? Że stu księży niejako przyciąga do Seminarium sześciu kandydatów. W badanym okresie łomżyńskie Seminarium obejmowało 32 alumnów. Ostatnia dekada przyniosła zatem spadek o mniej więcej połowę (z 68 w 2011 roku). Można byłoby powtórzyć pytanie z dzisiejszej liturgii Słowa: „Z kim mam porównać to pokolenie?” (Mt 11,16).

Chyba jednak my jako duszpasterze nie jesteśmy owym „drzewem zasadzonym nad płynącą wodą,/ które wydaje owoc w swoim czasie” (Ps 1,3). Niestety… Z Bogiem!

Flora na pustyni…

10 grudnia 2020 roku

Bóg w mszalnej liturgii Słowa zapowiada, że na pustyni wyrosną cedry, akacje, mirty, oliwki, cyprysy, wiązy i bukszpan (por. Iz 41,19). Siedem gatunków flory. Jak siedem darów Ducha Świętego? 

Taka będzie moja dusza, gdy przyjmę deszcz obfitości z obłoków, czyli tego Sprawiedliwego, którego Jan Chrzciciel coraz wyraźniej zapowiada… Z Bogiem!

COVID -19

9 grudnia 2020 roku

Mam już za sobą doświadczenie choroby COVID – 19. To była druga połowa października. Przebieg raczej średni. Ani łagodny, ani ostry. Łatwo wyczuwalny okazał się natomiast moment ustania choroby. Ale jej skutki trwają potem jeszcze przez dwa-trzy tygodnie w formie lekkiego zmęczenia i ogólnej dekoncentracji. Chwalę się jednak wszem i wobec, że mój organizm zyskał przynajmniej na pewien czas stosowną odporność.

Podczas izolacji dzwoniła pani z Sanepidu i pani Policjantka. Ta pierwsza chciała się dowiedzieć, z kim kontaktowałem się w fazie zarażenia. Prosiła, bym był szczery, bo księża na ogół „trochę kręcą”. Ta druga z kolei, gdy dowiedziała się, że jestem księdzem, zrezygnowała ze sprawdzenia, czy pozostaję w domu, bo duchownym akurat ufa. A ponadto do końca izolacji brakowało mi wówczas zaledwie około sześciu godzin.          

W dzisiejszej liturgii mszalnej niezwykle sugestywnie wybrzmiały słowa z Księgi Izajasza: „Ci, co zaufali Panu, odzyskują siły, otrzymują skrzydła jak orły; biegną bez zmęczenia, bez znużenia idą” (Iz 40,31). Sił już trochę mam, czekam teraz na te skrzydła. Ufam Panu! Z Bogiem!   

Jutrzenka zbawienia…

8 grudnia 2020 roku

Jest w naszym życiu czasami takie pragnienie, by wszystko móc zacząć zupełnie od nowa, po prostu niejako od zera. I chociaż cofnąć czasu rzeczywiście nie sposób, bo nawet jesienne przesunięcie zegarów w tył o jedną godzinę jest tylko zmianą skali w urządzeniu pomiarowym, to jednak niejednokrotnie jesteśmy w stanie rozpocząć nowy etap życia, radykalnie odmienny od tego poprzedniego.   

I oto dzisiaj właśnie świętujemy największą tego typu zmianę w dziejach świata. Około 20 roku przed erą chrześcijańską, w momencie niepokalanego poczęcia Najświętszej Maryi Panny, rozpoczął się radykalnie odmienny etap w historii zbawienia, zaistniała bowiem na ziemi osoba, która nie miała w sobie grzechu pierworodnego, była po prostu Niepokalana. A stało się tak z tego powodu, że miała Ona w niedalekiej przyszłości wydać na świat Boskiego Zbawiciela. Dzisiejsza prefacja mszalna wyraża tę prawdę w formie modlitwy skierowanej do Boga: „Ty zachowałeś Najświętszą Maryję Pannę od zmazy grzechu pierworodnego i obdarzyłeś pełnią łaski, aby Ją przygotować na godną Matkę Twojego Syna”. Ten „przywilej Niepokalanego Poczęcia” – jak tłumaczą to z kolei dzisiejsze oracje mszalne – dokonał się „na mocy zasług przewidzianej śmierci Chrystusa”, czyli „uprzedzającej łaski”. Powód był oczywisty: nie godziłoby się, by Ta, która pocznie i porodzi Syna Bożego, sama była grzeszna; Ona powinna być po prostu „pełna łaski” (Łk 1,28)!

Bóg zaprojektował to przerwanie w łańcuchu grzechu pierworodnego zasadniczo już w raju, mówiąc do szatana: „Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej” (Rdz 3,15). Maryja jawi się w takiej perspektywie jako nowa Ewa, posłuszna doskonale woli Boga: „Oto Ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według twego słowa” (Łk 1,38). Jest Jutrzenką, zwiastującą czasy mesjańskie, pojawienie się Jezusa jako „Słońca Wschodzącego z wysoka” (Łk 1,78). To Ona właśnie swoją świętością rozjaśnia nam mroki adwentowej drogi, a dzisiaj urzeka wręcz blaskiem niewysłowionym: „Wołaj z radości na cześć Pana, cała ziemio,/ cieszcie się, weselcie i grajcie” (Ps 98,4).        

My także jesteśmy potomstwem Maryi, aczkolwiek, oczywiście, w sensie duchowym, jak Kościół. Bóg „wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem” (Ef 1,4). Każda zatem spowiedź święta daje nam okazję do „nowego początku”, rozpoczęcia wszystkiego jakby jeszcze raz, w posłuszeństwie woli Bożej, na sposób Niepokalanej Dziewicy Maryi. Z Bogiem!